Zostawiłam wszystko i uciekłam do Wrocławia. Czy byłam egoistką, czy wreszcie odważyłam się żyć?

— Znowu nie kupiłaś mleka? — głos Pawła rozbrzmiał w kuchni jak wyrok. Stałam przy zlewie, z dłonią zanurzoną w zimnej wodzie, patrząc na resztki śniadania naszych dzieci. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć, rzucić talerzem o ścianę, ale tylko westchnęłam cicho. — Przepraszam, zapomniałam — odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy.

To był jeden z tych poranków, kiedy czułam się przezroczysta. Dzieci krzyczały, Paweł narzekał, a ja byłam tylko tłem — matką, żoną, gospodynią. Moje imię, Anna, coraz częściej brzmiało jak echo w pustym domu. Z każdym dniem czułam się coraz bardziej niewidzialna, jakby ktoś powoli wymazywał mnie z własnego życia.

Tego ranka, kiedy wszyscy wyszli, usiadłam przy stole i napisałam krótki list: „Paweł, przepraszam. Muszę odejść. Nie wiem, kiedy wrócę. Zajmij się dziećmi. Anna.”

Drżały mi ręce, kiedy składałam kartkę na pół. Spakowałam do torby kilka ubrań, dokumenty i zdjęcie dzieci. Wyszłam z domu, nie oglądając się za siebie. Na dworcu kupiłam bilet do Wrocławia — miasta, które zawsze wydawało mi się pełne możliwości i wolności.

W pociągu patrzyłam przez okno na przesuwające się krajobrazy. Czułam ulgę i strach jednocześnie. Czy jestem potworem? Egoistką? A może po raz pierwszy w życiu odważyłam się pomyśleć o sobie?

Wrocław przywitał mnie szarym niebem i chłodnym wiatrem. Wynajęłam pokój u starszej pani na Nadodrzu. Pachniało tu starymi książkami i kurzem. Pierwszej nocy nie mogłam zasnąć — słyszałam w głowie głosy dzieci, płacz Pawła, własne wyrzuty sumienia.

Następnego dnia poszłam na spacer po mieście. Ludzie mijali mnie obojętnie, a ja czułam się wolna i zagubiona zarazem. Weszłam do kawiarni na rynku. Zamówiłam kawę i usiadłam przy oknie. Po raz pierwszy od lat nikt niczego ode mnie nie chciał.

Przez kolejne dni próbowałam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Szukałam pracy — bez doświadczenia i wykształcenia było to trudne. Wysyłałam CV do sklepów, kawiarni, sprzątałam mieszkania. Wieczorami pisałam długie maile do dzieci, których nigdy nie wysłałam.

Po tygodniu zadzwonił Paweł.

— Anna, co ty wyprawiasz? — jego głos był zmęczony i roztrzęsiony.

— Musiałam odejść — odpowiedziałam cicho.

— Dzieci pytają o ciebie codziennie! Jak mogłaś je zostawić?

Zamilkłam. Łzy napłynęły mi do oczu.

— Przepraszam — wyszeptałam.

— Wróć do domu — powiedział stanowczo. — Potrzebujemy cię.

Ale czy ja potrzebowałam ich? Czy potrzebowałam siebie?

Po tej rozmowie długo płakałam. Czułam się winna i samotna jak nigdy wcześniej. Ale wiedziałam też, że jeśli wrócę teraz, już nigdy nie znajdę odwagi, by zawalczyć o siebie.

Minęły dwa tygodnie. Znalazłam pracę jako pomoc kuchenna w małej restauracji na Ołbinie. Szefowa, pani Halina, była surowa, ale sprawiedliwa.

— Każda z nas coś kiedyś straciła — powiedziała mi pewnego wieczoru, kiedy zostałyśmy same na zapleczu. — Ale czasem trzeba coś zostawić za sobą, żeby móc zacząć od nowa.

Te słowa dodały mi otuchy. Zaczęłam powoli układać sobie życie na nowo. Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Wieczorami spacerowałam po Ostrowie Tumskim i patrzyłam na światła odbijające się w Odrze.

Ale rodzina nie dawała o sobie zapomnieć. Mama dzwoniła codziennie:

— Aniu, wracaj do domu! Co ludzie powiedzą? Dzieci ci tego nie wybaczą!

Brat przysłał mi SMS-a: „Jesteś egoistką.”

Każda taka wiadomość bolała jak cios w brzuch. Ale wiedziałam już, że nie mogę żyć tylko dla innych.

Pewnego dnia dostałam list od córki:

„Mamo, tęsknię za Tobą. Tata jest smutny. Ja też jestem smutna. Chciałabym Cię przytulić.”

Czytałam te słowa setki razy, płacząc nad kartką papieru. Chciałam wrócić, rzucić wszystko i pobiec do dzieci. Ale wiedziałam też, że jeśli teraz zrezygnuję z siebie, już nigdy nie będę szczęśliwa.

Po miesiącu Paweł przyjechał do Wrocławia.

Spotkaliśmy się w kawiarni na rynku.

— Anna… — zaczął niepewnie. — Nie rozumiem cię. Dlaczego to zrobiłaś?

Patrzyłam na niego długo w milczeniu.

— Bo zapomniałam kim jestem — odpowiedziałam w końcu. — Przez lata byłam tylko żoną i matką. Zapomniałam o sobie.

— Myślisz tylko o sobie! — wybuchł nagle.

— Może pierwszy raz w życiu…

Siedzieliśmy długo w ciszy. Paweł był zły i zagubiony jednocześnie.

— Co teraz? — zapytał w końcu.

— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze. — Ale muszę spróbować żyć po swojemu.

Wrócił do domu sam. Ja zostałam we Wrocławiu.

Czasem odwiedzam dzieci na weekendy. Rozmawiamy przez telefon, piszemy listy. Jest trudno — tęsknię za nimi każdego dnia. Ale uczę się być sobą, uczyć się kochać siebie tak samo mocno jak ich.

Czy jestem egoistką? Może tak… Ale czy nie mam prawa być szczęśliwa? Czy każda matka musi poświęcić całe swoje życie dla innych?

Czasem patrzę na swoje odbicie w oknie tramwaju i pytam samą siebie: czy odwaga to egoizm? A może to pierwszy krok do prawdziwego życia?