Między miłością a przestrogą: Dziennik Magdy

— Nie potrzebujesz mojego syna, on ci tylko życie zrujnuje. — Głos Zofii Stanisławy odbił się echem w ciasnej kuchni pachnącej kawą i świeżym chlebem. Stałam przy oknie, ściskając filiżankę tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. — To nieprawda, Zofio Stanisławo! Dlaczego tak mówisz o Jacku? Przecież to twoje jedyne dziecko! — odpowiedziałam drżącym głosem, czując jak łzy napływają mi do oczu.

Zofia spojrzała na mnie z takim chłodem, że aż przeszył mnie dreszcz. — Właśnie dlatego cię ostrzegam. Za dobrze go znam, żeby wątpić w swoje słowa. — Powoli wyszła z kuchni, zostawiając mnie samą z moimi myślami i strachem.

Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Wzięłam do ręki mój stary dziennik, ten sam, w którym zapisywałam wszystkie najważniejsze chwile mojego życia. „Chociaż ktoś cię potrzebował” — napisałam na górze strony. Czy naprawdę jestem dla kogoś cenna? Czy Jacek mnie potrzebuje, czy tylko szuka kogoś, kto załata jego własne rany?

Poznaliśmy się przypadkiem na przystanku tramwajowym. Był listopad, padał deszcz, a ja zgubiłam rękawiczkę. Jacek podniósł ją i oddał mi z uśmiechem. Od tamtej pory wszystko potoczyło się szybko — wspólne spacery po Plantach, rozmowy do późna w nocy, pierwsze „kocham cię” wypowiedziane szeptem pod starym kasztanem. Myślałam, że to bajka. Ale bajki kończą się dobrze tylko w książkach dla dzieci.

Zofia Stanisława od początku patrzyła na mnie z rezerwą. Była kobietą twardą, samotnie wychowywała Jacka po tym, jak jego ojciec odszedł do innej kobiety. Mówiła o sobie: „Ja już wszystko widziałam”. Kiedy pierwszy raz przyszłam do ich mieszkania na kolację, czułam się jak intruz. Każde moje słowo było analizowane, każdy gest oceniany.

— Magda, a czym się właściwie zajmujesz? — zapytała wtedy Zofia, patrząc mi prosto w oczy.
— Pracuję w bibliotece na Uniwersytecie Jagiellońskim — odpowiedziałam niepewnie.
— Aha… — mruknęła tylko i wróciła do krojenia chleba.

Jacek próbował łagodzić napięcia, ale sam był coraz bardziej rozbity między nami. Często znikał na całe wieczory, tłumacząc się pracą lub spotkaniami ze znajomymi. Zaczęłam podejrzewać, że coś przede mną ukrywa. Pewnego dnia znalazłam w jego kurtce list od komornika. Długi po ojcu… Jacek nigdy mi o tym nie powiedział.

Zaczęłam się bać. Bałam się, że Zofia ma rację. Że Jacek nie jest gotowy na poważny związek, że ciągnie za sobą ciężar przeszłości, którego nie potrafi udźwignąć. Ale kochałam go — może nawet bardziej niż siebie samą.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem na ławce pod blokiem.
— Jacek… czy ty mnie naprawdę kochasz? — zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Magda… ja nie wiem, czy potrafię być taki, jakiego mnie chcesz. Moja matka… ona zawsze mówiła mi, że wszystko schrzanię.
— Nie musisz być idealny — szepnęłam i przytuliłam go mocno.

Ale słowa Zofii wracały do mnie jak echo. „On ci tylko życie zrujnuje”. Czy naprawdę mogę mu zaufać? Czy powinnam walczyć o naszą miłość?

W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Koleżanki pytały:
— Magda, co się z tobą dzieje? Wyglądasz jak cień człowieka.
Uśmiechałam się wymuszenie i mówiłam: „Nic takiego”.

W domu mama zauważyła moje rozterki.
— Córeczko, jeśli ktoś cię naprawdę potrzebuje, to nie sprawia ci tyle bólu — powiedziała pewnego wieczoru.
Ale ja nie chciałam słuchać rad. Chciałam wierzyć, że dla Jacka jestem kimś wyjątkowym.

W końcu postanowiłam porozmawiać z Zofią Stanisławą jeszcze raz. Poszłam do niej sama, bez Jacka.
— Proszę pani… ja naprawdę kocham Jacka. Wiem o jego problemach i chcę mu pomóc.
Zofia spojrzała na mnie z nowym wyrazem twarzy — jakby przez chwilę zobaczyła we mnie siebie sprzed lat.
— Magdo… ja też kiedyś kochałam tak mocno, że aż bolało. Ale czasem miłość to za mało. Czasem trzeba umieć odejść.

Wróciłam do domu rozbita. Całą noc płakałam i pisałam w dzienniku:
„Czy naprawdę jestem dla kogoś cenna? Czy warto walczyć o kogoś, kto sam ze sobą nie potrafi sobie poradzić?”

Kilka dni później Jacek przyszedł do mnie z bukietem tulipanów.
— Przepraszam za wszystko… Chcę spróbować jeszcze raz. Dla ciebie.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Chciałam wierzyć, że tym razem będzie inaczej.

Dziś znów siedzę nad pustą kartką dziennika i zastanawiam się: czy można być dla kogoś naprawdę cennym, jeśli on sam siebie nie potrafi docenić? Czy miłość wystarczy, by pokonać wszystkie przeszkody? Może czasem trzeba pozwolić komuś odejść… Ale czy wtedy nie zostaniemy już tylko z pustką?