Kiedy dziadek wybrał sąsiadkę zamiast rodziny – historia rozłamu, który zmienił wszystko
– Dziadku, dlaczego nie chcesz z nami rozmawiać? – mój głos drżał, a w oczach miałam łzy. Stałam na progu jego mieszkania, ściskając w ręku pudełko z ciastkami, które upiekłam specjalnie dla niego. Po drugiej stronie drzwi słyszałam stłumione głosy – jego i pani Haliny, naszej sąsiadki z parteru. Jeszcze rok temu to babcia otwierała mi drzwi z uśmiechem i zapraszała do środka na herbatę. Teraz czułam się jak intruz.
Wszystko zaczęło się po śmierci babci. Była dla nas opoką – ciepłą, serdeczną kobietą, która zawsze wiedziała, jak pogodzić nawet największe rodzinne spory. Kiedy odeszła, świat się zatrzymał. Dziadek zamknął się w sobie, a my – ja, mama i mój brat Tomek – próbowaliśmy go wspierać. Przynosiliśmy mu obiady, zapraszaliśmy na niedzielne obiady, dzwoniliśmy codziennie. Ale on coraz częściej odmawiał spotkań.
Pewnego dnia mama powiedziała: – Ivana, coś się dzieje z tatą. Nie odbiera telefonu, nie otwiera drzwi. Może pojedziesz do niego? Może ciebie posłucha?
Pojechałam więc. Zastałam go w kuchni z Haliną. Siedzieli przy stole, śmiali się. Kiedy mnie zobaczyli, Halina uśmiechnęła się szeroko, a dziadek… spuścił wzrok.
– Cześć dziadku – powiedziałam niepewnie.
– Ivana, teraz nie mam czasu – odpowiedział chłodno.
To był pierwszy raz, kiedy poczułam się jak ktoś obcy. Wróciłam do domu i długo płakałam w poduszkę. Mama próbowała mnie pocieszyć, ale sama była rozbita.
Z czasem dziadek coraz bardziej oddalał się od nas. Przestał przychodzić na rodzinne uroczystości. Na Boże Narodzenie wysłał nam tylko kartkę z życzeniami podpisaną: „Jan i Halina”. To bolało.
Pewnego dnia Tomek zadzwonił do mnie z płaczem:
– Ivana, dziadek sprzedał dom na wsi! Ten dom, w którym spędzaliśmy każde wakacje! Wszystko przepisał na Halinę!
Nie mogłam w to uwierzyć. Dom był dla nas symbolem dzieciństwa, miejscem wspólnych śniadań pod jabłonią i wieczornych rozmów przy kominku. Teraz miał należeć do kogoś obcego?
Mama zebrała się na odwagę i poszła do dziadka.
– Tato, dlaczego to robisz? Przecież jesteśmy twoją rodziną!
Dziadek spojrzał na nią zimno:
– Halina jest teraz moją rodziną. Wy macie swoje życie.
Po tej rozmowie mama przestała jeść i spać. Chodziła po domu jak cień. Ja próbowałam ją wspierać, ale sama czułam się bezradna.
Wkrótce okazało się, że dziadek i Halina biorą ślub. Zaproszenia nie dostaliśmy. Dowiedzieliśmy się od sąsiadki.
Wtedy wybuchła prawdziwa burza. Wujek Marek przyszedł do nas z pretensjami:
– To wasza wina! Gdybyście bardziej dbali o ojca po śmierci mamy, nie uciekłby do tamtej baby!
Mama wybuchła płaczem:
– Jak możesz tak mówić? Robiliśmy wszystko!
Rodzina podzieliła się na dwa obozy: jedni bronili dziadka, inni stali po naszej stronie. Każde spotkanie kończyło się kłótnią.
Najgorsze były święta. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, patrząc na puste miejsce po dziadku. Brakowało jego żartów i opowieści z młodości. Tomek zamknął się w sobie, przestał wychodzić z domu.
Czasem spotykałam dziadka na ulicy. Przechodził obok mnie bez słowa, jakby mnie nie znał. Raz zatrzymałam go:
– Dziadku, czy naprawdę już nas nie kochasz?
Spojrzał na mnie smutno:
– Ivana… życie jest krótkie. Chcę być szczęśliwy.
Ale czy jego szczęście musiało oznaczać naszą samotność?
Z czasem nauczyliśmy się żyć bez niego. Ale rana pozostała. Każde wspomnienie o babci bolało podwójnie – bo przypominało też o dziadku, który wybrał kogoś innego.
Często zastanawiam się: czy mogliśmy zrobić coś inaczej? Czy miłość do drugiego człowieka usprawiedliwia porzucenie własnej rodziny? Czy wybaczenie jest możliwe?
Może kiedyś znajdę odpowiedź…
Czy ktoś z was przeżył podobny rozłam w rodzinie? Jak poradziliście sobie z bólem i poczuciem zdrady?