Czy naprawdę mogę zmusić córkę do szczęścia?
– Mamo, ja już nie mogę. – Głos Kasi drży, a w jej oczach widzę ten sam cień, który pojawia się od miesięcy. Siedzi naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, ściska filiżankę herbaty tak mocno, że aż bieleją jej knykcie. – On znowu wrócił po północy. Nie rozmawiamy ze sobą. Dzieci czują napięcie. Ja… ja się duszę.
Patrzę na nią i czuję, jak serce mi się ściska. Moja córka, moja mała Kasia, która kiedyś biegała po tym samym mieszkaniu z rozczochranymi włosami i śmiała się do łez. Teraz siedzi przede mną dorosła kobieta, matka trójki dzieci, a ja nie potrafię jej pomóc.
– Kasiu, małżeństwo to nie jest bajka – mówię cicho, próbując ukryć własny strach. – Zawsze są trudne chwile. Może powinniście spróbować terapii? Dla dzieci…
Wiem, że powtarzam te same słowa od miesięcy. Wiem też, że ona już ich nie słucha. Ale co mam zrobić? Jeśli odejdzie od Pawła, wróci tutaj z trójką dzieci. Nasze dwupokojowe mieszkanie ledwo mieści mnie i mojego męża. Ledwo wiążemy koniec z końcem z emeryturą i jego rentą. Jak ja mam im pomóc?
Kasia patrzy na mnie z wyrzutem. – Mamo, ja już próbowałam wszystkiego. On nie chce rozmawiać. Nie chce się zmienić. Dzieci widzą tylko kłótnie albo ciszę. Czy naprawdę chcesz, żebym tak żyła?
Chcę powiedzieć „nie”, ale słowa więzną mi w gardle. Przecież wiem, jak wygląda życie samotnej matki w Polsce. Wiem, jak trudno znaleźć pracę z trójką dzieci na głowie. Wiem, jak ludzie patrzą na rozwiedzione kobiety w małym mieście. Sama przez to przeszłam – mój ojciec zostawił nas, gdy miałam dziesięć lat. Moja mama płakała nocami i pracowała na dwa etaty, żebyśmy miały co jeść.
– Kasiu… – zaczynam, ale ona przerywa mi gwałtownie.
– Ty zawsze bronisz Pawła! – wybucha. – Nigdy nie pytasz, jak ja się czuję! Zawsze tylko: „Dla dzieci”, „Dla rodziny”. A co ze mną? Czy ja się nie liczę?
Czuję łzy pod powiekami. Chciałabym ją przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale boję się przyszłości. Boję się tego, że nie dam rady finansowo, że nie udźwignę ciężaru kolejnej rodziny pod moim dachem.
Wieczorem rozmawiam z mężem.
– Zosia, ona sobie nie poradzi sama – mówi cicho Andrzej, patrząc w telewizor bez wyrazu. – My też nie damy rady z czwórką dzieci w domu.
– Ale ona jest nieszczęśliwa – szepczę.
– Każdy ma swoje krzyże – odpowiada gorzko.
Nie śpię całą noc. Przewracam się z boku na bok i myślę o tym, jak bardzo zawiodłam jako matka. Czy naprawdę lepiej zmuszać córkę do życia w nieszczęściu tylko dlatego, że boję się biedy? Czy to jest miłość?
Następnego dnia Kasia dzwoni do mnie z pracy.
– Mamo… podjęłam decyzję. Składam pozew o rozwód.
Cisza w słuchawce dźwięczy mi w uszach.
– Wiesz… boję się – mówi cicho Kasia. – Ale jeszcze bardziej boję się zostać tam na zawsze.
Chcę ją wesprzeć, ale zamiast tego pytam:
– A co z dziećmi? Gdzie będziecie mieszkać?
Słyszę jej westchnienie.
– Coś wymyślę. Może wynajmę pokój u koleżanki na jakiś czas.
Rozłączam się i czuję się podle. Zamiast być dla niej oparciem, jestem kolejnym ciężarem.
Tydzień później Kasia przychodzi z dziećmi na obiad. Są ciche i przygaszone. Najmłodsza Ola tuli się do mnie i pyta:
– Babciu, czy będziemy tu mieszkać?
Nie wiem, co odpowiedzieć.
Wieczorem siedzę sama przy stole i patrzę na zdjęcia rodzinne na ścianie. Widzę uśmiechniętą Kasię w białej sukni ślubnej obok Pawła. Widzę siebie sprzed lat – młodą matkę pełną nadziei. Gdzie popełniłam błąd?
Zaczynam rozumieć, że moje lęki są moimi lękami – nie jej. Że ona ma prawo do szczęścia nawet wtedy, gdy ja boję się zmian i biedy.
Kilka dni później dzwoni do mnie sąsiadka.
– Słyszałam o Kasi… Ludzie gadają różne rzeczy.
Zaciskam zęby i odpowiadam:
– Ludzie zawsze gadają. Najważniejsze jest to, żeby moje dziecko było szczęśliwe.
Po raz pierwszy czuję ulgę.
Wieczorem dzwoni Kasia.
– Mamo… dziękuję ci za wszystko. Wiem, że się boisz. Ja też się boję. Ale muszę spróbować żyć po swojemu.
Milczę przez chwilę.
– Kocham cię, Kasiu. I zawsze będziesz miała tu dom.
Odkładam słuchawkę i płaczę długo – ze strachu i ulgi jednocześnie.
Czy naprawdę można zmusić kogoś do szczęścia? Czy miłość matki to ochrona za wszelką cenę czy pozwolenie na własne błędy? Może czasem trzeba pozwolić odejść… Nawet jeśli serce pęka.