„Kiedy dostaniesz emeryturę, zostanę z tobą” – historia o rodzinnych obietnicach, które bolą najbardziej
– Babciu, a kiedy dostaniesz emeryturę, to wtedy będę z tobą mieszkał, dobrze? – zapytał Staś, patrząc na mnie spod czapki zsuniętej na jedno ucho. Jego policzki były czerwone od zimna, a w oczach błyszczała dziecięca szczerość. Zamarłam. Wokół nas dzieci śmiały się i zjeżdżały na sankach z wielkiego wzgórza pod blokiem, a dorośli rozmawiali o cenach w sklepach i polityce. Ale ja słyszałam tylko te słowa.
Staś miał siedem lat i był moim jedynym wnukiem. Odkąd jego rodzice się rozwiedli, widywałam go rzadziej niż bym chciała. Często przychodził do mnie po szkole, kiedy jego mama, Ania, musiała zostać dłużej w pracy. Zawsze czekałam na te chwile – wspólne kakao, rozmowy o szkole, układanie puzzli. Ale dziś coś się zmieniło. Słowa Stasia były jak zimny podmuch wiatru – „kiedy dostaniesz emeryturę”.
– Dlaczego pytasz? – zapytałam cicho, starając się ukryć drżenie głosu.
– Bo mama mówiła, że jak będziesz miała emeryturę, to będziesz miała dużo czasu i nie będziesz już taka zmęczona. I wtedy będziemy mogli być razem cały czas.
Poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę jestem dla nich tylko wtedy ważna, kiedy przestanę pracować? Czy moja córka widzi we mnie tylko opiekunkę do dziecka? Przecież całe życie starałam się być dla niej wsparciem – po śmierci męża to ja trzymałam naszą rodzinę w całości. Pracowałam na dwa etaty, żeby Ania mogła skończyć studia. Nigdy nie prosiłam o wdzięczność, ale czy naprawdę zasłużyłam na to, by być traktowaną jak wygodna opcja?
Wieczorem zadzwoniłam do Ani.
– Aniu, czy rozmawiałaś ze Stasiem o mojej emeryturze?
– Mamo, przecież wiesz, że on cię kocha. Po prostu czasem pyta o różne rzeczy…
– Ale powiedział mi dziś coś dziwnego. Że jak będę miała emeryturę, to wtedy będzie ze mną mieszkał.
– Mamo… – westchnęła ciężko. – Ja też jestem zmęczona. Pracuję po godzinach, żebyśmy mogli jakoś żyć. Ty ciągle pracujesz i nie masz dla niego czasu. On tęskni za tobą.
Zamilkłam. Przecież robiłam wszystko właśnie dla nich. Dla Ani i Stasia. Ale czy naprawdę nie widzieli tego wysiłku? Czy byłam dla nich tylko funkcją – babcią na zawołanie?
Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, pani Zosia, zauważyła moją niewyraźną minę.
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Wiesz, moja córka też tak ma. My jesteśmy dla nich wygodne wtedy, kiedy mogą na nas liczyć. Ale jak mamy własne życie, to już problem.
Wróciłam do domu i długo patrzyłam w okno na wzgórze pod blokiem. Dzieci biegały jeszcze długo po zmroku. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – jak mama czekała na mnie z ciepłą herbatą i nigdy nie narzekała na zmęczenie. Czy ja potrafię być taką babcią? Czy potrafię wybaczyć Ani jej słowa?
W sobotę Staś przyszedł do mnie z rysunkiem.
– To my na sankach! – powiedział z dumą.
Na obrazku byliśmy razem – on trzymał mnie za rękę, a ja się uśmiechałam.
– Babciu, a ty będziesz mnie kochać zawsze?
– Zawsze, Stasiu – odpowiedziałam bez wahania.
Ale w środku czułam pustkę. Czy moja miłość wystarczy? Czy kiedyś usłyszę od Ani zwykłe „dziękuję”? Czy doceni to wszystko dopiero wtedy, gdy mnie zabraknie?
Wieczorem zadzwoniła Ania.
– Mamo… przepraszam za tamtą rozmowę. Staś bardzo za tobą tęskni. Ja też… Czasem nie umiem inaczej tego powiedzieć.
Poczułam łzy pod powiekami.
– Aniu… ja też tęsknię. Tylko czasem czuję się jak ktoś zbędny.
– Nie jesteś zbędna! Jesteś nam potrzebna…
Przez chwilę milczałyśmy obie.
– Może powinniśmy częściej mówić sobie dobre rzeczy? – zaproponowałam cicho.
– Masz rację…
Odłożyłam słuchawkę i długo nie mogłam zasnąć. W głowie krążyły mi słowa Stasia i Ani. Może rzeczywiście za mało mówimy sobie o tym, co ważne? Może za bardzo skupiamy się na obowiązkach i zapominamy o uczuciach?
Następnego dnia poszliśmy razem na wzgórze – ja, Ania i Staś. Śmialiśmy się razem, zjeżdżaliśmy na sankach jak dawniej. Przez chwilę poczułam się znów potrzebna – nie jako opiekunka czy wsparcie finansowe, ale po prostu jako mama i babcia.
Czasem myślę: ile warte są nasze rodzinne obietnice? Czy naprawdę umiemy być razem bezwarunkowo? A może zawsze czekamy na „lepszy moment”, który nigdy nie nadchodzi?