Kiedy mój były mąż zapomniał, że istnieję, a teraz błaga o pomoc

– Naprawdę nie masz wstydu, Jakub! – wykrzyknęłam przez telefon, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni mojego małego mieszkania na warszawskim Mokotowie, ściskając kubek z zimną już kawą. Po drugiej stronie słuchawki panowała cisza. Wiedziałam, że Jakub słyszy mój gniew, ale nie miał odwagi odpowiedzieć od razu.

Jeszcze kilka lat temu byłam dla niego całym światem. Pamiętam, jak wprowadzał się do mojego mieszkania z walizką pełną marzeń i pustym portfelem. Wtedy byliśmy młodzi, zakochani i naiwni. Jakub codziennie powtarzał mi, że jestem jego inspiracją, że bez mnie nie osiągnie niczego. Przynosił mi kwiaty bez okazji, gotował kolacje przy świecach i szeptał do ucha, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie. Czułam się wyjątkowa i kochana jak nigdy wcześniej.

Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy Jakub dostał pracę w dużej korporacji finansowej. Z dnia na dzień jego życie nabrało tempa. Nowe znajomości, drogie garnitury, wyjazdy służbowe do Londynu i Berlina. Zaczął wracać późno do domu, coraz częściej odbierał telefony na balkonie, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Kiedyś pytał mnie o zdanie w każdej sprawie – teraz nawet nie wiedziałam, co dzieje się w jego życiu.

Pewnego wieczoru wrócił do domu z butelką drogiego wina i powiedział: – Marto, dostałem awans. To ogromna szansa dla nas! – Uśmiechnął się szeroko, ale w jego oczach widziałam już cień dystansu. Zamiast świętować razem, spędził wieczór na telefonie z nowymi znajomymi z pracy.

Z czasem nasze rozmowy ograniczyły się do wymiany uprzejmości. – Jak minął ci dzień? – pytałam z nadzieją na bliskość. – Dobrze – odpowiadał krótko i znikał w łazience albo przed komputerem. Czułam się jak cień we własnym domu.

Najgorsze przyszło po dwóch latach jego sukcesów. Znalazłam w jego telefonie wiadomości do innej kobiety – Agaty z działu marketingu. „Jesteś niesamowita”, „Nie mogę przestać o tobie myśleć” – czytałam z niedowierzaniem. Serce mi pękało. Kiedy skonfrontowałam go z tym, nie zaprzeczał. – Przepraszam, Marto. To wszystko mnie przerosło – powiedział bez emocji.

Rozwiedliśmy się szybko i bez większych kłótni. On zabrał swoje rzeczy i wyprowadził się do nowego apartamentu na Wilanowie. Ja zostałam sama z naszym kotem i wspomnieniami. Przez długi czas nie mogłam dojść do siebie. Czułam się zdradzona i niewidzialna.

Minęły trzy lata. Ułożyłam sobie życie na nowo. Zaczęłam pracować jako nauczycielka języka polskiego w liceum, poznałam nowych ludzi, nauczyłam się cieszyć samotnością. Czasem bolało mnie serce na myśl o Jakubie, ale wiedziałam, że muszę iść dalej.

Aż pewnego dnia zadzwonił telefon. Numer był nieznany, ale głos rozpoznałam od razu.
– Marta… To ja, Jakub.
– Czego chcesz? – zapytałam chłodno.
– Potrzebuję twojej pomocy…

Okazało się, że firma Jakuba zbankrutowała po serii nietrafionych inwestycji. Stracił pracę, apartament i większość oszczędności. Agata zostawiła go dla innego mężczyzny. Teraz mieszkał kątem u kolegi i nie miał dokąd pójść.

– Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić… Ale jesteś jedyną osobą, która naprawdę mnie zna – mówił łamiącym się głosem.

Przez chwilę milczałam. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jego zdrada, samotne wieczory, łzy na poduszce… Ale też te dobre chwile – wspólne spacery po Łazienkach Królewskich, śmiech przy śniadaniu w niedzielny poranek.

– Dlaczego miałabym ci pomóc? – zapytałam cicho.
– Bo wiem, że masz dobre serce…

Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując wszystko od początku do końca. Czy powinnam mu pomóc? Czy to sprawiedliwe wobec mnie samej? Czy człowiek naprawdę może się zmienić?

Następnego dnia spotkaliśmy się w kawiarni przy Placu Zbawiciela. Jakub wyglądał inaczej – był zmęczony, przygarbiony, bez tego pewnego siebie błysku w oku.
– Przepraszam cię za wszystko – powiedział od razu. – Byłem głupi i ślepy na twoją miłość.

Siedzieliśmy długo w milczeniu. Patrzyłam na niego i widziałam człowieka złamanego przez życie. Ale czy to wystarczyło, by wybaczyć?

– Mogę ci pomóc znaleźć pracę – powiedziałam w końcu spokojnie. – Ale nie licz na to, że wrócimy do tego, co było.

Jakub skinął głową ze łzami w oczach.

Dziś minęły dwa miesiące od tamtego spotkania. Pomogłam mu znaleźć zatrudnienie jako doradca finansowy w małej firmie mojego znajomego. Czasem dzwoni z podziękowaniami albo pyta o radę. Ja jednak trzymam dystans.

Często zastanawiam się: czy człowiek zasługuje na drugą szansę tylko dlatego, że upadł? Czy powinnam była być bardziej twarda? A może właśnie w tym tkwi siła – by pomagać nawet tym, którzy nas skrzywdzili?

Czy wy byście mu pomogli? Co byście zrobili na moim miejscu?