Miłość czy lojalność? Historia Marty i Dawida z serca Polski
— Marta, czy ty naprawdę myślisz, że pasujesz do naszej rodziny? — głos pani Anny, matki Dawida, przeszył ciszę jak nóż. Stałam w ich salonie, ściskając dłonie tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Dawid patrzył na mnie bezradnie, jakby sam nie wiedział, po której stronie powinien stanąć.
To był pierwszy raz, kiedy usłyszałam to pytanie na głos, choć czułam je w powietrzu od miesięcy. Od kiedy zaczęliśmy się spotykać, wiedziałam, że nie jestem wymarzoną synową dla państwa Nowaków. Moja mama pracowała jako kasjerka w Biedronce, ojciec zniknął z naszego życia, gdy miałam dziesięć lat. Oni byli lekarzami, ich dom pachniał świeżością i pieniędzmi, a ja zawsze czułam się tam jak intruz.
— Mamo, proszę cię… — Dawid próbował coś powiedzieć, ale jego ojciec tylko uniósł rękę.
— Dawidzie, twoja przyszłość jest dla nas ważna. Marta… — spojrzał na mnie z chłodnym dystansem — …jest miłą dziewczyną, ale czy naprawdę chcesz wiązać się z kimś, kto nie rozumie naszego świata?
Wyszłam stamtąd z płaczem. Dawid wybiegł za mną, objął mnie na schodach i szeptał: „Nie przejmuj się nimi. Kocham cię.” Ale czy sama miłość wystarczy? Wróciłam do domu i rzuciłam się na łóżko. Mama przyszła do mojego pokoju i pogładziła mnie po włosach.
— Martuś, nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię tak traktował — powiedziała cicho. — Jesteś warta więcej niż ich opinia.
Ale ja czułam się coraz mniejsza. W szkole Dawid był moim wsparciem — razem chodziliśmy na wagary, śmialiśmy się z głupich żartów nauczycieli. Ale kiedy tylko pojawiał się temat przyszłości, czułam mur między nami. On mówił o studiach medycznych w Warszawie, o podróżach po świecie. Ja marzyłam tylko o tym, żeby mieć własny pokój i nie martwić się o rachunki.
Pewnego wieczoru Dawid zaprosił mnie na kolację do restauracji. Był spięty, bawił się obrączką swojej matki, którą nosił na łańcuszku.
— Marta… moi rodzice chcą, żebym wyjechał na studia za granicę. Chcą mi pomóc finansowo. Ale powiedzieli jasno: jeśli zostanę z tobą, nie dostanę od nich ani grosza.
Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, rzucić w niego szklanką wody. Ale tylko patrzyłam na niego i czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
— A ty? Co ty chcesz? — zapytałam cicho.
Dawid spuścił głowę.
— Chcę być z tobą… ale boję się stracić wszystko.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Mama patrzyła na mnie pytająco, ale nie miałam siły mówić. Przez kolejne dni unikałam Dawida. W szkole udawałam, że wszystko jest w porządku, ale w środku czułam się pusta.
W końcu przyszedł do mnie pod blokiem. Był blady i zmęczony.
— Marta… przepraszam. Nie wiem już, co robić. Moi rodzice grożą mi, że jeśli nie zerwę z tobą kontaktu, wyrzucą mnie z domu.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w jego oczach strach i bezradność.
— Może powinniśmy dać sobie spokój — powiedziałam w końcu drżącym głosem. — Nie chcę być powodem twojego nieszczęścia.
Dawid złapał mnie za rękę.
— Nie mów tak! Kocham cię!
Ale ja już wiedziałam, że to koniec. Nie mogłam walczyć z całą jego rodziną. Nie mogłam być tą „gorszą”, która ciągnie go w dół.
Minęły tygodnie. Dawid wyjechał do Warszawy. Pisał do mnie przez jakiś czas, ale coraz rzadziej. W końcu przestał całkiem.
Zostałam sama ze swoimi myślami i żalem. Często zastanawiam się: czy powinnam była walczyć mocniej? Czy miłość naprawdę wystarczy, by pokonać uprzedzenia i różnice społeczne? A może czasem trzeba po prostu pozwolić odejść komuś, kogo się kocha?
Może wy macie odpowiedź na to pytanie? Czy lojalność wobec rodziny powinna być ważniejsza niż własne szczęście?