Cienie pod Krakowem: Historia rodziny Nowaków

— Grażyna, widziałaś Agnieszkę rano? — zapytała mnie sąsiadka, gdy wracałam z piekarni. — Wyglądała jak z żurnala!

Zatrzymałam się na chwilę, ściskając w dłoni jeszcze ciepły bochenek chleba. Ostatnio coraz częściej słyszałam podobne komentarze. Moja synowa, Agnieszka, już nie chodziła po domu w starym szlafroku, nie miała rozczochranych włosów i nie narzekała na zmęczenie. Teraz codziennie rano malowała się przed lustrem, starannie układała włosy i wychodziła na siłownię. Zmieniła się. I to nie tylko zewnętrznie.

Adam, mój syn, niczego nie zauważał. Od miesięcy wracał z pracy coraz później, a gdy już był w domu, siedział z nosem w laptopie albo rozmawiał przez telefon. Czasem miałam wrażenie, że nawet nie wie, jak wygląda jego własna żona. Kiedyś byli nierozłączni, śmiali się razem, planowali przyszłość. Teraz każde z nich żyło w swoim świecie.

Pamiętam, jak kilka lat temu Adam przyprowadził Agnieszkę do naszego domu. Była nieśmiała, trochę zagubiona, ale miała w sobie coś ciepłego. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Pomagałam jej w kuchni, rozmawiałyśmy o wszystkim. Po ślubie zamieszkali w małym domku pod Krakowem, niedaleko nas. Myślałam, że będą szczęśliwi. Ale życie potrafi zaskoczyć.

Ostatnio coraz częściej widziałam Agnieszkę wychodzącą z domu w sportowych ubraniach. Czasem wracała późno, z uśmiechem na twarzy, z telefonem w dłoni. Zaczęłam się zastanawiać, czy to tylko nowe hobby, czy może coś więcej. Próbowałam rozmawiać z Adamem, ale zbywał mnie krótkim: „Mamo, wszystko jest w porządku. Agnieszka po prostu dba o siebie.”

Ale ja czułam, że coś jest nie tak. Pewnego wieczoru, kiedy Adam znowu pracował do późna, postanowiłam odwiedzić Agnieszkę. Zastałam ją w kuchni, przygotowywała sałatkę. Pachniało świeżymi ziołami i cytryną.

— Agnieszko, wszystko w porządku? — zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie.

Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, ale w jej oczach zobaczyłam cień smutku.

— Tak, Grażyno. Po prostu… czasem czuję się tu trochę samotna. Adam ciągle pracuje, a ja… muszę jakoś zapełnić czas.

Usiadłam przy stole i przez chwilę milczałyśmy. Wiedziałam, że nie powinnam naciskać, ale nie mogłam się powstrzymać.

— Wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Jesteś dla mnie jak córka.

Agnieszka uśmiechnęła się szerzej, ale jej oczy pozostały smutne.

— Dziękuję. Naprawdę to doceniam. Czasem mam wrażenie, że Adam już mnie nie widzi. Że jestem dla niego tylko dodatkiem do domu.

Zabolało mnie to. Przecież Adam zawsze był taki czuły, taki troskliwy. Co się z nim stało?

Kilka dni później zauważyłam, że Agnieszka zaczęła spotykać się z nowymi ludźmi. Często rozmawiała przez telefon, śmiała się do ekranu. Zaczęłam podejrzewać, że może poznała kogoś na siłowni. Może szukała tego, czego nie dostawała od Adama — uwagi, czułości, rozmowy.

Nie wiedziałam, co robić. Czy powinnam powiedzieć Adamowi? Czy powinnam porozmawiać z Agnieszką jeszcze raz? Bałam się, że jeśli się wtrącę, wszystko tylko pogorszę.

Pewnego wieczoru Adam wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Zastał Agnieszkę rozmawiającą przez telefon w salonie. Nie słyszałam dokładnie, o czym mówiła, ale jej głos był inny — radosny, pełen życia. Adam spojrzał na nią zdziwiony, a potem na mnie.

— Mamo, czy coś się dzieje? — zapytał cicho, gdy Agnieszka wyszła do kuchni.

Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach zmęczenie i zagubienie.

— Adamie, kiedy ostatni raz rozmawiałeś z żoną? Tak naprawdę rozmawiałeś?

Westchnął ciężko i usiadł obok mnie.

— Nie wiem… Ostatnio wszystko mnie przytłacza. Praca, kredyt, rachunki… Chcę tylko, żeby było nam dobrze.

— Ale czy widzisz, co się dzieje z Agnieszką? Ona się zmienia. Potrzebuje cię.

Adam spojrzał na mnie bezradnie.

— Myślisz, że ją tracę?

Nie odpowiedziałam. Bałam się powiedzieć na głos to, co czułam w sercu.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Agnieszką jeszcze raz. Spotkałyśmy się na spacerze w parku. Powiedziałam jej o swoich obawach, o tym, że Adam ją kocha, ale nie potrafi tego okazać.

Agnieszka zatrzymała się i spojrzała mi prosto w oczy.

— Grażyno, ja nie chcę nikogo ranić. Ale nie mogę żyć jak duch w swoim własnym domu. Potrzebuję rozmowy, bliskości… A Adam jest coraz dalej ode mnie.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Wiedziałam, że nie mogę za nich przeżyć ich życia. Ale czy mogłam patrzeć, jak ich małżeństwo się rozpada?

Kilka dni później Adam poprosił Agnieszkę o rozmowę. Siedzieli długo w salonie, słyszałam podniesione głosy, płacz. Potem była cisza. Nie wiem, o czym rozmawiali. Ale od tego dnia coś się zmieniło. Adam zaczął wracać wcześniej do domu, częściej rozmawiali, wychodzili razem na spacery. Ale cień pozostał.

Czasem zastanawiam się, czy można uratować coś, co już zaczęło się rozpadać. Czy wystarczy rozmowa i trochę dobrej woli? Czy może są rany, które nigdy się nie zagoją?

Patrzę na nich i myślę: czy naprawdę znamy tych, których kochamy? A może każdy z nas nosi w sobie tajemnice, których nigdy nie odkryjemy?