Babcia nie zaakceptowała mojego narzeczonego: „Jeśli będę chciała, wyrzucę go i nigdy więcej nie wpuszczę”
– Jeśli będę chciała, wyrzucę go i nigdy więcej nie wpuszczę! – Babcia spojrzała na mnie z takim chłodem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie widziałam. Stałam w kuchni jej mieszkania na warszawskim Mokotowie, z rękami zaciśniętymi na kubku herbaty, a Michał czekał w przedpokoju, słysząc każde słowo.
To był trzeci raz, kiedy próbowałam przekonać babcię, żeby zaakceptowała mojego narzeczonego. Ale ona nawet nie chciała wypowiedzieć jego imienia. Zawsze mówiła tylko: „twój ten chłopak” albo „ten twój”. Nawet kiedy prosiłam ją, żeby spróbowała traktować go normalnie, patrzyła na mnie z politowaniem.
– Babciu, proszę cię… On ma imię. Michał. Jest dla mnie ważny – powiedziałam cicho, czując jak gardło mi się zaciska.
– Dla ciebie może i ważny, ale dla mnie to obcy. Nie znam jego rodziny, nie wiem skąd jest. Poza tym… – urwała i spojrzała przez okno na szare podwórko. – Twojemu ojcu też się nie podoba.
Wiedziałam, że tata nigdy nie był zachwycony moim wyborem, ale przynajmniej próbował być uprzejmy. Babcia była inna – twarda jak skała, uparta jak nikt inny w naszej rodzinie. To ona wychowywała mnie przez większość dzieciństwa, kiedy mama pracowała za granicą. Była moją opoką, a teraz czułam się jakby ta opoka zaczęła się kruszyć.
Michał wszedł do kuchni, niepewnie stawiając kroki. – Dzień dobry, pani Heleno – powiedział spokojnie.
Babcia nawet na niego nie spojrzała. – Twój ten chłopak chyba nie rozumie, że tu się nie wchodzi bez zaproszenia – rzuciła do mnie.
Poczułam wstyd i złość jednocześnie. Michał ścisnął moją dłoń pod stołem.
– Przepraszam, jeśli przeszkadzam – powiedział cicho. – Chciałem tylko zapytać, czy mogę pani w czymś pomóc.
Babcia prychnęła. – Nie potrzebuję pomocy od obcych.
Po tej scenie wracaliśmy do naszego mieszkania w milczeniu. Michał próbował żartować, ale widziałam, że jest mu przykro. W końcu powiedział:
– Może po prostu dajmy jej czas? Może się przekona.
Ale czas mijał, a babcia była coraz bardziej nieprzejednana. Każda niedziela u niej wyglądała tak samo: ona gotowała rosół i pierogi, ja próbowałam rozmawiać o czymś innym niż Michał, a on siedział w kącie i udawał, że wszystko jest w porządku.
Pewnego dnia przyszłam sama. Babcia siedziała przy stole i przeglądała stare zdjęcia.
– Zobacz, tu jesteś z dziadkiem na działce. Miałaś wtedy pięć lat – powiedziała miękko.
– Babciu… dlaczego nie chcesz poznać Michała? On naprawdę mnie kocha. Jest dobrym człowiekiem.
Babcia westchnęła ciężko.
– Ty nic nie rozumiesz. Ja chcę dla ciebie dobrze. On nie pasuje do naszej rodziny. Nie ma wykształcenia, nie ma porządnej pracy…
– Pracuje jako informatyk! – przerwałam jej z oburzeniem.
– Informatyk… A co to za zawód? Kiedyś ludzie byli lekarzami albo nauczycielami…
Poczułam łzy pod powiekami. – Babciu, czasy się zmieniły!
– Ale wartości są te same! – krzyknęła nagle. – Ja cię wychowałam na porządną dziewczynę! A ty chcesz wyjść za… za tego twojego!
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Michał przytulił mnie mocno.
– Może powinniśmy pojechać gdzieś daleko? Zacząć od nowa?
Ale ja nie chciałam uciekać. Chciałam mieć rodzinę razem z babcią i Michałem. Chciałam, żeby go zaakceptowała.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Zaprosiłam babcię do nas na Wigilię.
Przyszła punktualnie, ubrana w swój najlepszy żakiet i z miną jakby szła na pogrzeb.
Michał przygotował dla niej specjalny barszcz według przepisu mojej mamy. Nakryliśmy stół białym obrusem i ustawiliśmy dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa – tak jak każe tradycja.
Babcia usiadła sztywno przy stole i przez całą kolację nie odezwała się ani słowem do Michała. Kiedy podaliśmy deser, nagle wstała.
– Ja już pójdę – powiedziała chłodno.
Wybiegłam za nią na klatkę schodową.
– Babciu! Dlaczego tak robisz? Przecież on nic ci nie zrobił!
Zatrzymała się i spojrzała mi prosto w oczy.
– Boję się o ciebie – wyszeptała nagle drżącym głosem. – Boję się, że będziesz nieszczęśliwa. Że on cię zostawi…
Objęłam ją mocno.
– Babciu… On mnie kocha. I ja jego kocham. Czy to naprawdę takie złe?
Nie odpowiedziała. Odeszła powoli w stronę tramwaju.
Od tamtej pory minęły dwa miesiące. Babcia przestała odbierać moje telefony. Tata mówił tylko: „Daj jej czas”. Ale ja czułam się rozdarta między dwoma światami: tym starym, pełnym zasad i tradycji, a nowym – gdzie liczy się miłość i wzajemny szacunek.
Czasem patrzę na Michała i zastanawiam się: czy można mieć wszystko? Czy da się pogodzić miłość do rodziny z miłością do drugiego człowieka? Czy muszę wybierać? A może to właśnie życie zmusza nas do najtrudniejszych wyborów?