Czterdzieści lat w kadrze: wspomnienia zza stołu kuchennego
– Kasia, ty chyba kompletnie zwariowałaś? – głos Marii Janiny przeciął ciszę mieszkania jak nóż. Moja matka stała w drzwiach kuchni, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie z tym swoim dobrze znanym wyrazem dezaprobaty. Przez chwilę miałam ochotę odpowiedzieć jej równie ostro, ale tylko westchnęłam i odłożyłam telefon na stół.
Czterdzieści lat. Okrągła data. Przeglądałam zdjęcia z ostatnich lat – uśmiechy przyjaciół, dzieci mojej siostry, nawet kilka selfie z pracy, gdzie zawsze udaję, że wszystko jest w porządku. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że chcę coś zmienić. Chcę świętować, zaprosić ludzi, których kocham, może nawet zamówić tort w cukierni. Chcę poczuć się ważna, choćby przez jeden wieczór.
– Mamo, to tylko urodziny. Chciałabym je uczcić…
– Uczcić? W tym wieku? – Maria Janina przewróciła oczami. – Lepiej byś się zajęła czymś pożytecznym. Znowu wydasz pieniądze na głupoty.
Poczułam znajome ukłucie w żołądku. Od zawsze słyszałam, że jestem niepraktyczna, że za dużo marzę. Nawet teraz, kiedy mam czterdzieści lat i własne mieszkanie na kredyt, matka potrafi sprawić, że czuję się jak dziecko.
Z kuchni dobiegł mnie zapach kawy. Zaparzyłam ją specjalnie dla siebie – mocną, czarną, taką jak lubię. Przez chwilę patrzyłam na parę unoszącą się nad filiżanką i przypomniałam sobie dzieciństwo: niedzielne obiady, kiedy ojciec jeszcze żył, śmiech mojej młodszej siostry Agaty, rozmowy o niczym i o wszystkim.
Telefon zawibrował. Wiadomość od Agaty: „Będziesz dziś u mamy? Muszę pogadać.”
Odpisałam krótko: „Jestem.”
Agata zawsze była tą lepszą – młodsza, ładniejsza, z mężem i dwójką dzieci. Ja zostałam sama. Mój były mąż wyprowadził się do Gdańska pięć lat temu i od tamtej pory widuję go tylko na Facebooku. Praca w urzędzie daje mi stabilizację, ale nie satysfakcję. Czasem mam wrażenie, że życie przecieka mi przez palce.
– Kasia, nie obrażaj się – matka usiadła naprzeciwko mnie i spojrzała z troską. – Po prostu martwię się o ciebie. Czterdzieści lat to nie żarty.
– Wiem, mamo – odpowiedziałam cicho. – Ale może właśnie dlatego chcę coś zrobić inaczej.
W drzwiach pojawiła się Agata. Była zdenerwowana, co od razu zauważyłam po jej przyspieszonym oddechu i nerwowym poprawianiu włosów.
– Cześć – rzuciła krótko i usiadła obok mnie. – Mama znowu cię strofuje?
– Jak zwykle – uśmiechnęłam się blado.
– Słuchajcie… – zaczęła Agata i nagle jej głos zadrżał. – Tomek mnie zdradził.
Zapadła cisza tak gęsta, że aż zabolało mnie serce. Matka spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami.
– Co ty mówisz? – wyszeptała.
Agata spuściła głowę.
– Z jakąś dziewczyną z pracy. Dowiedziałam się wczoraj. Nie wiem, co robić.
Poczułam dziwną mieszaninę współczucia i… ulgi? Przez całe życie czułam się gorsza od Agaty. Teraz role się odwróciły. Ale czy to powód do radości?
– Może powinnaś z nim porozmawiać – powiedziałam ostrożnie.
– Nie chcę go widzieć! – Agata wybuchła płaczem.
Matka zaczęła ją pocieszać, a ja patrzyłam na swoje dłonie splecione na stole. Kuchnia nagle stała się za mała na nasze emocje.
Wieczorem siedziałam sama przy stole i myślałam o tym wszystkim. O czterdziestu latach życia, które minęły szybciej niż się spodziewałam. O tym, jak bardzo pragnę bliskości i jak bardzo boję się kolejnych rozczarowań.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Ania z pracy:
– Kasia! Słyszałam, że chcesz zrobić imprezę! Super pomysł! Pomogę ci ze wszystkim!
Jej entuzjazm był zaraźliwy. Przez chwilę poczułam się lekka jak piórko.
– Dzięki, Aniu… Ale nie wiem, czy to ma sens…
– Przestań! Należy ci się trochę radości! – przerwała mi stanowczo.
Zaczęłam więc planować: lista gości, menu, dekoracje. Nawet matka po kilku dniach zaczęła dopytywać o szczegóły.
– Może upiekę sernik? – zaproponowała nieśmiało.
W dzień urodzin wszystko było gotowe: balony, kolorowe talerzyki, tort z napisem „Czterdzieści lat minęło…”. Przyszli znajomi z pracy, sąsiedzi, nawet kilku dawnych przyjaciół ze studiów. Agata przyszła z dziećmi – bez męża.
Przez chwilę czułam się szczęśliwa. Śmialiśmy się, wspominaliśmy stare czasy, tańczyliśmy w salonie do przebojów sprzed lat. Nawet matka rozluźniła się i pozwoliła sobie na kieliszek wina.
Ale kiedy wszyscy wyszli i zostałam sama w kuchni przy pustym stole, poczułam pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej. Czy naprawdę jestem szczęśliwa? Czy te czterdzieści lat to powód do dumy czy do żalu?
Patrzyłam na zdjęcia zrobione tego wieczoru i zastanawiałam się: ile jeszcze takich chwil przede mną? Czy potrafię nauczyć się żyć dla siebie?
Może czterdzieste urodziny to nie koniec świata… Może to dopiero początek? A wy… jak myślicie? Czy warto świętować swoje życie nawet wtedy, gdy nie wszystko poszło zgodnie z planem?