Dostałam zaproszenie na ślub mojego byłego męża z moją dawną przyjaciółką. Czy powinnam pójść?
— To jakiś żart? — szepnęłam, patrząc na białą kopertę z eleganckim, złotym nadrukiem. Moje palce drżały, a serce waliło jak oszalałe. „Serdecznie zapraszamy na ślub Anny i Pawła” — czytałam raz za razem, jakby litery miały się zaraz rozpłynąć. Paweł. Mój były mąż. Anna. Moja dawna przyjaciółka.
Usiadłam ciężko na kanapie, czując, jak świat wokół mnie wiruje. Przez chwilę miałam nadzieję, że to pomyłka, może żart, może ktoś źle wpisał adres. Ale nie — na odwrocie koperty widniało moje imię i nazwisko, napisane ręką Anny. Zawsze miała charakterystyczne, lekko pochylone litery.
Telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz: „Mama”.
— Cześć, mamo — odezwałam się słabym głosem.
— Dostałaś już zaproszenie? — zapytała bez ogródek.
— Skąd wiesz?
— Anna dzwoniła do mnie wczoraj. Mówiła, że bardzo jej zależy, żebyś przyszła. Że to dla niej ważne.
Zacisnęłam zęby. Dla niej ważne? A dla mnie? Czy ktoś w ogóle pomyślał o tym, co ja czuję?
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam jak cień samej siebie. Koleżanka z biura, Magda, zauważyła, że coś jest nie tak.
— Ola, co się dzieje? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
— Dostałam zaproszenie na ślub… mojego byłego męża. Z moją byłą przyjaciółką.
Magda otworzyła szeroko oczy.
— Żartujesz! I co zamierzasz?
Wzruszyłam ramionami.
— Nie wiem. Chciałabym powiedzieć, że nic mnie to nie obchodzi, ale… boli. Bardzo boli.
Wróciły wspomnienia. Paweł i ja poznaliśmy się na studiach w Krakowie. Byliśmy nierozłączni. Anna była wtedy moją najbliższą przyjaciółką — razem chodziłyśmy na wykłady, piłyśmy kawę w „Nowej Prowincji”, zwierzałyśmy się sobie z najskrytszych sekretów. To ona była moją świadkową na ślubie z Pawłem.
A potem… coś zaczęło się psuć. Paweł coraz częściej wracał późno z pracy, był rozdrażniony, unikał rozmów. Anna przestała się odzywać bez powodu. Myślałam, że to tylko życie — praca, obowiązki, rutyna. Aż pewnego dnia znalazłam w jego telefonie wiadomość: „Tęsknię za tobą. Nie mogę się doczekać, aż będziemy razem”. Od Anny.
Pamiętam tamtą noc jak przez mgłę. Krzyk, łzy, walizki na korytarzu. Paweł nie zaprzeczał. Anna nie odbierała telefonu. Zostałam sama w pustym mieszkaniu, które jeszcze pachniało jego wodą kolońską i jej perfumami.
Minęły dwa lata. Uczyłam się żyć od nowa. Przeprowadziłam się do Warszawy, zmieniłam pracę, próbowałam zapomnieć. Ale teraz wszystko wróciło ze zdwojoną siłą.
Wieczorem zadzwoniła Anna.
— Ola… wiem, że to trudne, ale chciałam cię prosić… żebyś przyszła na ślub. To dla mnie ważne. Chciałabym zamknąć przeszłość i zacząć wszystko od nowa — jej głos drżał.
— Zamknąć przeszłość? — przerwałam jej ostro. — Ty ją otworzyłaś na oścież! Ukradłaś mi męża i przyjaźń!
— To nie tak… — zaczęła płakać. — Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że cię zraniłam…
Nie miałam siły słuchać jej łez.
— Muszę się zastanowić — rzuciłam i rozłączyłam się.
Przez kolejne dni rozważałam wszystkie za i przeciw. Mama mówiła: „Idź, pokaż im, że jesteś ponad to”. Magda radziła: „Nie rób sobie tego”. Nawet tata zadzwonił pierwszy raz od miesięcy: „Olu, życie jest za krótkie na rozdrapywanie ran”.
Ale czy naprawdę jestem ponad to? Czy potrafię spojrzeć im w oczy bez łez i żalu?
W końcu napisałam do Pawła:
„Dziękuję za zaproszenie. Życzę wam szczęścia, ale nie jestem gotowa uczestniczyć w tym dniu”.
Odpisał po godzinie:
„Rozumiem. Przepraszam za wszystko”.
Tylko tyle i aż tyle.
W dniu ich ślubu poszłam nad Wisłę z kubkiem kawy i patrzyłam na ludzi spacerujących po bulwarach. Myślałam o tym, jak łatwo można stracić wszystko — miłość, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa — i jak trudno potem odbudować siebie od nowa.
Wieczorem zadzwoniła mama:
— I jak się czujesz?
— Lepiej — odpowiedziałam szczerze. — Chyba pierwszy raz od dawna czuję spokój.
Bo czasem trzeba pozwolić odejść przeszłości i wybrać siebie.
Czy wy bylibyście w stanie pójść na taki ślub? Czy przebaczenie naprawdę daje wolność?