Cień kuzynki Helki: Opowieść o zazdrości, rodzinnych sekretach i dorastaniu
— Zina, dlaczego zawsze musisz być taka uparta? — głos mamy odbijał się echem od ścian kuchni, kiedy pakowała moją walizkę na kolejne wakacje u dziadków. Patrzyłam przez okno na szare niebo Poznania i czułam, jak w środku narasta we mnie bunt. Nie chciałam jechać na wieś. Nie w tym roku. Wiedziałam, że tam znowu spotkam Helkę.
Helka… Moja kuzynka, moja rówieśniczka, mój cień i mój ideał. Od zawsze była lepsza ode mnie. Piękniejsza — jej kręcone włosy lśniły w słońcu jak złoto, podczas gdy moje były proste i nijakie. Zgrabniejsza — biegała szybciej, skakała wyżej, a kiedy śmiałyśmy się razem na łące, wszyscy patrzyli tylko na nią. Nawet babcia mówiła: „Helka to prawdziwa panienka z miasta, a ty, Zina, taka nasza swojska dziewczyna”.
Ale to właśnie te wakacje miały wszystko zmienić.
Pociąg do małej stacji pod Gnieznem był pełen dzieciaków jadących do dziadków. Siedziałam przy oknie i próbowałam nie myśleć o Helce. Ale kiedy tylko wysiadłam na peronie, zobaczyłam ją — stała z walizką, w nowej sukience, z uśmiechem szerokim jak Wisła.
— Zina! — krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. Pachniała perfumami mamy i czymś jeszcze — czymś obcym, dorosłym.
Przez pierwsze dni wszystko było jak zawsze: kąpiele w rzece, zbieranie poziomek, wieczorne opowieści przy ognisku. Ale coś się zmieniło. Helka zaczęła rozmawiać ze mną inaczej — jakby z góry. Opowiadała o Warszawie, o nowych koleżankach, o chłopakach z jej klasy. Ja milczałam. Czułam się coraz mniejsza.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę dorosłych przez uchylone drzwi kuchni:
— Helka bardzo się zmieniła — mówiła babcia szeptem do mamy. — Zina chyba jej zazdrości.
Zazdrościłam. Bardziej niż kiedykolwiek.
Któregoś dnia do naszej wsi przyjechał Tomek — syn sąsiadów, starszy od nas o dwa lata. Wszyscy mówili, że jest przystojny i dobrze się uczy. Helka od razu zwróciła na niego uwagę. Śmiała się głośniej niż zwykle, opowiadała dowcipy, a ja… stałam z boku i patrzyłam, jak Tomek patrzy tylko na nią.
Wieczorem leżałyśmy razem w łóżku na strychu. Helka szeptała:
— Wiesz, Zina… Tomek chyba się we mnie zakochał.
Milczałam. Serce ścisnęło mi się z bólu.
Następnego dnia postanowiłam zrobić coś głupiego. Kiedy Tomek przyszedł po nas na spacer, zaczęłam opowiadać mu historie o Helce — że jest rozpieszczona, że w Warszawie ma same kłopoty w szkole. Kłamałam. Chciałam tylko, żeby spojrzał na mnie.
Ale Tomek tylko się uśmiechnął:
— Zina, nie musisz być taka wobec swojej kuzynki. Lubię cię taką, jaka jesteś.
Poczułam się jeszcze gorzej.
Wkrótce potem wybuchła prawdziwa burza. Helka dowiedziała się o moich słowach od Tomka. Przyszła do mnie wieczorem, cała roztrzęsiona.
— Jak mogłaś? — jej głos drżał od łez. — Myślałam, że jesteśmy siostrami!
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wybiegła z domu i długo nie wracała.
Babcia znalazła ją nad rzeką, zapłakaną i zziębniętą. Przez kilka dni nie rozmawiałyśmy ze sobą wcale. Atmosfera w domu była ciężka jak burzowe chmury.
W końcu mama usiadła ze mną w kuchni.
— Zina… Wiem, że ci ciężko. Ale musisz zrozumieć, że każdy z nas ma swoje miejsce w rodzinie. Helka nie jest twoim wrogiem.
Płakałam długo tej nocy. Wiedziałam już, że nie chodzi tylko o Tomka czy o urodę Helki. Chodziło o to, że zawsze czułam się gorsza — w oczach rodziny, w oczach samej siebie.
Ostatniego dnia wakacji podeszłam do Helki nad rzeką.
— Przepraszam — powiedziałam cicho. — Zazdrościłam ci wszystkiego…
Helka spojrzała na mnie długo.
— Ja też ci zazdroszczę — wyszeptała nagle. — Masz rodzinę blisko siebie, masz dom… Ja w Warszawie czuję się samotna.
Objęłyśmy się bez słowa.
Kiedy wracałam do Poznania, patrzyłam przez okno pociągu na mijające pola i myślałam o tym wszystkim, co wydarzyło się tego lata. Czy naprawdę można być szczęśliwym, jeśli ciągle porównujemy się do innych? Czy rodzina to miejsce rywalizacji czy wsparcia?
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich wakacji potrzeba, żebym zaakceptowała siebie taką, jaka jestem? I czy kiedykolwiek przestanę patrzeć na Helkę jak na swój cień?