Cena, która zmieniła wszystko: Jak jedna decyzja rozdarła moją rodzinę

— Nie rozumiesz mnie, Piotrze! — krzyknęłam, czując jak łzy palą mnie pod powiekami. — Zawsze wszystko musi być po twojemu!

W kuchni pachniało jeszcze rosołem, który gotowałam dla naszej córki, Julki. Ale nikt nie miał już apetytu. Piotr stał przy oknie, zaciskając pięści. Julka siedziała przy stole, skulona, z szeroko otwartymi oczami. Miała wtedy dwanaście lat.

— Mamo, nie kłóćcie się… — wyszeptała cicho.

Ale ja już nie słyszałam jej głosu. W głowie dudniły mi własne myśli: „Muszę stąd wyjść. Muszę zacząć żyć dla siebie.”

Z trzaskiem zamknęłam drzwi. Wybiegłam na klatkę schodową, zostawiając za sobą ciepło domu i… wszystko, co kochałam. Na dworze lał deszcz, a ja szłam przed siebie, nie wiedząc dokąd. Była listopadowa noc w Warszawie.

Przez pierwsze dni mieszkałam u koleżanki z pracy, Magdy. — Naprawdę to zrobiłaś? — zapytała z niedowierzaniem. — Zostawiłaś Piotra i Julkę?

— Musiałam — odpowiedziałam drżącym głosem. — Dusiłam się tam. Każdy dzień był taki sam: praca, dom, gotowanie, sprzątanie… Piotr nigdy mnie nie słuchał. Czułam się niewidzialna.

Magda pokiwała głową ze współczuciem, ale widziałam w jej oczach cień osądu.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać sobie życie na nowo. Wynajęłam małe mieszkanie na Pradze. Pracowałam więcej niż kiedykolwiek, żeby nie myśleć o tym, co zostawiłam. Wieczorami płakałam w poduszkę, słuchając nagrań Julki z przedstawienia szkolnego.

Piotr nie dzwonił. Julka też nie. Wysyłałam im SMS-y na święta i urodziny, ale odpowiedzi były krótkie lub nie było ich wcale.

Minęły dwa lata. Pewnego dnia spotkałam Piotra przypadkiem w sklepie spożywczym.

— Cześć — powiedział chłodno.

— Jak Julka? — zapytałam natychmiast.

— Dobrze — odpowiedział krótko. — Nie chce cię widzieć.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż jakikolwiek krzyk czy wyrzut.

Wróciłam do pustego mieszkania i długo patrzyłam w sufit. „Czy naprawdę zasłużyłam na to wszystko? Czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego?”

Zaczęłam chodzić na terapię. Psycholożka, pani Anna, powtarzała: — Musi pani najpierw wybaczyć sobie.

Ale jak wybaczyć sobie to, że zostawiło się własne dziecko?

Po trzech latach od mojego odejścia dostałam od Julki maila:

„Mamo,
Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć. Ale chcę cię zobaczyć.
Julka”

Serce mi stanęło. Umówiłyśmy się w kawiarni na Saskiej Kępie. Kiedy weszła, była już nastolatką — wyższa ode mnie, z włosami związanymi w niedbały kucyk.

— Cześć — powiedziała cicho.

— Cześć, kochanie… — zaczęłam płakać zanim zdążyłam dokończyć zdanie.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Przez chwilę milczałyśmy.

— Dlaczego mnie zostawiłaś? — zapytała nagle.

Nie miałam gotowej odpowiedzi. — Byłam słaba… Myślałam, że jeśli odejdę, będę szczęśliwsza i wtedy będę lepszą mamą. Ale to nieprawda. Każdego dnia tęskniłam za tobą.

Julka patrzyła na mnie długo.

— Tata płakał przez ciebie — powiedziała cicho. — Ja też płakałam.

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą tak mocno, że aż zabolały mnie palce.

— Wiem… Przepraszam cię za wszystko. Chciałabym cofnąć czas.

Julka spuściła głowę.

— Chcę cię poznać na nowo — powiedziała w końcu. — Ale nie wiem, czy potrafię ci zaufać.

Od tamtej pory spotykałyśmy się raz w tygodniu. Było trudno. Każda rozmowa bolała jak rozdrapywanie starej rany. Piotr nie chciał ze mną rozmawiać w ogóle; kiedy przychodziłam po Julkę, zamykał się w pokoju albo wychodził z domu.

Czułam się jak intruz we własnym życiu.

Pewnego dnia Julka przyszła do mnie zapłakana.

— Pokłóciłam się z tatą… On mówi, że nigdy ci nie wybaczy.

Przytuliłam ją mocno.

— On też cierpi… Ale to nie twoja wina.

Julka spojrzała na mnie z wyrzutem:

— A czyja?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Minęły kolejne miesiące pełne prób i błędów. Zaczęłyśmy chodzić razem do kina, gotować obiady w moim małym mieszkaniu. Czasem śmiałyśmy się jak dawniej; czasem płakałyśmy razem nad tym wszystkim, co straciłyśmy.

Dziś minęło już pięć lat od tamtej nocy. Julka studiuje psychologię na UW i powoli odbudowujemy naszą relację. Piotr założył nową rodzinę; czasem mijamy się na ulicy i wymieniamy krótkie spojrzenia pełne dawnych żalów i niewypowiedzianych słów.

Często pytam siebie: czy można naprawdę naprawić to, co się rozbiło? Czy zasługuję na drugą szansę jako matka?

A może są rany, które nigdy się nie zagoją? Co wy o tym myślicie?