Kiedy Adam Przyprowadził Żonę do Domu: Matka, Syn i Tajemnice, Które Zmieniają Wszystko
— Adam, co ty wyprawiasz?! — mój głos odbił się echem po korytarzu, kiedy zobaczyłam go w drzwiach. Stał tam, wyprostowany jak struna, z nieznajomą dziewczyną u boku. Miała ciemne włosy spięte w niedbały kok i oczy, które uciekały gdzieś w bok, jakby bała się spojrzeć mi prosto w twarz.
— Mamo, poznaj Kasię. To… moja żona — powiedział cicho, ale stanowczo.
Poczułam, jak świat wiruje. Żona? Adam? Mój syn, który jeszcze miesiąc temu zarzekał się, że nie ma czasu na dziewczyny, bo praca w Warszawie go pochłania? Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię. Oparłam się o framugę drzwi, żeby nie upaść.
— Żona? — powtórzyłam głucho. — Adam, czy ty zwariowałeś?
Kasia ścisnęła jego dłoń. Widziałam jej drżące palce. Adam spojrzał na mnie z determinacją, której nigdy wcześniej u niego nie widziałam.
— Mamo, proszę… Daj nam szansę. Chcemy tu zostać na kilka dni. Musisz ją poznać.
Wpuściłam ich do środka, choć serce waliło mi jak młotem. W kuchni panowała cisza, przerywana tylko tykaniem starego zegara po dziadku. Usiadłam naprzeciwko nich przy stole. Adam objął Kasię ramieniem.
— Kiedy się pobraliście? — spytałam chłodno.
— Dwa tygodnie temu — odpowiedział Adam. — Wzięliśmy ślub cywilny w Warszawie. Nie chciałem cię martwić… Ale wiedziałem, że nie zrozumiesz.
Nie zrozumiem? Jak miałabym zrozumieć? Przez całe życie starałam się być dla niego wszystkim: matką, ojcem po śmierci męża, przyjaciółką. Odkładałam swoje marzenia na bok, żeby miał lepiej niż ja. A on… nawet mnie nie zaprosił na własny ślub.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — głos mi się załamał.
Adam spuścił wzrok.
— Bałem się twojej reakcji. Wiedziałem, że będziesz rozczarowana. Ale ja kocham Kasię. I chcę być z nią.
Spojrzałam na Kasię. Siedziała cicho, jakby chciała zniknąć. W jej oczach widziałam łzy. Przez chwilę poczułam do niej żal — nie znała mnie, a już musiała stawić czoła mojej złości.
— Skąd się znacie? — zapytałam już łagodniej.
— Poznaliśmy się na uczelni — odpowiedziała Kasia cicho. — Studiowaliśmy razem ekonomię. Potem nasze drogi się rozeszły, ale przypadkiem spotkaliśmy się znów w pracy…
Adam przerwał jej:
— Mamo, wiem, że to dla ciebie szok. Ale proszę cię… Spróbuj ją zaakceptować.
Nie odpowiedziałam. Wstałam i wyszłam do ogrodu. Potrzebowałam powietrza. Siedziałam na ławce pod starą jabłonią i płakałam jak dziecko. Przypomniałam sobie dzień, kiedy Adam miał sześć lat i przyniósł do domu rannego wróbla. „Mamo, on potrzebuje domu” — powiedział wtedy z taką powagą. Zawsze był uparty i wrażliwy.
Wieczorem usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego pokoju.
— Mamo… mogę wejść?
Adam wszedł i usiadł obok mnie na łóżku.
— Wiem, że cię zawiodłem — powiedział cicho. — Ale ja naprawdę kocham Kasię. Ona jest inna niż wszystkie dziewczyny, które znałem. Jest cicha, ale silna. Pomogła mi wyjść z depresji po śmierci taty… Tylko ona wiedziała, co przeżywam.
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich chłopca sprzed lat — zagubionego i spragnionego akceptacji.
— Synku… Ja tylko chciałam twojego szczęścia. Ale tak bardzo się boję, że ją stracisz… Że ona cię zrani…
Adam uśmiechnął się smutno.
— Mamo, musisz mi zaufać.
Następne dni były trudne. Kasia starała się pomagać w domu: gotowała ze mną obiady, sprzątała ogród, nawet piekła szarlotkę według mojego przepisu. Ale czułam dystans — z mojej strony i z jej strony też. Wieczorami słyszałam ich ciche rozmowy za ścianą; czasem śmiech Adama przebijał się przez mury domu i przypominał mi dawne czasy.
Pewnego popołudnia przyszła do mnie sąsiadka, pani Zofia.
— Słyszałam, że Adam przyprowadził żonę! — powiedziała z uśmiechem pełnym ciekawości i odrobiny złośliwości.
— Tak… Niespodziewanie — odpowiedziałam wymijająco.
— A co to za jedna? Bo ludzie gadają różne rzeczy…
Zacisnęłam usta. Wiedziałam już, że plotki rozniosły się po całej wsi szybciej niż ogień po suchym lesie.
Wieczorem usiadłam z Kasią przy herbacie.
— Kasiu… Wiem, że nie było ci łatwo tu przyjechać. Ale chcę cię lepiej poznać. Powiedz mi coś o sobie.
Kasia spojrzała na mnie niepewnie.
— Moja mama umarła, kiedy byłam mała — zaczęła cicho. — Tata pił… Uciekałam z domu do babci na wieś pod Lublinem. Zawsze marzyłam o normalnej rodzinie… I kiedy poznałam Adama, poczułam pierwszy raz w życiu spokój.
Poczułam ukłucie w sercu. Może byłam dla niej równie obca i groźna jak jej własny ojciec?
Z czasem zaczęłyśmy rozmawiać coraz więcej: o życiu w Warszawie, o marzeniach Adama z dzieciństwa, o moich lękach i jej samotności. Zaczynałyśmy budować coś kruchego i delikatnego — nić porozumienia.
Ale pewnego dnia Adam wrócił do domu blady jak ściana.
— Mamo… Kasi zwolnili z pracy. Firma upadła. Musimy wrócić do Warszawy szybciej niż planowaliśmy…
Poczułam strach: co będzie dalej? Czy poradzą sobie sami?
Ostatniego wieczoru przed ich wyjazdem usiedliśmy razem przy stole.
— Mamo… Dziękuję ci za wszystko — powiedział Adam cicho. — Za to, że próbowałaś nas zaakceptować.
Objęłam go mocno i spojrzałam na Kasię.
— Dbajcie o siebie nawzajem… I pamiętajcie: dom zawsze tu na was czeka.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, długo patrzyłam przez okno na pustą drogę prowadzącą do Warszawy. W głowie kłębiły mi się pytania: czy dobrze zrobiłam? Czy potrafię zaakceptować wybory mojego syna?
Może każda matka musi kiedyś pozwolić dziecku odejść i zaufać jego sercu?
A wy… czy potrafilibyście zaakceptować niespodziewaną decyzję swojego dziecka? Czy łatwo jest pogodzić się z tym, że nie wszystko zależy od nas?