Zatańcz ze mną – historia Mikołaja i Kingi

– Zatańcz ze mną – powiedziała cicho, patrząc mi prosto w oczy. W tej jednej chwili wszystko inne przestało istnieć: szum rozmów, śmiechy kolegów z działu IT, nawet muzyka wydawała się ucichnąć. Kinga stała przede mną w tej swojej granatowej sukience, z włosami upiętymi niedbale, jakby nie zależało jej na niczym poza tą chwilą. Poczułem, jak serce zaczyna mi bić szybciej, a dłonie lekko drżą. Przez głowę przemknęła mi myśl: „Co ja wyprawiam? Przecież mam żonę. Mam dzieci.”

Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo ta noc zmieni moje życie.

Kinga pojawiła się w naszym biurze nagle – nowa asystentka szefa, świeżo po studiach, z tym swoim nieoczywistym urokiem. Była piękna, szczupła, miała brązowe oczy i jasne włosy, które od razu stały się tematem plotek. „Na pewno farbowane,” szeptały dziewczyny z księgowości. „Nie ma takich naturalnych blondynek z brązowymi oczami.” Ale mnie to nie obchodziło. Od pierwszego dnia nie mogłem oderwać od niej wzroku.

W pracy wszystko zaczęło się niewinnie – wspólne kawy w kuchni, żarty przy kserokopiarce, wymiana spojrzeń podczas nudnych zebrań. Moja żona, Magda, zauważyła zmianę we mnie niemal od razu. „Jesteś jakiś nieobecny ostatnio,” powiedziała pewnego wieczoru, kiedy próbowałem ukryć uśmiech na myśl o Kindze. „Zmęczony jestem,” skłamałem.

W biurze atmosfera gęstniała z dnia na dzień. Dziewczyny podzieliły się na dwa obozy: jedne trzymały się Kingi, inne ją ignorowały lub otwarcie krytykowały. Ja starałem się trzymać dystans, ale to ona zawsze znajdowała sposób, żeby być blisko mnie. Pewnego razu, kiedy wszyscy wyszli już do domu, a ja zostałem dokończyć raport, podeszła do mojego biurka i zapytała: „Mikołaj, dlaczego wszyscy są dla mnie tacy chłodni?”

Zawahałem się. „Nie przejmuj się nimi. Po prostu jesteś nowa. Potrzebują czasu.”

Uśmiechnęła się smutno. „A ty? Ty też potrzebujesz czasu?”

Nie odpowiedziałem. Wtedy jeszcze myślałem, że mam wszystko pod kontrolą.

Przełom nastąpił podczas firmowej imprezy integracyjnej w hotelu pod Warszawą. Alkohol lał się strumieniami, wszyscy byli rozluźnieni. Kiedy DJ puścił wolną piosenkę, Kinga podeszła do mnie i bez słowa wyciągnęła rękę. „Zatańcz ze mną.” Nie potrafiłem odmówić.

Tańczyliśmy blisko siebie, czułem jej zapach – mieszankę perfum i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłem nazwać. W pewnym momencie spojrzała mi w oczy i szepnęła: „Wiem, że też to czujesz.” Zamarłem. Chciałem zaprzeczyć, ale nie potrafiłem.

Po powrocie do domu długo nie mogłem zasnąć. Magda spała spokojnie obok mnie, a ja czułem się jak zdrajca. Przez kolejne dni unikałem Kingi jak ognia, ale ona była wszędzie – w kuchni, na korytarzu, nawet w windzie.

W końcu nie wytrzymałem i napisałem do niej wiadomość: „Musimy porozmawiać.” Spotkaliśmy się po pracy w małej kawiarni na Mokotowie. Było duszno i cicho.

– Mikołaj – zaczęła – ja nie chcę cię ranić ani niszczyć twojej rodziny.
– To dlaczego to robisz? – zapytałem z goryczą.
– Bo nie potrafię inaczej – odpowiedziała cicho.

Wyszedłem stamtąd rozbity. Wiedziałem już wtedy, że przekroczyłem granicę.

Plotki w biurze zaczęły narastać. Ktoś widział nas razem w kawiarni. Ktoś inny zauważył nasze spojrzenia podczas zebrania. Magda zaczęła być coraz bardziej podejrzliwa.

Pewnego wieczoru wróciłem do domu później niż zwykle. Magda siedziała przy stole z moim telefonem w ręku.
– Kim jest Kinga? – zapytała zimno.
Zamarłem.
– To tylko koleżanka z pracy – próbowałem ratować sytuację.
– Nie kłam mi! – krzyknęła.

Wybuchła awantura. Krzyczała, płakała, rzucała we mnie oskarżeniami. Dzieci schowały się w swoim pokoju. Nigdy wcześniej nie widziałem jej takiej.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. W pracy Kinga unikała mnie wzrokiem. Dziewczyny z biura patrzyły na mnie z pogardą lub współczuciem.

Któregoś dnia Magda spakowała walizkę i wyjechała z dziećmi do swojej matki na wieś pod Radomiem. Zostałem sam w pustym mieszkaniu, otoczony ciszą i wyrzutami sumienia.

Próbowałem dzwonić do Magdy, pisać wiadomości – bez skutku. Kinga odeszła z pracy kilka dni później. Podobno znalazła nową posadę w innej firmie.

Zostałem sam ze swoimi myślami i pytaniami bez odpowiedzi: dlaczego pozwoliłem sobie na tę chwilę słabości? Czy naprawdę można naprawić to, co zostało zniszczone przez jedno nieprzemyślane „zatańcz ze mną”?

Czasem patrzę w lustro i zastanawiam się: czy gdybym cofnął czas, postąpiłbym inaczej? Czy każdy z nas ma swoją Kingę i swój taniec na krawędzi?