Babka, wybacz, że o Tobie zapomniałam – historia, która rozdziera serce
— Iwona, twoja babcia chyba nie jadła od trzech dni — powiedziała pani Zosia, łapiąc mnie za ramię przed wejściem do sklepu. Zamarłam. W ręku ściskałam listę zakupów, w głowie miałam tysiąc spraw: raport do pracy, zebranie w szkole u Kuby, wieczorne pranie. Ale te słowa przebiły się przez cały hałas codzienności.
— Jak to? — wydusiłam z siebie, czując jak serce wali mi w piersi. — Przecież wczoraj do niej dzwoniłam…
— Może i dzwoniłaś, ale ona nie odbiera. Siedzi sama, światło się nie świeci. Widziałam przez okno.
Wróciłam do domu jak w transie. Mąż, Tomek, siedział przed komputerem. Kuba grał na konsoli. Wszyscy zajęci sobą. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć, że świat się wali, ale tylko rzuciłam klucze na stół.
— Tomek, muszę jechać do babci — powiedziałam drżącym głosem.
— Teraz? Przecież miałaś zrobić kolację…
— Ona może być głodna! — wybuchłam. — Nie rozumiesz?
Tomek spojrzał na mnie z irytacją. — Zawsze wszystko na twojej głowie. Może twój brat by się zainteresował?
Zadzwoniłam do Pawła. Oczywiście nie odebrał. Zawsze miał wymówkę: praca, dzieci, delegacje. Od lat nie odwiedził babci.
Wsiadłam do auta i jechałam przez miasto z poczuciem winy, które ściskało mnie za gardło. Przypomniałam sobie dzieciństwo: babcia piekąca szarlotkę, jej ciepłe dłonie na mojej głowie, opowieści o wojnie i o tym, jak ważna jest rodzina. Kiedy to wszystko się rozpadło?
Pod blokiem babci stała cisza. W klatce śmierdziało wilgocią i starością. Drzwi otworzyły się powoli.
— Babciu? To ja, Iwona…
W mieszkaniu było ciemno i zimno. Babcia siedziała na kanapie w starym swetrze, patrząc w okno.
— O, dziecko… przyszłaś — wyszeptała.
Poczułam łzy pod powiekami.
— Dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego nie odbierasz telefonu?
— Nie chciałam przeszkadzać… Wiem, że masz dużo na głowie.
Przyniosłam jej zupę z termosu i kanapki. Jadła powoli, jakby każdy kęs był wysiłkiem.
— Babciu… przepraszam. Nie powinnam była cię zostawiać samą.
Uśmiechnęła się smutno.
— Każdy ma swoje życie. Ja już swoje przeżyłam.
Zostałam u niej do późna. Rozmawiałyśmy o dawnych czasach, o tym jak kiedyś cała rodzina spotykała się przy jednym stole. Teraz każdy żyje osobno: Paweł w Warszawie, ja wiecznie zabiegana, rodzice już dawno nie żyją.
Wróciłam do domu wykończona psychicznie. Tomek nawet nie zapytał, jak było u babci. Kuba spał.
Następnego dnia zadzwoniłam do Pawła.
— Paweł, musimy coś zrobić z babcią. Ona jest sama! Nie daje rady!
— Przesadzasz — odburknął. — Przecież ma sąsiadki.
— To nie są sąsiadki od opieki! To nasza babcia!
Kłóciliśmy się przez telefon prawie godzinę. Paweł uważał, że przesadzam i dramatyzuję. Ja czułam się coraz bardziej samotna w tej walce o godność naszej rodziny.
Próbowałam pogodzić wszystko: pracę, dom, opiekę nad babcią. Zaczęłam zaniedbywać siebie i własną rodzinę. Tomek coraz częściej narzekał:
— Może powinnaś zamieszkać z nią na stałe? — rzucił kiedyś z przekąsem.
— Może powinnam! — odpowiedziałam ze łzami w oczach.
Czułam się rozdarta między lojalnością wobec babci a własnym życiem. Każda wizyta u niej była dla mnie jak powrót do dzieciństwa i jednocześnie bolesne przypomnienie o tym, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy.
Pewnego dnia babcia upadła w łazience. Zadzwoniła do mnie sąsiadka – znów pani Zosia.
— Iwona, twoja babcia leży na podłodze! Pogotowie już jedzie!
W szpitalu lekarz spojrzał na mnie surowo:
— Starsza pani nie powinna mieszkać sama. Potrzebuje stałej opieki.
Paweł przyjechał dopiero po trzech dniach.
— I co teraz? — zapytał bezradnie.
— Teraz musimy podjąć decyzję — odpowiedziałam zmęczona.
Rozważaliśmy dom opieki. Babcia płakała:
— Nie chcę tam iść… Proszę was…
Serce mi pękało. Wiedziałam jednak, że nie dam rady sama wszystkiego udźwignąć.
Ostatecznie udało nam się znaleźć opiekunkę na kilka godzin dziennie. Paweł zobowiązał się płacić połowę kosztów. Ja odwiedzałam babcię codziennie po pracy.
Ale coś we mnie pękło. Zrozumiałam, jak łatwo można kogoś zostawić samemu sobie w imię własnej wygody i codziennych obowiązków.
Babcia odeszła kilka miesięcy później – cicho, spokojnie, we śnie. Do końca trzymała mnie za rękę i szeptała: „Dziękuję ci, dziecko”.
Dziś często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy zrobiłam wszystko, co mogłam? Czy naprawdę tak trudno być razem w świecie pełnym pośpiechu i egoizmu?
A wy? Czy potraficie zatrzymać się na chwilę i zobaczyć tych, którzy czekają na waszą obecność?