Między dwiema matkami: Czy można kochać i nie zawieść nikogo?
– Iwona, czy ty naprawdę nie rozumiesz, co robisz? – głos mojej mamy drżał od gniewu i rozczarowania. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, a zapach świeżo zaparzonej kawy mieszał się z ciężarem niewypowiedzianych słów. – Zostawiasz mnie samą, kiedy najbardziej cię potrzebuję, żeby opiekować się… nią?
Zacisnęłam dłonie na kubku, próbując ukryć drżenie. Mama patrzyła na mnie z wyrzutem, a ja czułam, jak moje serce rozdziera się na pół. W głowie miałam obraz teściowej – pani Haliny – leżącej w łóżku, z oczami pełnymi bólu i niemocy. Mój mąż, Tomek, był w pracy do późna, a jego brat mieszkał za granicą. Zostałam tylko ja.
– Mamo, ona nie ma nikogo… – zaczęłam cicho.
– A ja? – przerwała mi ostro. – Ja też nie mam nikogo oprócz ciebie! Czy to takie trudne do zrozumienia?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież mama miała rację. Odkąd tata zmarł pięć lat temu, byłam jej jedynym wsparciem. Ale pani Halina… Ona była jak cień dawnej siebie. Choroba Parkinsona zabrała jej sprawność, a samotność – radość życia.
Wyszłam na balkon, żeby złapać oddech. Wiosenne powietrze było ciężkie od zapachu kwitnących bzów. Przypomniałam sobie dzieciństwo: mama zawsze była silna, opiekuńcza, gotowa poświęcić wszystko dla mnie. Teraz role się odwróciły.
Telefon zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawiło się imię: „Halina”.
– Iwonko… – głos teściowej był słaby, ledwo słyszalny. – Mogłabyś przyjechać? Znowu upuściłam kubek… Nie mam siły posprzątać.
– Już jadę – odpowiedziałam bez wahania.
Mama patrzyła na mnie z niedowierzaniem, gdy chwytałam klucze.
– Znowu ją zostawiasz? – zapytała cicho.
Nie odpowiedziałam. Wybiegłam z mieszkania, czując na plecach ciężar jej spojrzenia.
Droga do teściowej była krótka, ale każda minuta ciążyła mi jak wyrzut sumienia. W głowie słyszałam głosy obu kobiet: „Potrzebuję cię”. „Nie zostawiaj mnie”. „Jestem sama”.
W mieszkaniu pani Haliny panował półmrok i zapach leków. Zastałam ją siedzącą na podłodze w kuchni, z rozbitym kubkiem obok.
– Przepraszam, Iwonko… – szepnęła ze łzami w oczach.
Pomogłam jej wstać, posprzątałam szkło i podałam herbatę. Siedziałyśmy razem w ciszy.
– Wiem, że twoja mama jest zła – powiedziała nagle teściowa. – Nie chcę być ciężarem…
– Nie jesteś – odpowiedziałam szybko, choć sama nie byłam tego pewna.
Wieczorem wróciłam do domu wyczerpana. Tomek czekał na mnie w salonie.
– Iwona, musimy pogadać – zaczął poważnie. – Mama nie może być sama, ale twoja też… Może powinniśmy pomyśleć o domu opieki?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Chcesz oddać własną matkę do domu starców?
– Nie chcę! Ale ty się rozrywasz między nimi i siebie już nie widzisz! – podniósł głos.
Zacisnęłam pięści. Czy naprawdę muszę wybierać? Czy nie mogę być dobrą córką i dobrą synową jednocześnie?
Następnego dnia mama zadzwoniła wcześnie rano.
– Iwona, źle się czuję… Mogłabyś przyjechać?
Serce mi zamarło. W tym samym momencie zadzwonił drugi telefon – pani Halina potrzebowała pomocy przy kąpieli.
Stałam pośrodku kuchni z dwoma telefonami w dłoniach i łzami w oczach. Kogo wybrać? Kogo zawieść?
Wybrałam mamę. Pojechałam do niej, zostawiając teściową samą na kilka godzin. Mama była blada i słaba, ale gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się przez łzy.
– Bałam się, że już nigdy nie przyjedziesz – wyszeptała.
Przytuliłam ją mocno. Czułam jej drżące ramiona i własne łzy spływające po policzkach.
Wieczorem zadzwonił Tomek.
– Mama upadła w łazience… Sąsiadka ją znalazła. Iwona, musimy coś zrobić!
Poczułam się jak najgorszy człowiek na świecie. Zawiodłam obie kobiety.
Przez kolejne dni żyłam jak w transie: praca, zakupy, opieka nad mamą i teściową na zmianę. Nie spałam po nocach, zamartwiając się o każdą z nich. Przestałam spotykać się ze znajomymi, zaniedbałam Tomka i dzieci.
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z mamą i teściową jednocześnie – po raz pierwszy od miesięcy.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem. – Nie dam rady tak dłużej… Kocham was obie, ale nie mogę być wszędzie naraz.
Mama spuściła wzrok. Pani Halina ścisnęła moją dłoń.
– Może czas poprosić o pomoc? – zaproponowała cicho teściowa.
Po raz pierwszy poczułam ulgę. Zaczęłyśmy rozmawiać o opiece społecznej, o asystentkach rodziny, o wsparciu sąsiadów. To nie było łatwe – każda z nich chciała być dla mnie najważniejsza. Ale ja musiałam nauczyć się stawiać granice.
Dziś wiem jedno: nie da się być wszystkim dla wszystkich. Czasem trzeba wybrać siebie i poprosić o pomoc. Ale czy to znaczy, że jestem gorszą córką? Gorszą synową?
Czy naprawdę można kochać dwie matki i nie zawieść żadnej? A może najważniejsze to nie zapomnieć o sobie?