Kiedy świat wali się w jednej chwili: Historia Jagody
– Kocham twojego męża i wkrótce weźmiemy ślub, więc pakujcie się i wynoście się z naszego domu! – jej głos był zimny, stanowczy, a w oczach błyszczała pewność siebie, której nigdy nie miałam. Stała w progu mojego mieszkania, trzymając w ręku czerwoną torebkę, jakby przyszła tu tylko na chwilę, załatwić sprawę i wrócić do swojego świata.
Dziennik, sobota, wczesny ranek. Jeszcze godzinę temu myślałam, że to będzie zwykły dzień. Sławek wyszedł do pracy, dzieci spały, a ja planowałam upiec szarlotkę. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, nie spodziewałam się niczego złego. Otworzyłam i zobaczyłam ją – wysoką brunetkę w eleganckim płaszczu.
– Ty jesteś Jagoda? Żona Sławka? – zapytała bez cienia emocji.
– Tak… A ty kto? – odpowiedziałam zdezorientowana.
– To nieistotne. Ważne, po co przyszłam! Pakuj się i wynoś z tego mieszkania. Ja i Sławek kochamy się, on się do mnie wprowadza. Sam tak postanowił!
Patrzyłam na nią osłupiała. Przez chwilę myślałam, że to jakiś żart, może ukryta kamera. Ale ona nie żartowała. Jej twarz była poważna, a głos nie znosił sprzeciwu. Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
– Co ty mówisz? – wyszeptałam. – Sławek nigdy by mnie nie zostawił…
– Już cię zostawił. Wczoraj spędził noc u mnie. Powiedział, że nie chce już żyć w kłamstwie. To koniec waszego małżeństwa.
Nie pamiętam, jak długo stałam w drzwiach. W głowie miałam pustkę. Dzieci zaczęły płakać w pokoju obok, a ja nie mogłam się ruszyć. Kobieta patrzyła na mnie z politowaniem.
– Lepiej się pospiesz. Sławek przyjedzie po swoje rzeczy po południu.
Zatrzasnęłam drzwi i osunęłam się na podłogę. Łzy płynęły mi po policzkach, a serce waliło jak oszalałe. Jak to możliwe? Przecież jeszcze wczoraj rozmawialiśmy o wakacjach nad morzem. Przecież byliśmy rodziną…
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Sławka. Nie odebrał. Napisałam mu wiadomość: „Co się dzieje? Kto to była? O co chodzi?” Odpisał krótko: „Porozmawiamy później. To koniec.”
Nie mogłam uwierzyć. Przez kolejne godziny chodziłam po mieszkaniu jak cień. Dzieci pytały, czemu płaczę, a ja nie umiałam im odpowiedzieć. W końcu zadzwoniłam do mojej mamy.
– Mamo, Sławek mnie zostawił… – wyszeptałam przez łzy.
– Co ty mówisz, dziecko? Przecież wszystko było dobrze! – jej głos drżał.
– On ma inną. Przyszła do mnie i kazała mi się wyprowadzić…
Mama przyjechała po godzinie. Przytuliła mnie mocno i powiedziała, że wszystko się ułoży. Ale ja wiedziałam, że już nic nie będzie takie samo.
Po południu Sławek przyszedł po swoje rzeczy. Nie patrzył mi w oczy. Był zimny, obcy. Dzieci rzuciły mu się na szyję, a on tylko je pogłaskał i powiedział, że musi wyjść.
– Dlaczego to robisz? – zapytałam cicho.
– Już ci mówiłem. To koniec. Zakochałem się w kimś innym. Przepraszam.
– Przepraszasz? Po tylu latach małżeństwa? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy?
– Tak wyszło. Nie chcę żyć w kłamstwie.
Nie miałam siły krzyczeć ani płakać. Patrzyłam tylko, jak pakuje swoje rzeczy i wychodzi z naszego życia. Dzieci płakały, a ja czułam się bezradna.
Wieczorem siedziałam z mamą przy kuchennym stole. Przeglądałyśmy stare zdjęcia – ślub, narodziny dzieci, wakacje w górach. Wszystko wydawało się takie odległe, jakby należało do kogoś innego.
– Musisz być silna, Jagoda – powiedziała mama. – Dla dzieci. Dla siebie.
Ale jak być silną, kiedy wszystko się wali?
Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Ludzie dzwonili, pytali, co się stało. Sąsiadki szeptały za moimi plecami. W pracy szefowa patrzyła na mnie ze współczuciem. Dzieci pytały o tatę.
– Kiedy tata wróci? – pytała Zosia.
– Nie wiem, kochanie…
Najgorsze były noce. Leżałam w łóżku i słuchałam ciszy. Przypominałam sobie wszystkie chwile z Sławkiem – pierwszą randkę, wspólne święta, narodziny syna. Zastanawiałam się, kiedy zaczęło się psuć. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy byłam zbyt zajęta pracą, domem, dziećmi?
Pewnego dnia spotkałam Sławka na ulicy. Był z nią – tą kobietą, która przyszła do mojego domu i zabrała mi wszystko. Uśmiechali się do siebie, trzymali za ręce. Poczułam ukłucie zazdrości i gniewu. Ale też ulgę – już nie musiałam udawać, że wszystko jest dobrze.
Zaczęłam powoli układać sobie życie na nowo. Zapisałam się na jogę, zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami. Dzieci były moją siłą. Wiedziałam, że muszę być dla nich wsparciem.
Czasem wciąż budzę się w nocy i pytam siebie: dlaczego mnie to spotkało? Czy można jeszcze komuś zaufać? Czy kiedyś znowu będę szczęśliwa?
Może życie to nieustanna walka o siebie? Może trzeba czasem upaść, żeby nauczyć się wstawać? Nie wiem. Ale wiem jedno – już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś odebrał mi godność i dom.