Gorzka tajemnica mojego ojca: Czy można wybaczyć zdradę, gdy wszystko się wali?
– Nie wierzę ci, tato! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, trzymając w dłoni telefon, który jeszcze przed chwilą był narzędziem codzienności, a teraz stał się bramą do piekła. Mama siedziała przy stole, blada jak ściana, z dłońmi zaciśniętymi na kubku herbaty. Ojciec patrzył na mnie z mieszaniną wstydu i bezradności.
– Martyna, proszę… – zaczął cicho, ale przerwałam mu gwałtownie.
– Jak mogłeś? Przez tyle lat… – głos mi się załamał. – Przez tyle lat udawałeś przed nami wszystkim?
Wszystko zaczęło się dwa dni wcześniej. Był zwykły piątek, wróciłam z pracy w szkole podstawowej na warszawskim Ursynowie. Zmęczona, ale zadowolona – dzieciaki były dziś wyjątkowo grzeczne. Mama przygotowywała kolację, a ojciec jak zwykle oglądał „Wiadomości”. Nagle zadzwonił telefon. Numer nieznany. Odebrałam bez zastanowienia.
– Dzień dobry, czy rozmawiam z Martyną Nowak? – zapytała kobieta po drugiej stronie.
– Tak, słucham?
– Przepraszam, że dzwonię… To trudne… Ale musisz wiedzieć. Twój ojciec… on ma drugą rodzinę. Mój syn jest twoim bratem.
Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że to jakiś głupi żart. Ale kobieta mówiła dalej, podając szczegóły, których nikt poza nami nie znał. Po rozmowie długo siedziałam w łazience, patrząc w lustro i próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.
Przez całą noc nie spałam. Rano pojechałam do pracy jak automat. Dzieciaki pytały, czemu jestem smutna. Nie umiałam odpowiedzieć. Po południu wróciłam do domu i czekałam na ojca. Gdy tylko przekroczył próg, wybuchłam.
Mama patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami. – Co się dzieje? O czym wy mówicie?
Ojciec spuścił głowę. – Muszę wam coś powiedzieć…
I wtedy wszystko się posypało. Opowiedział nam o kobiecie z Łodzi, którą poznał jeszcze zanim poznał mamę. O tym, że przez lata utrzymywał kontakt, a potem… że urodził mu się syn. Mój brat. Miałam brata i nie wiedziałam o tym przez trzydzieści lat.
Mama rozpłakała się i wybiegła z kuchni. Ja zostałam z ojcem sam na sam.
– Dlaczego? – spytałam cicho.
– Bałem się was stracić – odpowiedział drżącym głosem. – Kochałem was… kocham nadal… Ale nie potrafiłem tego zakończyć.
Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Mama zamknęła się w sobie, nie odzywała się do ojca ani do mnie. Ja czułam się rozdarta – z jednej strony nienawidziłam ojca za kłamstwo, z drugiej… tęskniłam za dawnym poczuciem bezpieczeństwa.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z pokoju nauczycielskiego zauważyła moją nieobecność myślami.
– Martyna, co się dzieje?
– Rodzinne sprawy – wymamrotałam.
Wieczorami przeglądałam Facebooka tej kobiety z Łodzi. Znalazłam zdjęcia chłopaka – mojego brata. Wyglądał trochę jak ja w młodości. Zastanawiałam się, czy powinnam do niego napisać.
Pewnej nocy usłyszałam płacz mamy w łazience. Weszłam bez pukania.
– Mamo…
– Jak on mógł mi to zrobić? – szlochała. – Całe życie mu ufałam…
Przytuliłam ją mocno. – Nie wiem, mamo… Ale jesteśmy razem. Przejdziemy przez to.
Ojciec próbował rozmawiać z mamą, ale ona odsuwała go od siebie. W końcu spakował walizkę i wyprowadził się do siostry na Mokotów.
Zostałyśmy same w mieszkaniu pełnym wspomnień i niedopowiedzeń. Każdy kąt przypominał mi o dzieciństwie – o wspólnych wakacjach nad Bałtykiem, o świętach przy jednym stole… Wszystko to nagle straciło sens.
Po miesiącu zebrałam się na odwagę i napisałam do mojego brata:
„Cześć, jestem Martyna. Chciałabym cię poznać.”
Odpisał po kilku godzinach:
„Też chciałem cię odnaleźć od dawna.”
Spotkaliśmy się w kawiarni na dworcu centralnym. Był zdenerwowany tak samo jak ja.
– Cześć – powiedział niepewnie.
– Cześć…
Rozmawialiśmy długo o wszystkim i o niczym. O tym, jak wyglądało nasze dzieciństwo po dwóch stronach Polski. O ojcu – dla mnie był bohaterem dzieciństwa, dla niego tylko weekendowym gościem.
Po powrocie do domu długo płakałam. Mama zapytała:
– I co teraz?
Nie wiedziałam. Ojciec próbował wrócić do domu po kilku miesiącach rozłąki. Mama zgodziła się na rozmowę tylko pod warunkiem terapii rodzinnej.
Pierwsze spotkanie u psychologa było koszmarem. Wszyscy płakaliśmy, krzyczeliśmy, oskarżaliśmy się nawzajem o wszystko co złe.
Ale z czasem zaczęliśmy rozmawiać spokojniej. Ojciec przepraszał raz po raz, mama powoli zaczynała mu wierzyć… choć nigdy już nie było tak samo jak dawniej.
Dziś minął rok od tamtego telefonu. Mam kontakt z bratem – spotykamy się raz na miesiąc na kawę albo spacer po Łazienkach. Mama i ojciec są razem, ale ich relacja jest inna – bardziej ostrożna, mniej beztroska.
Często pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy rodzina może przetrwać taką burzę? Może to właśnie w takich chwilach uczymy się najwięcej o sobie i innych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?