Dzień Wybaczenia – opowieść o rodzinnych ranach i nadziei na pojednanie
Ostatni autobus zatrzymał się na przystanku przy starej szkole, a ja wysiadłam, czując jak zimny wiatr przeszywa mój czarny sweter. W rękach ściskałam torbę z dokumentami i zaświadczeniami, które przez cały dzień zbierałam w mieście – szpital, zakład pogrzebowy, znowu szpital, kostnica. Mama przygotowała węzełek z ubraniami dla ojca własnoręcznie, jakby chciała jeszcze raz zatroszczyć się o niego, choć przez ostatnie lata ledwo ze sobą rozmawiali. Ja tylko przekazałam pakunek pielęgniarce, unikając jej współczującego spojrzenia. Teraz wracałam do domu, w którym czekała na mnie mama – i cała przeszłość, której nigdy nie potrafiłyśmy razem przepracować.
Weszłam do kuchni. Mama siedziała przy stole, dłonie miała splecione na kolanach, a jej oczy były czerwone od płaczu. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W powietrzu wisiała cisza, ciężka jak ołów.
– Zdążyłaś? – zapytała cicho.
– Tak. Wszystko załatwione. Jutro przyjedzie ksiądz, potem pogrzeb – odpowiedziałam, starając się, by mój głos nie zadrżał.
Mama skinęła głową i odwróciła wzrok. Wiedziałam, że chciała powiedzieć coś więcej, ale nie potrafiła. Ja też nie umiałam. Przez tyle lat nauczyłyśmy się milczeć o tym, co najważniejsze.
Usiadłam naprzeciwko niej. Na stole leżał stary obrus z haftem, który pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Wtedy wszystko wydawało się prostsze – zanim ojciec zaczął pić, zanim mama zamknęła się w sobie, zanim ja zaczęłam uciekać do miasta przy każdej okazji.
– Kinga… – zaczęła mama, ale urwała. Przełknęła ślinę i spojrzała na mnie z wyrzutem. – Mogłaś częściej przyjeżdżać.
Poczułam ukłucie w sercu. Znowu to samo. Zawsze byłam winna – że wyjechałam na studia, że nie zostałam na wsi, że nie pomogłam jej z ojcem.
– Próbowałam… Ale ty nigdy nie chciałaś rozmawiać – odpowiedziałam ostrożnie.
– Bo nie było o czym! – wybuchnęła nagle mama. – On wszystko zepsuł! Ty uciekłaś! A ja zostałam sama!
Zapanowała cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i własny przyspieszony oddech.
– Myślisz, że było mi łatwo? – zapytałam cicho. – Bałam się wracać do domu. Bałam się jego…
Mama spojrzała na mnie z bólem. W jej oczach zobaczyłam coś nowego – może żal, może zrozumienie?
– Ja też się bałam – wyszeptała. – Ale musiałam tu zostać.
Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. W końcu zebrałam się na odwagę:
– Mamo… Dzisiaj jest Dzień Przebaczenia. Może… spróbujemy sobie wybaczyć?
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Myślisz, że to takie proste? Że wystarczy powiedzieć „przepraszam” i wszystko zniknie?
– Nie wiem… Ale może warto spróbować? – odpowiedziałam drżącym głosem.
Wstałam i podeszłam do okna. Za szybą widziałam ciemność i światło latarni odbijające się w kałużach. Przypomniałam sobie dzieciństwo: jak czekałam na ojca, który miał wrócić trzeźwy; jak mama płakała po nocach; jak obie udawałyśmy przed sąsiadami, że wszystko jest w porządku.
– Pamiętasz, jak miałam osiem lat i uciekłam do cioci Zosi? – zapytałam nagle.
Mama skinęła głową.
– Myślałam wtedy, że już nigdy nie wrócę do tego domu…
– A ja myślałam, że cię straciłam na zawsze – powiedziała cicho mama.
Odwróciłam się do niej. W jej oczach zobaczyłam łzy.
– Może nigdy nie będziemy rodziną jak z obrazka… Ale możemy spróbować być dla siebie lepsze – powiedziałam.
Mama podniosła się powoli i podeszła do mnie. Przez chwilę stałyśmy naprzeciwko siebie, niepewne co zrobić. W końcu objęła mnie ostrożnie. Poczułam jej drżące ramiona i cichy szloch.
– Przepraszam cię, Kinga… Za wszystko…
– Ja też przepraszam…
Stałyśmy tak długo, aż obie się uspokoiłyśmy. Potem usiadłyśmy razem przy stole i zaczęłyśmy rozmawiać – pierwszy raz od lat naprawdę szczerze. O ojcu, o tym co nas bolało, o tym czego się bałyśmy i co straciłyśmy przez jego chorobę i własny strach.
Noc była długa. Gdy w końcu zasnęłam w swoim dawnym pokoju, poczułam ulgę – jakby ktoś zdjął mi z ramion ciężar noszony przez całe życie.
Rano obudziło mnie światło wpadające przez okno i zapach kawy z kuchni. Mama krzątała się przy stole, a jej twarz była spokojniejsza niż wczoraj.
– Dzień dobry – powiedziała cicho.
– Dzień dobry…
Usiadłyśmy razem do śniadania. Wiedziałam, że przed nami jeszcze wiele trudnych rozmów i łez. Ale pierwszy krok został zrobiony.
Czasem myślę: czy można naprawdę wybaczyć wszystko? Czy przebaczenie to dar dla innych czy dla siebie? Może właśnie dziś jest ten dzień, kiedy warto spróbować…