Kiedy przeszłość puka do drzwi: tajemnice mojej córki i rozpad naszej rodziny
— Babciu, proszę, nie teraz. Nie umiem ci tego wytłumaczyć. — Te słowa mojej córki Magdy wciąż dźwięczą mi w uszach. Stałam wtedy w kuchni, z telefonem przy uchu i sercem ściśniętym ze strachu. Deszcz bębnił o szyby, a wiatr wył za oknem. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je z drżącymi rękami i zobaczyłam Zosię — moją siedmioletnią wnuczkę. Stała na progu, przemoczona do suchej nitki, z oczami wielkimi od strachu. Magdy nie było.
— Babciu? — Jej głos się łamał. — Mama powiedziała, żebym tu poczekała.
Serce waliło mi jak oszalałe. — A gdzie jest mama, kochanie?
Zosia wzruszyła ramionami i cicho zaszlochała. — Powiedziała, że zaraz wróci.
Wciągnęłam ją do środka, zamknęłam drzwi i próbowałam ukryć panikę. Suszyłam jej włosy ręcznikiem, a myśli galopowały mi po głowie. Ostatnia rozmowa z Magdą była krótka i nerwowa. — Mamo, dam sobie radę. Nie martw się. — Ale ja zawsze się martwiłam. Po rozwodzie Magda bardzo się zmieniła: zamknęła się w sobie, była drażliwa, czasem znikała na całe dni.
Zosia tuliła się do mnie mocno. — Babciu, mama na pewno wróci?
— Oczywiście, kochanie — skłamałam cicho. Ale w środku czułam, że coś jest nie tak.
Tej nocy prawie nie zmrużyłam oka. Nasłuchiwałam każdego samochodu przejeżdżającego pod domem, każdego szmeru w domu. Mój mąż Andrzej przewracał się z boku na bok i mruknął: — Daj spokój, Magda zawsze była wolnym duchem.
— To coś innego — wyszeptałam. — Nigdy nie zostawiłaby Zosi samej.
Rano zadzwoniłam na komórkę Magdy — poczta głosowa. Spróbowałam do jej przyjaciółki Kasi.
— Nie wiem, Aniu — odpowiedziała Kasia z niepokojem w głosie. — Wczoraj napisała mi tylko, że potrzebuje odpoczynku. Nic więcej.
Odpoczynek? Jaki odpoczynek znajduje matka, zostawiając swoje dziecko?
Zaprowadziłam Zosię do szkoły i próbowałam zachować pozory normalności na zatłoczonym szkolnym korytarzu. Inne mamy patrzyły na mnie z tą typowo polską mieszanką ciekawości i współczucia.
— Wszystko w porządku z Zosią? — zapytała Marta, mama koleżanki Zosi.
— Tak, tak — odpowiedziałam zbyt szybko.
Ale Zosia była cicha, prawie nie jadła i co wieczór pytała o mamę.
Po trzech dniach zgłosiłam zaginięcie Magdy na policji. Policjant patrzył na mnie z mieszaniną współczucia i niedowierzania.
— Proszę pani, dorosłe kobiety czasem znikają na kilka dni. Może ma kłopoty finansowe? Albo nowego partnera?
Poczułam narastającą złość. — Moja córka nigdy nie zostawiłaby swojego dziecka!
Mimo to podpisałam zgłoszenie i wyszłam na ulicę z trzęsącymi się dłońmi.
Wieczorem Andrzej siedział przy stole w milczeniu.
— Może musimy zaakceptować, że Magda… — przełknął ślinę — …że potrzebuje trochę przestrzeni.
— Przestrzeni? — Uderzyłam pięścią w stół. — Ma dziecko! Nie zostawia się dziecka ot tak!
Andrzej odwrócił wzrok. — Może nie wszystko o niej wiedziałaś.
Te słowa bolały bardziej niż chciał.
Dni zamieniały się w tygodnie. Zosia spała u nas na poddaszu, zawsze przytulona do swojej ukochanej maskotki. Starałam się ją pocieszać, ale czułam się bezradna.
Pewnego wieczoru przeszukiwałam pokój Magdy i znalazłam pudełko pełne listów i pamiętników. Ręce mi drżały, gdy otwierałam pierwszy list:
„Mamo, czasem czuję się tak strasznie samotna. Jakby nikt nie rozumiał tego, co dzieje się w mojej głowie…”
Łzy napływały mi do oczu, gdy czytałam o jej lękach po rozwodzie, poczuciu winy wobec Zosi, walce z codziennością.
Dlaczego tego nie widziałam? Byłam zbyt zajęta własnymi problemami? Zbyt surowa?
Pewnego dnia niespodziewanie przyszła Kasia.
— Aniu… Nie wiem, czy powinnam ci to mówić, ale Magda miała kontakt z jakimś mężczyzną z Białegostoku. Bała się, że tego nie zaakceptujesz.
Poczułam się zdradzona i winna jednocześnie.
— Dlaczego nic mi nie powiedziała? — wyszeptałam.
Kasia spuściła wzrok. — Chciała cię chronić… albo siebie.
W nocy przewracałam się z boku na bok i myślałam o wszystkich razach, kiedy Magda zamykała się w sobie, o kłótniach o drobiazgi, które okazywały się czymś znacznie większym.
Zosia stawała się coraz bardziej zamknięta w sobie. Pewnego popołudnia znalazłam ją płaczącą w ogrodzie.
— Babciu, zrobiłam coś złego? Mama jest na mnie zła?
Serce mi pękło. — Nie kochanie, to nie twoja wina.
Ale jak wyjaśnić dziecku, że jej mama może już nigdy nie wrócić?
Policja znalazła w końcu samochód Magdy pod lasem niedaleko Augustowa. Po niej samej nie było śladu.
Andrzej coraz bardziej zamykał się w sobie; uciekał w pracę i zostawiał mnie samą z moim bólem i lękiem.
Pewnego wieczoru podczas kolacji wszystko pękło.
— Ty zawsze chciałaś mieć wszystko pod kontrolą! — krzyknął Andrzej nagle. — Może Magda po prostu tego nie wytrzymała!
Patrzyłam na niego oszołomiona. — A ty? Ty byłeś wiecznie nieobecny! Praca była ważniejsza niż rodzina!
Zosia spojrzała na nas przerażona i uciekła na górę.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie w milczeniu, pokonani przez własną bezsilność.
Tygodnie mijały w mgle niepewności i żalu. Czasem wydawało mi się, że słyszę głos Magdy w domu; czasem czułam jej perfumy przechodząc obok jej pokoju.
Zosia powoli zaczynała znów się uśmiechać – drobne chwile nadziei pośród morza pytań bez odpowiedzi.
Pewnego dnia znalazłam pod poduszką kartkę:
„Kochana Mamo,
Jeśli to czytasz, to znaczy, że musiałam odejść inaczej nie potrafiłam. Wybacz mi proszę, że zostawiłam Zosię u was – zasługuje na więcej niż mogę jej teraz dać. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz dlaczego musiałam to zrobić…”
Łzy kapały mi na papier podczas czytania tych słów raz za razem.
Co mogłam zrobić inaczej? Dlaczego nie zauważyłam sygnałów?
Wieczorem Zosia usiadła obok mnie na kanapie i położyła głowę na moich kolanach.
— Babciu, myślisz że mama kiedyś wróci?
Gładziłam ją po włosach i szeptałam: — Mam nadzieję kochanie… Bardzo na to liczę.
Czasami pytam siebie: czy naprawdę znamy własne dzieci? I co zrobić, gdy sama miłość już nie wystarcza?