Córka wróciła do domu: Tajemnice, które dzielą rodzinę
— Mamo, nie pytaj mnie o nic, proszę… — głos Marty drżał, kiedy stała w progu naszego mieszkania, trzymając na rękach małą Zosię. Była noc, a ja i mój mąż Andrzej właśnie oglądaliśmy wiadomości. Dźwięk dzwonka do drzwi przerwał ciszę, która zwykle panowała w naszym domu o tej porze. Kiedy zobaczyłam Martę, z torbą przewieszoną przez ramię i dzieckiem wtulonym w szyję, poczułam jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
— Córcia, dlaczego nie zadzwoniłaś? Przecież spotkalibyśmy was na dworcu! — zapytałam, próbując ukryć łzy.
Marta spojrzała na mnie oczami pełnymi bólu i zmęczenia. — Mamo, rozwodzę się. Aleksander ma inną kobietę. — Jej głos był cichy, ale każde słowo wbijało się we mnie jak szpilka.
Andrzej stał obok mnie, zaciśnięte pięści świadczyły o tym, jak bardzo stara się panować nad emocjami. — Jak to? Przecież jeszcze niedawno byliście razem na świętach… — zaczął, ale Marta tylko pokręciła głową.
— To już trwało od dawna. Udawałam, że nie widzę wiadomości na jego telefonie, że nie czuję zapachu obcych perfum na jego koszulach. Myślałam, że dla Zosi jakoś to przetrwamy… Ale nie mogłam dłużej udawać.
Przytuliłam ją mocno. W tej chwili nie liczyło się nic poza tym, że moja córka potrzebuje pomocy.
Przez kolejne dni Marta była jak cień. Rano odprowadzała Zosię do przedszkola, potem godzinami siedziała w swoim dawnym pokoju. Czasem słyszałam jej cichy płacz przez drzwi. Próbowałam rozmawiać, ale ona zamykała się w sobie coraz bardziej.
Pewnego wieczoru zauważyłam, że Marta coraz częściej trzyma się za brzuch i robi się blada. Zaniepokojona zapytałam:
— Marto, wszystko w porządku? Może jesteś chora?
Odpowiedziała wymijająco, ale matka zawsze wyczuje prawdę. Po kilku dniach zebrałam się na odwagę i weszłam do jej pokoju bez pukania. Siedziała na łóżku, patrząc w okno.
— Marto, jesteś w ciąży? — zapytałam prosto z mostu.
Zamarła. Przez chwilę myślałam, że nie odpowie. W końcu skinęła głową.
— Tak, mamo. Jestem w drugim miesiącu… Ale nie chcę mówić o tym Aleksandrowi. Nie chcę go widzieć, nie chcę żeby wiedział.
Byłam w szoku. — Ale przecież to jego dziecko! Powinien wiedzieć!
Marta spojrzała na mnie z rozpaczą. — On już ma nowe życie. Nową kobietę. Nie chcę go błagać o uwagę ani pieniądze. Nie chcę być dla niego ciężarem.
Próbowałam ją przekonać:
— Marto, to nie jest tylko twoja decyzja. Dziecko ma prawo znać ojca! A ty masz prawo do wsparcia!
Ale ona była nieugięta.
— Mamo, proszę cię… Nie mów nikomu. Nawet tacie.
Zgodziłam się, choć serce mi pękało. Przez kolejne tygodnie żyliśmy w napięciu i tajemnicy. Andrzej zaczął coś podejrzewać — widział jak Marta unika kawy i coraz częściej odpoczywa w ciągu dnia.
Pewnego popołudnia wybuchł konflikt.
— Klaudia, co się dzieje z Martą? Ukrywacie coś przede mną? — zapytał mąż z wyrzutem.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Marta usłyszała naszą rozmowę i weszła do kuchni.
— Tato… jestem w ciąży — powiedziała cicho.
Andrzej zbladł.
— Czy Aleksander wie?
Marta pokręciła głową.
— I nie zamierzam mu mówić. On już wybrał inną rodzinę.
Wtedy Andrzej wybuchł:
— To nie jest takie proste! Dziecko potrzebuje ojca! Ty potrzebujesz wsparcia! Nie możesz uciekać przed odpowiedzialnością!
Marta rozpłakała się i wybiegła z kuchni. Ja zostałam sama z mężem i jego gniewem.
Wieczorem usiadłyśmy z Martą przy stole. Zosia spała już w swoim łóżeczku.
— Córeczko… Ja rozumiem twój ból. Ale czy naprawdę chcesz całe życie ukrywać prawdę? Czy nie boisz się, że kiedyś twoje dzieci będą miały do ciebie żal?
Marta milczała długo.
— Może masz rację, mamo… Ale ja po prostu nie mam siły walczyć z nim jeszcze raz. Boję się kolejnego upokorzenia.
Przytuliłam ją mocno.
Minęły kolejne dni pełne napięcia i niedopowiedzeń. Marta zaczęła chodzić do psychologa. Ja codziennie modliłam się o to, żeby znalazła w sobie siłę na rozmowę z Aleksandrem.
W końcu pewnego ranka usiadła przy stole i powiedziała:
— Mamo, tato… Chcę spróbować porozmawiać z Aleksandrem. Nie wiem co z tego wyniknie, ale muszę spróbować dla siebie i dla dzieci.
Poczułam ulgę i dumę jednocześnie. Wiedziałam jednak, że przed nami jeszcze długa droga.
Czasem zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam wspierając Martę w jej decyzji o milczeniu? Czy powinniśmy byli naciskać bardziej? A może czasem trzeba pozwolić dorosłym dzieciom popełniać własne błędy? Co wy byście zrobili na moim miejscu?