Dawny Przyjaciel – Opowieść o Powrotach i Przeszłości
— Znowu to radio! — krzyknęła mama z kuchni, trzaskając pokrywką od garnka. — Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie słuchał tych starych audycji? To tylko przypomina o tym, czego już nie ma!
Zaciągnąłem się zapachem starego dywanu na ścianie i spojrzałem na radio. Drewniane, ciężkie, z pokrętłami, które skrzypiały przy każdym ruchu. Program Trzeci grał cicho w tle, a ja czułem, jakby czas się zatrzymał. W tej mieszkance na Pradze wszystko było jak dawniej: zakopcony czajniczek na kuchence, lodówka „Polar” w kącie, ścianka jugosłowiańska z kryształami i meble pamiętające czasy PRL-u. Nawet światło wpadające przez firanki miało ten sam odcień co wtedy, gdy byłem dzieckiem.
— Mamo, to tylko radio — odpowiedziałem cicho, ale wiedziałem, że nie chodzi o muzykę. Chodziło o wspomnienia. O to, co zostawiliśmy za sobą i czego nie potrafiliśmy zostawić naprawdę.
Przyjechałem tu po latach. Po śmierci babci mieszkanie stało puste. Mama chciała je sprzedać, ale ja uparłem się, żeby je zatrzymać. Coś mnie tu ciągnęło — może właśnie te trzaski radia, może zapach starych książek na półkach. Może wspomnienie tamtego dnia, kiedy wszystko się rozpadło.
Wtedy zadzwonił domofon. Dźwięk był tak nagły i obcy w tej ciszy, że aż podskoczyłem.
— Kto to może być? — spytała mama, wycierając ręce w fartuch.
Podszedłem do domofonu i usłyszałem głos, którego nie słyszałem od lat:
— Cześć, Bartek. To ja… Tomek.
Zamarłem. Tomek. Dawny przyjaciel. Ten sam Tomek, z którym biegałem po podwórku, z którym dzieliłem pierwsze papierosy i pierwsze marzenia. Ten sam Tomek, który zniknął nagle pewnego dnia, zostawiając mnie z pytaniami bez odpowiedzi.
— Wpuścić go? — spytała mama szeptem.
Skinąłem głową. Serce waliło mi jak młotem.
Tomek wszedł do mieszkania jakby nigdy stąd nie odszedł. Uśmiechnął się niepewnie, spojrzał na radio i powiedział:
— Nadal działa? Pamiętasz, jak słuchaliśmy Listy Przebojów?
Przez chwilę nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Patrzyłem na niego i widziałem chłopaka sprzed lat — tylko starszego, z siwymi pasmami we włosach i zmęczonymi oczami.
— Pamiętam — odpowiedziałem w końcu. — Wszystko pamiętam.
Usiedliśmy przy stole. Mama nalała herbaty do starych szklanek w metalowych koszyczkach. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
— Długo cię nie było — powiedziałem w końcu.
Tomek spuścił wzrok.
— Wiem. Przepraszam… Musiałem wyjechać. Po tym wszystkim…
Wiedziałem, co miał na myśli. Po tamtej kłótni naszych ojców. Po tym, jak mój ojciec oskarżył jego ojca o kradzież narzędzi z piwnicy. Po tym, jak nasze rodziny przestały ze sobą rozmawiać, a my — dzieci — zostaliśmy wciągnięci w dorosłe konflikty.
— Nie musiałeś znikać — powiedziałem cicho. — To nie była twoja wina.
Tomek spojrzał mi prosto w oczy.
— Ale czułem się winny. Twój ojciec patrzył na mnie tak… jakbym to ja coś ukradł. A potem już nie miałem odwagi wrócić.
Mama siedziała cicho, patrząc przez okno na podwórko. Wiedziałem, że słucha każdego słowa.
— A teraz? Dlaczego przyszedłeś? — spytałem.
Tomek uśmiechnął się smutno.
— Bo dowiedziałem się o twojej babci… I pomyślałem… Może czas coś naprawić? Może czas pogadać?
W tej chwili poczułem ciężar wszystkich tych lat milczenia. Przypomniałem sobie nasze wspólne wyprawy nad Wisłę, pierwsze zakochania, sekrety dzielone szeptem pod balkonem.
— Chciałbym cofnąć czas — powiedziałem nagle. — Chciałbym wrócić do tamtego lata…
Tomek pokiwał głową.
— Ja też… Ale nie da się cofnąć czasu. Możemy tylko spróbować zacząć od nowa.
Mama wstała nagle od stołu.
— Chcecie herbaty? — spytała drżącym głosem.
Skinęliśmy głowami. Widziałem łzy w jej oczach.
Siedzieliśmy długo w milczeniu. Radio grało cicho w tle, a ja czułem, jakby duchy przeszłości krążyły po tym małym mieszkaniu. Każdy przedmiot przypominał mi o czymś innym: dywan na ścianie o wieczorach spędzonych z babcią, zakopcony czajniczek o jej opowieściach o wojnie, lodówka „Polar” o lodach truskawkowych jedzonych ukradkiem przed obiadem.
Tomek opowiadał o swoim życiu: o pracy w Niemczech, o rozwodzie, o samotności. Ja mówiłem o swoich porażkach: o nieudanym małżeństwie, o pracy w korporacji, która wypaliła we mnie resztki marzeń.
W pewnym momencie mama usiadła obok mnie i położyła mi rękę na ramieniu.
— Może czas wybaczyć? — powiedziała cicho. — Sobie nawzajem… i sobie samym.
Spojrzałem na Tomka. W jego oczach zobaczyłem to samo zmęczenie i tę samą nadzieję.
— Spróbujmy — powiedziałem w końcu.
Tego wieczoru długo spacerowaliśmy po starym podwórku. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym: o sąsiadach, którzy już dawno wyjechali; o drzewach, które urosły tak bardzo, że zasłaniały widok na ulicę; o marzeniach sprzed lat i tych nowych, jeszcze nieoswojonych.
Kiedy wróciłem do mieszkania, radio nadal grało cicho w tle. Usiadłem na kanapie i zamknąłem oczy. Czułem ulgę — jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar wszystkich tych lat milczenia i żalu.
Czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy da się odbudować to, co zostało zniszczone przez cudze błędy i własny strach? Nie wiem… Ale wiem jedno: czasem wystarczy jeden wieczór i jedna rozmowa, żeby poczuć się znowu sobą.