„Dziadku, czemu nie chcesz, żebyśmy żyli lepiej?” – historia o rodzinnych tajemnicach i cenie spokoju
– Dziadku, czemu nie chcesz, żebyśmy żyli lepiej? – zapytała mnie Zosia, moja ośmioletnia wnuczka, patrząc na mnie wielkimi, brązowymi oczami. Siedzieliśmy przy kuchennym stole w moim starym domu na skraju wsi pod Radomiem. Za oknem padał deszcz, a w powietrzu wisiała cisza, którą przerwało tylko to jedno pytanie.
Zaniemówiłem. Przez chwilę miałem ochotę po prostu wyjść do sieni, założyć kalosze i zająć się czymkolwiek – byle nie odpowiadać. Ale ona patrzyła na mnie z takim smutkiem i niezrozumieniem, że poczułem, jak coś we mnie pęka.
– Zosiu… – zacząłem niepewnie. – To nie tak…
Ale ona już odwróciła wzrok. Wiedziała, że znowu będę kręcił. Tak jak zawsze.
Od miesięcy telefon dzwonił co kilka godzin. Najpierw Basia – moja córka – z płaczem, że nie mają na ratę kredytu. Potem jej mąż Tomek, z wyrzutami, że „gdybyś wtedy sprzedał ziemię, nie musielibyśmy się tak męczyć”. Nawet mój brat Władek dzwonił, choć od lat nie rozmawialiśmy normalnie: „Stary, po co ci ten dom? Przecież dzieciom byś pomógł”.
A ja? Siedziałem w tym domu, w którym się urodziłem i wychowałem, i czułem się jak więzień własnych wspomnień. Każda deska w podłodze skrzypiała historią moich rodziców, każda rysa na ścianie przypominała mi dzieciństwo. Ale dla nich to był tylko majątek – coś, co można sprzedać i podzielić.
Pamiętam dzień, kiedy Basia przyszła do mnie z Tomkiem. Było zimno, śnieg skrzypiał pod butami.
– Tato, musimy pogadać – zaczęła Basia. – Tomek stracił pracę. Ja też mam tylko umowę na zlecenie. Nie damy rady spłacać kredytu…
– Może byś nam pomógł? – dodał Tomek, patrząc mi prosto w oczy.
Wiedziałem, do czego zmierzają. Chcieli, żebym sprzedał dom i ziemię. Żebym oddał wszystko, co zostało po rodzicach.
– To nie takie proste – powiedziałem wtedy cicho.
– Dla ciebie nigdy nic nie jest proste! – wybuchła Basia. – My się tu dusimy w bloku na kredyt, a ty siedzisz sam w tym starym domu!
Nie odpowiedziałem. Bałem się powiedzieć prawdę: że boję się zostać bez korzeni. Że ten dom to jedyne miejsce, gdzie czuję się sobą.
Od tamtej rozmowy atmosfera była coraz gorsza. Basia przestała dzwonić tak często. Tomek patrzył na mnie z pogardą przy każdej rodzinnej okazji. Nawet Zosia zaczęła się mnie bać pytać o cokolwiek.
A ja coraz częściej zastanawiałem się: czy naprawdę jestem taki samolubny? Czy może to oni nie rozumieją, jak ważne są dla mnie wspomnienia?
Pewnej nocy obudził mnie telefon. Basia płakała:
– Tato… Zosia jest chora. Musimy kupić leki, ale nie mamy już pieniędzy…
Serce mi pękło. Pojechałem do nich rano z ostatnimi oszczędnościami. Widziałem w oczach Tomka ulgę i wstyd. Ale wiedziałem też, że to tylko chwilowe rozwiązanie.
Wróciłem do pustego domu i usiadłem przy stole. Przypomniałem sobie rozmowę z ojcem sprzed lat:
– Synu, dom to nie tylko ściany. To ludzie i wspomnienia.
Ale co jeśli ci ludzie już nie chcą tu być?
Kilka dni później przyszła do mnie Basia sama.
– Tato… przepraszam za wszystko. Ale my naprawdę nie dajemy rady…
Patrzyłem na nią długo. Widziałem w niej siebie sprzed lat – młodego chłopaka, który chciał zmieniać świat, ale bał się stracić to, co znał najlepiej.
– Basiu… Ja też się boję – powiedziałem cicho.
Przytuliła mnie pierwszy raz od lat.
Wieczorem przyszła Zosia. Usiadła obok mnie i zapytała:
– Dziadku… a gdybyśmy tu wszyscy zamieszkali?
Zaniemówiłem. Przez chwilę wyobraziłem sobie ten dom pełen śmiechu i krzyków dzieci. Może to byłoby rozwiązanie?
Ale potem przypomniałem sobie kłótnie z Tomkiem, jego niechęć do wsi, Basię narzekającą na brak pracy…
– Nie wiem, Zosiu… Naprawdę nie wiem…
Od tamtej pory coraz częściej myślę o tym, co jest ważniejsze: spokój ducha czy bezpieczeństwo rodziny? Czy mam prawo trzymać się przeszłości kosztem ich przyszłości?
Czasem patrzę na stare zdjęcia rodziców i zastanawiam się: co oni by zrobili na moim miejscu?
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi. Ale jedno wiem na pewno: każda decyzja boli.
Czy naprawdę można być szczęśliwym, jeśli ktoś inny przez to cierpi? A może czasem trzeba poświęcić siebie dla innych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?