„Moja żona otrzymała spadek, ale jej marzenia zderzyły się z rzeczywistością”
Jesteśmy razem dwadzieścia lat, a moja żona Iwona wciąż mnie zaskakuje. Otrzymała spadek po swojej ciotce Alicji, której nigdy nie miałem okazji poznać. Alicja była siostrą mojej teściowej i wyjechała z naszego miasta zaraz po ukończeniu szkoły. Zakochała się w mężczyźnie, rzuciła studia i zostawiła przyjaciół. Teraz, po jej śmierci, Iwona odziedziczyła pokaźną sumę pieniędzy.
-
„Kochanie, co zamierzasz zrobić z tymi pieniędzmi?” – zapytałem pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy kolacji.
-
„Chcę otworzyć kawiarnię z kotami” – odpowiedziała z uśmiechem.
-
„Kawiarnię z kotami? Dlaczego?” – byłem zdziwiony.
-
„Uważam, że należy sprawiać ludziom radość. Koty są takie kojące, a ludzie potrzebują miejsca, gdzie mogą się zrelaksować i poczuć szczęśliwi” – wyjaśniła.
Nie byłem przekonany. Wydawało mi się, że lepiej byłoby zainwestować te pieniądze w coś bardziej pewnego. Ale Iwona była uparta. Zaczęła planować wszystko z wielkim entuzjazmem. Wynajęła lokal w centrum miasta, zatrudniła architekta wnętrz i zaczęła szukać kotów do adopcji.
-
„Czy jesteś pewna, że to dobry pomysł?” – zapytałem ją pewnego dnia.
-
„Tak, jestem pewna. To moje marzenie” – odpowiedziała stanowczo.
Prace nad kawiarnią trwały kilka miesięcy. W końcu nadszedł dzień otwarcia. Było mnóstwo ludzi, wszyscy byli podekscytowani nowym miejscem w mieście. Koty były urocze i przyciągały uwagę klientów.
Jednak po kilku tygodniach zaczęły pojawiać się problemy. Koszty utrzymania kawiarni były wyższe niż przewidywaliśmy. Klientów było mniej niż na początku. Iwona zaczęła się martwić.
-
„Nie wiem, co robić” – powiedziała mi pewnego wieczoru ze łzami w oczach.
-
„Może powinniśmy pomyśleć o zamknięciu kawiarni?” – zasugerowałem ostrożnie.
-
„Nie! To moje marzenie! Nie mogę się poddać!” – krzyknęła.
Próbowaliśmy różnych sposobów na przyciągnięcie klientów. Organizowaliśmy różne wydarzenia, oferowaliśmy promocje, ale nic nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. W końcu musieliśmy podjąć trudną decyzję.
-
„Iwona, musimy zamknąć kawiarnię” – powiedziałem jej pewnego dnia.
-
„Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje” – odpowiedziała cicho.
Zamknięcie kawiarni było dla Iwony ogromnym ciosem. Była załamana i przez długi czas nie mogła się z tym pogodzić. Straciliśmy większość pieniędzy ze spadku i musieliśmy zacząć wszystko od nowa.