Między miłością a interesem: Jak moja teściowa chciała odebrać mi dom i spokój
– Iwona, musimy poważnie porozmawiać – głos mojej teściowej, pani Haliny, rozbrzmiał w kuchni jak dzwon na alarm. Stałam przy zlewie, z rękami w pianie, kiedy ona weszła bez pukania. Spojrzałam na nią, próbując ukryć niepokój. – Chodzi o mieszkanie. Uważam, że powinniście przepisać je na mnie. To dla waszego dobra.
Zamarłam. Przez chwilę nie byłam pewna, czy dobrze słyszę. Mieszkanie, które razem z Piotrem kupiliśmy na kredyt, było naszym azylem. Naszym jedynym pewnym miejscem na świecie. – Ale… dlaczego? – wykrztusiłam.
Teściowa spojrzała na mnie z wyższością. – Bo życie jest nieprzewidywalne. Gdyby coś się stało Piotrowi, ty mogłabyś… no wiesz… sprzedać mieszkanie albo je stracić. Lepiej, żeby było na mnie. Ja zadbam o was.
W tej chwili poczułam się jak intruz we własnym domu. Piotr wrócił z pracy kilka godzin później. Czekałam na niego z duszą na ramieniu.
– Twoja mama chce, żebyśmy przepisali mieszkanie na nią – powiedziałam od razu.
Piotr westchnął ciężko. – Wiem. Już ze mną rozmawiała. Mówi, że to dla bezpieczeństwa rodziny.
– A ty co o tym sądzisz?
Zawahał się. – Nie wiem, Iwona. Mama zawsze była ostrożna… Może ma rację?
W tej chwili poczułam się zdradzona. Czy naprawdę mój mąż nie widzi, że chodzi o kontrolę? O władzę nad nami?
Noc była bezsenna. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głos teściowej: „To dla waszego dobra”.
Następnego dnia zadzwoniła moja mama.
– Iwonka, słyszałam od cioci Krysi, że Halina coś kombinuje z waszym mieszkaniem. Nie pozwól na to! – jej głos był pełen troski i gniewu.
– Mamo, Piotr nie chce się kłócić z matką…
– A ty chcesz stracić wszystko? Zastanów się!
Czułam się rozdarta między lojalnością wobec męża a własnym poczuciem sprawiedliwości i bezpieczeństwa.
W weekend teściowa przyszła na obiad. Atmosfera była gęsta jak barszcz.
– Iwona, przemyślałaś moją propozycję? – zapytała przy stole.
– Tak – odpowiedziałam spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem. – Nie zgadzam się.
Piotr spojrzał na mnie zaskoczony. Halina zmrużyła oczy.
– Myślałam, że jesteś rozsądniejsza – syknęła. – Ale skoro tak…
Od tego dnia zaczęło się piekło. Teściowa dzwoniła do Piotra codziennie, podsycając jego niepewność: „A jeśli Iwona cię zostawi? A jeśli zachorujesz? Co wtedy?”
Piotr zaczął być nerwowy, unikał rozmów ze mną. W domu czułam się jak obca.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez telefon:
– Mamo, nie wiem już sam… Iwona jest uparta…
– Synku, ona myśli tylko o sobie! Ja chcę dla was dobrze!
Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę jestem egoistką?
Zaczęliśmy się kłócić o wszystko: o pieniądze, o przyszłość, nawet o to, kto wyrzuci śmieci. Mój świat zaczął się rozpadać.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła moje rozkojarzenie.
– Coś się dzieje? – zapytała delikatnie.
Opowiedziałam jej wszystko.
– Iwona, musisz walczyć o siebie! Jeśli teraz ustąpisz, już zawsze będziesz pod jej butem – powiedziała stanowczo.
Wieczorem usiadłam z Piotrem przy stole.
– Kocham cię – zaczęłam cicho – ale nie pozwolę nikomu odebrać nam domu. Nawet twojej mamie.
Piotr spuścił wzrok.
– Boję się konfliktu…
– A ja boję się stracić siebie! – krzyknęłam przez łzy.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Teściowa nie odpuszczała. Przynosiła ciasta i dobre rady, ale za każdym razem wbijała kolejną szpilkę: „Gdybyście mnie posłuchali…”
W końcu Piotr zgodził się pójść ze mną do mediatora rodzinnego. Tam po raz pierwszy usłyszałam jego prawdziwe obawy:
– Boję się zostać sam… Boję się, że jeśli coś mi się stanie, Iwona zostanie bez niczego…
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
– Piotrze, jestem twoją żoną. Zaufaj mi tak samo jak swojej matce.
Mediator pomógł nam ustalić kompromis: mieszkanie zostaje nasze wspólne, ale spisujemy testamenty i pełnomocnictwa na wypadek choroby lub śmierci.
Teściowa była wściekła. Przestała przychodzić na obiady, przestała dzwonić do Piotra. Przez kilka miesięcy żyliśmy w zawieszeniu.
Ale powoli zaczęliśmy odbudowywać nasze małżeństwo. Zrozumieliśmy, jak łatwo można stracić zaufanie i jak trudno je odzyskać.
Dziś patrzę na Piotra inaczej – widzę w nim nie tylko męża, ale i człowieka rozdartego między dwoma światami: matki i żony.
Czasem zastanawiam się: czy rodzina naprawdę jest najważniejsza? A może czasem trzeba postawić granice nawet najbliższym? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?