Między młotem a kowadłem: Kiedy dzieci chcą wrócić od babci wcześniej, niż planowano
– Mamo, proszę, przyjedź po nas! – głos Kuby drżał, a ja poczułam, jak serce ściska mi się w piersi. Stałam w kuchni, trzymając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Za oknem padał letni deszcz, a ja czułam się jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę.
To miał być tydzień odpoczynku – dla mnie i dla mojej mamy. Kuba i Michał, moi synowie, mieli spędzić u babci kilka dni na wsi pod Lublinem. Mama cieszyła się jak dziecko, planowała wycieczki do lasu, pieczenie drożdżówek i wieczorne opowieści przy kominku. Ja z kolei marzyłam o chwili ciszy w domu, o kawie wypitej bez pośpiechu i o tym, żeby choć raz obejrzeć film od początku do końca.
Ale już drugiego dnia zadzwonił Kuba. Najpierw myślałam, że to zwykła tęsknota. – Mamo, Michał płacze, bo nie chce spać sam w pokoju – mówił szeptem. – Babcia mówi, że jesteśmy za duzi na takie rzeczy. – Uspokajałam go, tłumaczyłam, że babcia ma swoje zasady i że to tylko kilka dni. Ale potem zadzwonił znowu. I znowu. Aż w końcu usłyszałam: – Mamo, proszę, przyjedź po nas dzisiaj. Nie chcemy tu być.
W głowie miałam mętlik. Z jednej strony wiedziałam, że mama nie jest już młoda i opieka nad dwoma rozbrykanymi chłopcami to dla niej wyzwanie. Z drugiej – czułam się winna wobec dzieci. Czy powinnam je odebrać? Czy powinnam zmusić je do zostania? A może powinnam porozmawiać z mamą?
Zadzwoniłam do niej wieczorem. – Mamo, chłopcy dzwonili do mnie kilka razy. Mówią, że są nieszczęśliwi…
– Oj, Aniu! – przerwała mi zniecierpliwiona. – Rozpuściłaś ich jak dziadowski bicz! U mnie nie ma komputerów i telefonów przez cały dzień, to się nudzą. Ale niech się nauczą trochę samodzielności! Ja w ich wieku sama chodziłam po lesie i nikt nade mną nie skakał.
Poczułam ukłucie złości i bezsilności. Mama zawsze była twarda i wymagająca. Wychowywała mnie surowo – nie było miejsca na łzy czy narzekania. A ja… zawsze chciałam być inną matką. Bardziej czułą, wyrozumiałą. Ale czy nie przesadziłam w drugą stronę?
Następnego dnia Kuba zadzwonił znowu. – Mamo, babcia krzyczy na Michała, bo rozlał mleko. Powiedziała, że jesteśmy niegrzeczni i że nie chce nas tu więcej widzieć.
Zamarłam. Michał miał dopiero siedem lat. Był wrażliwy i łatwo się przejmował. Wiedziałam, że takie słowa mogą go zranić na długo.
Wieczorem długo rozmawiałam z mężem. – Może powinniśmy ich odebrać? – zapytałam cicho.
– A może powinniśmy dać im szansę nauczyć się czegoś nowego? – odpowiedział Tomek spokojnie. – Twoja mama jest trudna, ale życie też takie bywa.
Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się wspomnienia z dzieciństwa: surowa mama, wieczne wymagania, brak pochwał… I moje postanowienie: moje dzieci będą miały inaczej.
Rano zadzwoniłam do mamy. – Mamo, musimy porozmawiać. Chłopcy są nieszczęśliwi. Michał płakał przez pół nocy.
– Aniu, ja już nie mam siły! Oni nie słuchają, robią bałagan, cały czas chcą wracać do domu! Może rzeczywiście lepiej będzie, jak ich odbierzesz.
Wsiadłam w samochód i pojechałam po nich jeszcze tego samego dnia. W drodze powrotnej Kuba siedział cicho i patrzył przez okno. Michał wtulił się we mnie i zasnął.
Wieczorem usiedliśmy razem na kanapie.
– Mamo… babcia powiedziała, że już nas nie chce widzieć…
Poczułam łzy pod powiekami.
– Babcia jest zmęczona i czasem mówi rzeczy, których potem żałuje – próbowałam tłumaczyć.
Ale w środku czułam żal do mamy i do siebie samej. Czy powinnam była zostawić chłopców u niej dłużej? Czy powinnam była wcześniej z nią porozmawiać o zasadach? Czy to ja zawiodłam jako matka?
Kilka dni później zadzwoniła mama.
– Aniu… przepraszam za wszystko. Chyba rzeczywiście jestem już za stara na takie wyzwania…
Rozmawiałyśmy długo o tym, jak bardzo różnimy się jako matki i jak trudno jest pogodzić oczekiwania różnych pokoleń.
Dziś patrzę na moich synów i zastanawiam się: czy można wychować dzieci bez bólu rozstań i konfliktów? Czy można być dobrą matką dla swoich dzieci i dobrą córką dla swojej matki jednocześnie? Może każda rodzina musi znaleźć własną odpowiedź na to pytanie…