Nie jestem tylko chora: Noc, w której straciłam wszystko. Moja spowiedź matki i żony.

— Mamo, dlaczego tata jeszcze nie wrócił? — zapytała szeptem Zosia, tuląc się do mojej nogi. Była już prawie północ, a ja siedziałam na kanapie w salonie, wpatrując się w drzwi wejściowe, jakby od tego miało zależeć nasze życie. W pewnym sensie zależało.

Tego wieczoru czułam się gorzej niż zwykle. Choroba — ta przeklęta, przewlekła choroba — od miesięcy odbierała mi siły. Ale to nie ona sprawiła, że nie mogłam oddychać. To była cisza po wyjściu Pawła.

— Muszę pojechać do rodziców. Źle się czuję — powiedział, unikając mojego wzroku. Widziałam w jego oczach coś obcego, coś, czego nie potrafiłam nazwać. Zostawił mnie z dwójką dzieci i obietnicą, że wróci rano.

Ale nie wrócił.

Siedziałam na tej kanapie całą noc, słysząc tylko tykanie zegara i cichy płacz Antosia przez sen. Próbowałam się oszukiwać: może naprawdę źle się poczuł? Może jego matka wie, jak mu pomóc? Ale w środku już wiedziałam. Czułam to w kościach — ten chłód, który nie miał nic wspólnego z moją chorobą.

Nad ranem zadzwoniłam do teściowej. Odebrała po kilku sygnałach.

— Dzień dobry, Aniu… — zaczęła niepewnie.
— Czy Paweł jest u was? — przerwałam jej, czując jak głos mi drży.
— Nie… Myślałam, że jest z tobą…

Wtedy świat się zatrzymał. Przez chwilę miałam nadzieję, że zaraz zadzwoni i wszystko wyjaśni. Ale zamiast tego przyszła wiadomość. SMS. Krótki, zimny:

„Przepraszam. Nie wrócę.”

Nie pamiętam, jak długo siedziałam z telefonem w ręku. Dzieci zaczęły płakać z głodu, a ja musiałam się podnieść. Musiałam być silna — dla nich.

Przez kolejne dni żyłam jak automat. Gotowałam im kaszę, zaplatałam Zosi warkocze, czytałam bajki Antosiowi na dobranoc. Ale w środku byłam pusta. Każdego dnia powtarzałam sobie: „Nie możesz się rozpaść. Oni mają tylko ciebie.”

Mama przyjechała po tygodniu.

— Aniu, musisz coś zrobić. Nie możesz tak żyć — powiedziała stanowczo.
— Co mam zrobić? — wyszeptałam. — On odszedł. Zostawił mnie samą z dziećmi i chorobą.
— Ale ty żyjesz! I masz dla kogo walczyć!

Chciałam jej uwierzyć. Naprawdę chciałam.

Wieczorami leżałam w łóżku i słyszałam przez ścianę cichy szloch Zosi. Bała się zasypiać sama. Antoś zaczął moczyć się w nocy. Każdy dzień był walką o normalność — o to, by dzieci nie poczuły całej tej rozpaczy.

Pewnego dnia zobaczyłam Pawła na ulicy. Szedł z jakąś kobietą za rękę. Uśmiechał się do niej tak, jak kiedyś do mnie. Zrobiło mi się niedobrze.

Wieczorem zadzwonił telefon.

— Aniu… Musimy porozmawiać — usłyszałam jego głos po raz pierwszy od tygodni.
— O czym? O tym, że zostawiłeś mnie samą wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowałam?
— Przepraszam… Nie potrafiłem już tak żyć. Twoja choroba… dzieci… To mnie przerosło.

Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zabolało.

— A mnie? Mnie nie przerosło? Myślisz, że chciałam być chora? Że chciałam zostać sama?

Nie odpowiedział. Usłyszałam tylko jego oddech i cichy szloch po drugiej stronie słuchawki.

Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się pytania: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy to moja wina?

Zaczęły się wizyty u psychologa. Najpierw dla dzieci — potem dla mnie. Musiałam nauczyć się żyć na nowo: bez Pawła, z chorobą i dwójką dzieci na głowie. Każdy dzień był wyzwaniem: zakupy z Antosiem na rękach, rozmowy z nauczycielami Zosi, kolejne badania i wyniki.

Czasem miałam ochotę krzyczeć ze złości i bezsilności. Czasem płakałam po nocach do poduszki, żeby dzieci nie słyszały. Ale każdego ranka wstawałam i robiłam śniadanie. Bo wiedziałam, że jeśli ja się poddam — oni też.

Minęły miesiące. Powoli zaczęliśmy układać sobie życie na nowo. Zosia przestała pytać o tatę przed snem; Antoś coraz rzadziej budził się z płaczem. Ja nauczyłam się prosić o pomoc — sąsiadkę, mamę, nawet teściową.

Czasem spotykam Pawła na mieście. Patrzy na mnie z wyrzutem albo ze smutkiem — nie wiem już nawet, co czuję patrząc na niego. Może żal? Może ulgę?

Dziś wiem jedno: przetrwałam najgorszą noc mojego życia i każdą kolejną samotną noc po niej. Przetrwałam dla moich dzieci i dla siebie samej.

Czy można wybaczyć zdradę? Czy można nauczyć się żyć na nowo po tym wszystkim? Czasem myślę: ile jeszcze kobiet przeżywa to samo co ja — i czy mają siłę walczyć dalej?