„Nie jestem tylko sprzątaczką!” – Moja walka o szacunek i własne marzenia w małżeństwie z Markiem

– Znowu nie ma obiadu na stole? – głos Marka odbił się echem po kuchni, gdy tylko przekroczył próg mieszkania. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, próbując domyć przypalony garnek po wczorajszym bigosie.

– Marek, wróciłam z pracy pół godziny temu. Daj mi chwilę, zaraz wszystko będzie gotowe – odpowiedziałam cicho, nie odwracając się.

– Praca… Praca! – prychnął. – Ty nawet nie wiesz, co to znaczy prawdziwa robota. Ja haruję na ten dom, a ty? Przebierasz papiery w biurze i myślisz, że jesteś zmęczona?

Zacisnęłam szczęki. Ile razy już słyszałam te słowa? Ile razy czułam się jak powietrze, jak cień, który tylko sprząta, gotuje i znika? Kiedyś miałam marzenia. Chciałam być nauczycielką, pisać książki dla dzieci, podróżować. Teraz moim światem były cztery ściany mieszkania na warszawskim Ursynowie i niekończące się listy zakupów.

Wieczorem, gdy Marek oglądał mecz z piwem w ręku, usiadłam na łóżku i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Zmęczone oczy, włosy związane byle jak, bluzka poplamiona sosem. Czy to naprawdę ja? Czy to ta sama Ania, która kiedyś śmiała się najgłośniej na studenckich imprezach i wierzyła, że świat stoi przed nią otworem?

Telefon zadzwonił. To była Magda, moja przyjaciółka jeszcze z liceum.

– Anka, co u ciebie? Dawno się nie widziałyśmy!

– Wiesz… jak zwykle. Praca, dom, dzieciaki… – odpowiedziałam wymijająco.

– Słuchaj, mam dla ciebie propozycję. W naszej szkole szukają kogoś do prowadzenia warsztatów literackich dla dzieci. Pomyślałam o tobie! Zawsze miałaś lekkie pióro.

Serce mi zabiło mocniej. Warsztaty literackie! To było coś dla mnie. Ale zaraz poczułam lodowaty strach. Marek nigdy się na to nie zgodzi. Już widzę jego minę: „Po co ci to? I tak nie dasz rady. Kto zajmie się domem?”.

Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Nad ranem podjęłam decyzję: muszę spróbować. Choć raz zrobić coś dla siebie.

Następnego dnia przy śniadaniu zebrałam się na odwagę:

– Marek, chciałabym zapisać się na kurs dla nauczycieli i prowadzić warsztaty literackie w szkole Magdy.

Spojrzał na mnie znad gazety z niedowierzaniem.

– Ty? Warsztaty? A kto będzie ogarniał dom? Dzieci? Obiady? Nie wygłupiaj się, Anka. Zajmij się tym, co do ciebie należy.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Nie jestem tylko sprzątaczką! – wybuchłam nagle. – Mam prawo do własnych marzeń! Chcę czegoś więcej niż tylko gotować i sprzątać!

Marek spojrzał na mnie jak na wariatkę.

– Co ci odbiło? Przecież masz wszystko! Dach nad głową, dzieciaki zdrowe… Czego ci jeszcze brakuje?

– Siebie mi brakuje! – krzyknęłam i wybiegłam z kuchni.

Przez kolejne dni Marek chodził naburmuszony. Dzieci patrzyły na mnie ze zdziwieniem – mama nigdy nie podnosiła głosu. Ale ja już podjęłam decyzję. Poszłam do dyrektorki szkoły Magdy i zgodziłam się poprowadzić warsztaty.

Pierwsze zajęcia były dla mnie jak powiew świeżego powietrza. Dzieci słuchały mnie z zapartym tchem, a ja czułam się potrzebna i doceniona. Po raz pierwszy od lat wróciłam do domu z uśmiechem.

Marek nie rozmawiał ze mną przez tydzień. W końcu podczas kolacji wybuchł:

– Zobaczysz, że to wszystko się rozleci! Dom się zawali! Dzieci będą chodzić głodne!

Spojrzałam mu prosto w oczy:

– Dom to nie tylko twoja praca i moje obiady. Dom to my wszyscy razem. Jeśli nie potrafisz tego zrozumieć… może musimy przemyśleć nasze życie.

Zapanowała cisza. Po raz pierwszy Marek nie miał gotowej odpowiedzi.

Minęły tygodnie. Dom nie runął. Dzieci nauczyły się pomagać przy sprzątaniu i gotowaniu. Ja zaczęłam pisać opowiadania dla moich uczniów i coraz częściej myślałam o wydaniu własnej książki.

Marek powoli zaczął dostrzegać zmiany. Pewnego wieczoru przyszedł do mnie do kuchni:

– Wiesz… Może rzeczywiście przesadziłem. Może za bardzo przywykłem do tego, że wszystko jest na mojej głowie… Ale widzę, że jesteś szczęśliwsza.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Chcę być szczęśliwa razem z tobą, ale nie kosztem siebie.

Przytulił mnie nieporadnie.

Dziś wiem jedno: nie jestem tylko sprzątaczką. Jestem kobietą z marzeniami i prawem do własnego życia. I choć droga do szacunku była trudna i bolesna, nie żałuję ani jednego kroku.

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: ile kobiet w Polsce czuje się tak jak ja kiedyś? Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a sobą? A może można inaczej?