Czy naprawdę nie zasługuję na szczęście po pięćdziesiątce? Moja córka walczy o moją przyszłość, a ja stoję na rozdrożu serca i rozumu
– Mamo, błagam cię, nie rób tego! – głos Kasi drżał od emocji, a jej oczy błyszczały łzami. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, gdzie jeszcze niedawno razem piekłyśmy szarlotkę. Teraz między nami wisiała przepaść – przepaść nieufności i lęku.
Miałam 57 lat i pierwszy raz od śmierci męża poczułam, że mogę być znowu szczęśliwa. Marek pojawił się w moim życiu nagle – poznaliśmy się na kursie tańca w domu kultury na Pradze. Był czarujący, dowcipny, miał ciepłe spojrzenie i dłonie, które potrafiły ukoić każdy ból. Przez pół roku spotykaliśmy się niemal codziennie. Wspólne spacery po Łazienkach, wieczory przy winie i rozmowy do późnej nocy sprawiły, że znów poczułam się młoda. Gdy oświadczył mi się pod koniec marca, nie wahałam się ani chwili.
Ale Kasia… Kasia była innego zdania. Od początku patrzyła na Marka z podejrzliwością. – Mamo, on jest za miły. Za bardzo się stara. Przecież nawet nie wiesz, gdzie pracuje! – powtarzała.
– Kasiu, przecież Marek opowiadał ci o swojej pracy w hurtowni budowlanej. – Próbowałam ją uspokoić.
– Ale nigdy nie podał nazwy firmy! – upierała się. – Sprawdzałam w internecie, nie ma go na Facebooku, nie ma żadnych zdjęć sprzed kilku lat. Mamo, to podejrzane!
Wiedziałam, że Kasia martwi się o mnie. Po śmierci ojca stałyśmy się sobie bardzo bliskie. Ale czy to znaczyło, że mam rezygnować z własnego szczęścia? Czy naprawdę powinnam podejrzewać Marka tylko dlatego, że nie ma konta na Facebooku?
Z czasem napięcie rosło. Kasia zaczęła dzwonić do mnie codziennie, wypytywać o każdy szczegół. Czułam się jak nastolatka pod kontrolą nadopiekuńczej matki. Gdy powiedziałam jej o zaręczynach, wybuchła płaczem.
– Mamo, on cię wykorzysta! Zobaczysz! – krzyczała przez telefon.
– Kasiu, proszę cię… Ja go kocham. Potrzebuję kogoś przy sobie.
– A ja potrzebuję mieć pewność, że nie skończysz z rozbitym sercem i pustym kontem! – odpowiedziała gorzko.
Nie spałam wtedy całą noc. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie jej słowa. Czy rzeczywiście byłam aż tak naiwna? Przypomniałam sobie wszystkie wieczory z Markiem – jego czułość, troskę, drobne gesty. Ale też momenty, gdy wymigiwał się od rozmów o przeszłości albo nagle wychodził odebrać telefon na klatkę schodową.
Kilka dni później Kasia przyszła do mnie z teczką dokumentów.
– Zobacz – powiedziała cicho i podała mi wydruki z internetu. – Marek Nowak nie istnieje w żadnym rejestrze firm budowlanych w Warszawie. Sprawdziłam też jego PESEL – nie zgadza się z datą urodzenia, którą ci podał.
Poczułam jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Serce waliło mi jak oszalałe.
– Kasiu… może to jakaś pomyłka?
– Mamo, proszę cię… On coś ukrywa.
Przez kolejne dni unikałam Marka. Nie odbierałam telefonów, nie odpisywałam na SMS-y. W końcu przyszedł do mnie sam.
– Co się dzieje? – zapytał z troską. – Zrobiłem coś nie tak?
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Marek… powiedz mi prawdę. Kim jesteś?
Zamilkł na chwilę, a potem spuścił wzrok.
– Bałem się ci powiedzieć… – zaczął cicho. – Pracowałem kiedyś w firmie budowlanej, ale ją zamknęli przez długi. Teraz dorabiam jako złota rączka na czarno. Nie mam stałego zatrudnienia… Wstydziłem się tego przed tobą i twoją córką.
Łzy napłynęły mi do oczu. Z jednej strony poczułam ulgę – nie był oszustem, tylko zwykłym człowiekiem z problemami. Z drugiej strony poczułam żal do Kasi – czy naprawdę musiała aż tak ingerować w moje życie?
Wieczorem zadzwoniłam do niej.
– Kasiu… Marek nie jest oszustem. Po prostu bał się przyznać do swojej sytuacji.
– Mamo… ja tylko chciałam cię chronić.
– Wiem. Ale musisz mi pozwolić żyć po swojemu.
Przez kolejne tygodnie atmosfera była napięta. Kasia przestała przychodzić na niedzielne obiady. Marek starał się udowodnić jej swoją uczciwość – pomagał mi w domu, naprawiał kran u sąsiadki, nawet przyniósł zaświadczenie o niekaralności.
W końcu Kasia przyszła do mnie sama.
– Mamo… przepraszam. Może przesadziłam. Po prostu boję się cię stracić.
Przytuliłam ją mocno.
– Ja też się boję. Ale jeszcze bardziej boję się samotności.
Dziś wiem jedno: życie po pięćdziesiątce to nie koniec marzeń ani uczuć. To czas na nowe wybory i odwagę do bycia sobą – nawet jeśli oznacza to konflikt z najbliższymi.
Czy naprawdę musimy wybierać między szczęściem a bezpieczeństwem? Czy można kochać i ufać jednocześnie? A może każda z nas musi sama znaleźć odpowiedź na to pytanie?