„Babciu, dlaczego nikt cię nie słyszy?” – Moja walka o prawdę i rodzinę
– Alicja, hej! Dlaczego nie karmisz babci? – usłyszałam nagle za plecami, gdy wychodziłam ze sklepu spożywczego z siatką ziemniaków. To była pani Zosia z parteru, ta sama, która zawsze wie wszystko o wszystkich. – Co pani mówi? – zapytałam zdezorientowana. – Babcia mówiła, że nie jadła od trzech dni. Dałam jej cukierki, bo aż mi się żal zrobiło.
Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę rzucić siatką o chodnik i wykrzyczeć, że to nie ja powinnam się nią zajmować. Ale przecież to ja się zgodziłam. To ja powiedziałam „tak”, kiedy brat zadzwonił z prośbą.
– Alicja, nie wiem co robić. Jacek chce jechać nad morze, a my mamy babcię na głowie – powiedział Bartek przez telefon tydzień wcześniej. – Czemu mi to mówisz? – odburknęłam. – Może mogłabyś się nią zająć przez miesiąc? – westchnął. – Pracuję, wiesz o tym. Ale… dobra, możesz ją przywieźć.
Bartek był zachwycony, a ja już wtedy czułam, że to zły pomysł. Babcia Halina nigdy mnie nie lubiła. Zawsze powtarzała, że jestem „za miękka”, „za bardzo w chmurach”. Ale przecież to rodzina.
Pierwszy dzień był jak zły sen. Babcia siedziała na kanapie w moim salonie i patrzyła na mnie spode łba.
– Co na obiad? – zapytała, zanim zdążyłam zdjąć buty. – Zupa pomidorowa i kotlet mielony – odpowiedziałam, starając się brzmieć pogodnie. – Mielony? Znowu? U Bartka były schabowe.
Przełknęłam ślinę i poszłam do kuchni. W głowie miałam tylko jedno: wytrzymać miesiąc.
Z każdym dniem było coraz trudniej. Babcia narzekała na wszystko: na jedzenie, na telewizję, na hałas zza okna. Gdy wracałam z pracy, znajdowałam ją siedzącą w przedpokoju z walizką.
– Gdzie idziesz? – pytałam. – Do domu! Tutaj nikt mnie nie kocha.
Wieczorami płakałam w łazience. Czułam się jak najgorsza wnuczka świata. Dzwoniłam do Bartka:
– Ona mówi ludziom, że nie daję jej jeść! – krzyczałam do słuchawki. – Przesadzasz, Ala. Babcia zawsze dramatyzuje.
Ale plotki już zaczęły krążyć po osiedlu. Sąsiadki patrzyły na mnie spode łba, a pani Zosia przynosiła babci ciastka przez okno.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam rozmowę przez telefon:
– Tak, kochanie, tu jest strasznie… Nie dbają o mnie… Tak, jestem głodna…
Babcia rozmawiała z moją mamą, która od lat mieszka w Niemczech i nie interesuje się rodziną. Poczułam wściekłość.
– Babciu! Dlaczego tak mówisz? Przecież masz wszystko! Gotuję ci, sprzątam, kupuję leki!
Spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Ty nic nie rozumiesz. Ja chcę do siebie.
Wtedy pękłam.
– To czemu nie powiesz Bartkowi? Czemu zawsze ja muszę być ta zła?
Babcia spuściła wzrok. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko starą kobietę, ale kogoś bardzo samotnego i zagubionego.
Następnego dnia zadzwonił Bartek:
– Ala, wróciliśmy wcześniej. Przyjedziemy po babcię jutro.
Nie poczułam ulgi. Poczułam pustkę.
Kiedy babcia wychodziła z mojego mieszkania, spojrzała na mnie inaczej niż zwykle.
– Dziękuję ci… Wiem, że było ciężko.
Nie odpowiedziałam nic. Po jej wyjściu usiadłam na podłodze i płakałam długo jak dziecko.
Dziś mijają dwa miesiące od tamtych wydarzeń. Sąsiadki już nie szepczą za moimi plecami, ale ja wciąż czuję ciężar tamtego czasu.
Czy można być dobrą wnuczką i jednocześnie dbać o siebie? Czy rodzina to obowiązek czy wybór?
Czasem myślę: „Babciu, dlaczego nikt cię nie słyszy?”. A może to ja powinnam była słuchać lepiej?