„Czy naprawdę jestem złą babcią?” – historia o granicach, rodzinie i własnych potrzebach
– Mamo, nie rozumiem cię. Naprawdę nie możesz mi pomóc? – głos Agaty drżał, a w oczach miała łzy. Stała w moim przedpokoju, ściskając w dłoni klucze do samochodu. Jej syn, mój wnuk Staś, ciągnął ją za rękaw, a młodsza Zosia marudziła pod nosem.
Patrzyłam na nią i czułam, jak ściska mnie w gardle. Przez całe życie byłam tą, na którą można liczyć. Kiedy Agata była mała, pracowałam na dwie zmiany w szpitalu jako pielęgniarka, a potem jeszcze dorabiałam nocami. Mój mąż Andrzej był wtedy kierowcą ciężarówki – często nie było go tygodniami. Wszystko było na mojej głowie: dom, dziecko, rachunki. Ale dawałam radę. Zawsze.
Teraz mam 65 lat. Wciąż pracuję – nie dla pieniędzy, choć emerytura nie jest wysoka, ale dla siebie. Andrzej jest już na emeryturze, niestety coraz częściej choruje. Cukrzyca, serce, ostatnio miał nawet lekki udar. Staram się być przy nim jak najwięcej, bo wiem, że boi się samotności i własnej słabości.
A tu nagle Agata przychodzi i mówi: „Mamo, musisz mi pomóc. Dostałam awans, będę miała więcej pracy. Potrzebuję cię na co dzień przy dzieciach”.
Poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przecież zawsze chciałam być dobrą matką i babcią. Ale czy to znaczy, że mam zrezygnować z siebie? Z pracy? Z opieki nad Andrzejem?
– Agato, kochanie… – zaczęłam ostrożnie – Ja naprawdę nie mogę być codziennie z dziećmi. Pracuję jeszcze, a tata…
– Pracujesz? – przerwała mi z goryczą. – Przecież mogłabyś już odpocząć! Wszyscy twoi znajomi są na emeryturze i zajmują się wnukami!
Zrobiło mi się przykro. Czy naprawdę jestem taka samolubna? Czy to źle, że chcę jeszcze coś robić dla siebie?
Andrzej usiadł w fotelu i spojrzał na mnie bezradnie. Wiedziałam, że on też czuje się winny – przez swoje zdrowie nie może pomóc ani mnie, ani Agacie.
– Mamo… – Agata już nie krzyczała, tylko szeptała – Ja naprawdę nie daję rady. Tomek (jej mąż) ciągle w delegacjach, ja w pracy… Dzieci są coraz bardziej niesforne…
Podeszłam do niej i przytuliłam ją mocno.
– Wiem, kochanie. Ale ja też mam swoje granice. Nie jestem już młoda. Chcę jeszcze trochę pożyć po swojemu.
Wiedziałam jednak, że ona tego nie rozumie. W jej oczach zobaczyłam rozczarowanie i żal.
Przez kolejne dni czułam się okropnie. Andrzej próbował mnie pocieszać:
– Nie możesz brać wszystkiego na siebie. Masz prawo do swojego życia.
Ale ja słyszałam w głowie tylko głos Agaty: „Jesteś złą babcią”.
W pracy koleżanki opowiadały o swoich wnukach:
– Moja Basia codziennie odbiera wnuczka z przedszkola! – chwaliła się jedna.
– A ja mam wnuki na weekendy i święta – mówiła druga.
Czułam się coraz bardziej wyobcowana. Czy naprawdę jestem inna? Egoistka?
W weekend odwiedziła nas Agata z dziećmi. Staś od razu pobiegł do dziadka:
– Dziadku! Pokażesz mi znów te stare zdjęcia z ciężarówki?
Andrzej uśmiechnął się szeroko i zaprosił wnuka na kanapę. Zosia usiadła mi na kolanach i zaczęła opowiadać o przedszkolu.
Agata patrzyła na nas z boku i nagle powiedziała:
– Może jednak przesadziłam…
Spojrzałam na nią pytająco.
– Wiem, że masz swoje życie… Ale ja po prostu boję się, że nie dam rady sama.
Zrobiło mi się jej żal. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – samotną matkę z dzieckiem na rękach i wiecznym lękiem o jutro.
– Agato – powiedziałam cicho – Pomogę ci tyle, ile będę mogła. Ale musisz zrozumieć, że nie mogę być drugą mamą dla twoich dzieci.
Przytuliłyśmy się obie i długo płakałyśmy.
Od tamtej pory staram się pomagać Agacie w miarę możliwości – czasem odbiorę dzieci z przedszkola, czasem zostaną u nas na noc. Ale nie codziennie. Uczę się mówić „nie” bez poczucia winy.
Czasem jednak wracają do mnie słowa córki: „Jesteś złą babcią”. Czy naprawdę jestem? Czy każda kobieta musi poświęcić wszystko dla rodziny? A może mamy prawo do własnego życia nawet wtedy, gdy jesteśmy już babciami?