Cena za miłość: Historia, której nie chciałam przeżyć

– Chcesz, weź dziecko, nie żałuję. Nie mogę go znieść. Ale w zamian daj mi pieniądze – powiedziała Wika, patrząc na mnie z chłodną obojętnością. Jej głos był twardy, jakby mówiła o starej sukience, a nie o własnej córce. Stałam w korytarzu naszego mieszkania na Pradze, z torbą w ręku i sercem ściśniętym tak mocno, że ledwo mogłam oddychać.

Ksenia, kobieta o pociągłej twarzy i brązowych, wyłupiastych oczach, stała naprzeciwko mojej matki. Miała duże zęby i masywną brodę, ale jej włosy – gęste, ciemne, falujące dużymi lokami – przyciągały wzrok. Gdy spinała je z tyłu, tworzyły bujną fryzurę, która kontrastowała z jej surowym wyrazem twarzy. Ksenia była moją ciotką, siostrą matki. Przyszła dziś do nas po raz pierwszy od lat.

– Jeśli chcesz, zabierz sobie dziecko, nic mi po nim. Nie mogę na niego patrzeć. Ale w zamian dasz mi pieniądze – powtórzyła Wika, tym razem głośniej. Poczułam się jak przedmiot. Jak worek ziemniaków na targu.

– Wika, to twoja córka! – Ksenia podniosła głos. – Jak możesz tak mówić?

Matka wzruszyła ramionami i odwróciła się do okna. – Mam dość. Ona tylko przeszkadza. Ciągle choruje, ciągle płacze. Potrzebuję pieniędzy na nową lodówkę i spłatę długu u Mietka.

Miałam wtedy dwanaście lat. Stałam cicho, próbując zrozumieć, czy to naprawdę się dzieje. Czy matka naprawdę chce mnie oddać za pieniądze? Czy jestem aż tak nieważna?

Ksenia spojrzała na mnie łagodniej. – Chodź, Zosiu – powiedziała cicho. – Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy.

Nie ruszyłam się z miejsca. Czułam się jak sparaliżowana. Wika spojrzała na mnie z pogardą.

– No idź! Przecież zawsze chciałaś być z ciocią! – krzyknęła.

Nie chciałam być z ciocią. Chciałam być z matką. Chciałam, żeby mnie przytuliła i powiedziała, że mnie kocha. Ale ona tylko patrzyła przez okno na szare podwórko.

Ksenia podeszła do mnie i delikatnie dotknęła mojego ramienia. – Zosiu, będzie dobrze. Obiecuję.

Wika odwróciła się nagle i wyciągnęła rękę do Kseni. – Najpierw pieniądze.

Ksenia wyjęła kopertę z torebki i podała ją matce. Wika przeliczyła banknoty, jakby sprawdzała resztę w sklepie.

– Możesz ją zabrać – powiedziała zimno.

Wyszłyśmy z mieszkania bez słowa pożegnania. Na klatce schodowej usłyszałam jeszcze trzask zamykanych drzwi. To był dźwięk końca mojego dzieciństwa.

U Kseni było inaczej. Cicho, czysto, pachniało świeżym chlebem i kawą. Ale ja nie mogłam spać po nocach. Każdego wieczoru słyszałam w głowie słowa matki: „Nie mogę na nią patrzeć”.

Ksenia starała się jak mogła. Kupowała mi nowe ubrania, gotowała ulubione naleśniki z serem i truskawkami. Zawoziła do szkoły i odbierała po lekcjach. Ale ja czułam się jak intruz w jej życiu.

W szkole dzieci zaczęły szeptać za moimi plecami.

– To ta, którą matka sprzedała za lodówkę – mówiły.

Udawałam, że nie słyszę, ale bolało coraz bardziej. Nauczycielka próbowała ze mną rozmawiać, ale nie potrafiłam się otworzyć.

Wieczorami płakałam w poduszkę i zadawałam sobie pytanie: co zrobiłam źle? Dlaczego matka mnie nie chciała?

Minęły miesiące. Ksenia zapisała mnie na terapię do psychologa dziecięcego. Tam po raz pierwszy powiedziałam na głos: „Moja mama mnie sprzedała”.

Psycholog spojrzał na mnie ze współczuciem i zapytał:

– Co czujesz?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam pustkę.

Pewnego dnia Ksenia wróciła z pracy wcześniej niż zwykle.

– Zosiu, musimy porozmawiać – powiedziała poważnie.

Usiadłyśmy przy stole w kuchni.

– Twoja mama dzwoniła – zaczęła ostrożnie. – Chce się z tobą zobaczyć.

Serce mi zamarło.

– Po co? – zapytałam cicho.

– Mówi, że żałuje… że chce cię przeprosić.

Nie wiedziałam, co myśleć. Przez kilka dni nie mogłam jeść ani spać.

W końcu zgodziłam się na spotkanie.

Wika czekała na mnie w kawiarni niedaleko dworca Warszawa Wschodnia. Wyglądała inaczej – była chudsza, miała podkrążone oczy i drżące ręce.

– Zosiu… – zaczęła niepewnie. – Przepraszam cię… Nie wiedziałam, co robię… Było mi ciężko…

Patrzyłam na nią bez słowa. Chciałam usłyszeć coś więcej niż „przepraszam”. Chciałam poczuć jej miłość.

– Potrzebowałam pieniędzy… Myślałam, że tak będzie lepiej dla ciebie…

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Lepiej? Dla mnie? Czy dla ciebie? – zapytałam drżącym głosem.

Wika spuściła wzrok.

– Nie umiałam być matką…

Wyszłam z kawiarni bez pożegnania. Czułam ulgę i ból jednocześnie.

Dziś mam dwadzieścia dwa lata i nadal wracam myślami do tamtego dnia na korytarzu naszego mieszkania na Pradze. Do słów matki: „Weź dziecko, nie żałuję”.

Czy można wybaczyć komuś coś takiego? Czy warto próbować odbudować relację z kimś, kto kiedyś cię sprzedał? Może czasem lepiej nauczyć się żyć bez odpowiedzi.