Inaczej być nie mogło – Dziennik pewnego wyboru

— Cześć, Agnieszko. Jak się masz? Dawno cię nie widziałam. Córka jeszcze nie zamąż? — zatrzymała mnie przed sklepem Wanda, sąsiadka z naprzeciwka, której głos zawsze brzmiał jakby trochę za głośno, trochę za bardzo wścibski.

Zacisnęłam palce na rączce torby z zakupami. — Dzięki, żyjemy. A ty czemu pytasz? Masz już kogoś na oku? Nam byle kto niepotrzebny. Moja Kasia jest dobrze wychowana, książki mądre czyta — odparłam, próbując uciąć temat, ale Wanda już rozkręcała się na dobre.

— Oj, Agnieszko, nie bądź taka dumna. Wiesz, jak to jest. Dziewczyna sama długo nie powinna być. Potem tylko plotki i gadanie. A u nas w bloku już mówią, że twoja Kasia to chyba za bardzo w książkach siedzi, a za mało wśród ludzi.

Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy. Zawsze byłam dumna z Kasi — z jej delikatności, mądrości i tej cichej siły, którą miała po ojcu. Ale w naszym miasteczku inność nie była zaletą. Tu wszystko musiało być według schematu: szkoła, praca, ślub, dzieci. Kto się wyłamywał, ten był na językach.

— Wanda, niech każdy pilnuje swojego nosa — powiedziałam chłodno i ruszyłam dalej. Ale słowa sąsiadki nie dawały mi spokoju przez cały dzień.

Wieczorem Kasia wróciła z biblioteki. Miała na sobie sweter po mnie, trochę za duży, ale jej w nim było do twarzy. Usiadła przy stole i zaczęła przeglądać notatki do matury.

— Kasiu — zaczęłam ostrożnie — czy ty… czy ty masz kogoś?

Podniosła wzrok znad zeszytu. Jej oczy były spokojne, ale wyczułam cień niepokoju.

— Mamo, dlaczego pytasz?

Westchnęłam. — Bo ludzie gadają. Że jesteś sama, że powinnaś się rozglądać…

Kasia uśmiechnęła się smutno. — Mamo, czy ja muszę być taka jak wszyscy? Przecież wiesz, że chcę iść na studia do Krakowa. Chcę czegoś więcej niż tylko ślubu i dzieci zaraz po szkole.

Poczułam ukłucie żalu i dumy jednocześnie. Sama kiedyś marzyłam o czymś więcej niż życie w cieniu bloków i plotek sąsiadek. Ale życie szybko zweryfikowało moje plany — ojciec Kasi odszedł, zostałyśmy same. Musiałam pracować na dwa etaty, żeby utrzymać nasz mały świat.

— Wiem, córeczko. Ale czasem boję się o ciebie. Nie chcę, żebyś była samotna.

Kasia podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.

— Mamo, mam ciebie. I mam swoje marzenia. Czy to nie wystarczy?

Przytuliłam ją mocno. Ale w głowie wciąż słyszałam głos Wandy i innych kobiet z bloku: „Agnieszka, twoja córka już dorosła, a ty nic nie robisz?”.

Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Pracowałam jako księgowa w lokalnej spółdzielni mleczarskiej. Koleżanki przy kawie rozmawiały o dzieciach, weselach i chrztach. Kiedy zapytały mnie o Kasię, poczułam się jak oskarżona na ławie sądowej.

— Kasia dobrze się uczy — odpowiedziałam wymijająco.

— Ale chłopaka nie ma? — dopytywała Basia.

— Nie ma i nie szuka na siłę — odparłam ostro.

Zapadła cisza. Wiedziałam, że zaraz temat wróci na tapetę przy kolejnej okazji.

Wieczorem Kasia przyszła do domu później niż zwykle. Była zamyślona.

— Co się stało? — zapytałam.

Usiadła naprzeciwko mnie i długo milczała.

— Mamo… Dostałam list z Krakowa. Przyjęli mnie na studia.

Serce mi zabiło mocniej. Z jednej strony radość — spełnia się jej marzenie! Z drugiej strony strach — zostanę sama.

— To cudownie! — powiedziałam cicho. — Ale… jak sobie poradzisz?

Kasia spojrzała mi prosto w oczy.

— Poradzę sobie. Ty mnie tego nauczyłaś.

Przez kolejne tygodnie przygotowywałyśmy się do jej wyjazdu. Pakowanie rzeczy, załatwianie formalności, pożegnania z rodziną i znajomymi. Wanda oczywiście nie omieszkała skomentować:

— No proszę! Wielka pani studentka! A kto ci tam pomoże? Lepiej byś sobie chłopa znalazła!

Kasia tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo.

W dzień wyjazdu na dworzec przyszło pół bloku. Jedni życzyli powodzenia, inni szeptali pod nosem swoje „dobre rady”. Stałam obok Kasi z poczuciem dumy i strachu jednocześnie.

Gdy pociąg ruszył, poczułam pustkę tak wielką, że aż zabolało mnie serce. Wróciłam do pustego mieszkania i usiadłam przy stole z kubkiem herbaty. Przez okno widziałam Wandę rozmawiającą z innymi sąsiadkami.

Wtedy dotarło do mnie coś ważnego: całe życie bałam się opinii innych ludzi. Pozwalałam im decydować o tym, co jest dobre dla mnie i dla mojej córki. Ale przecież inaczej być nie mogło — Kasia musiała pójść swoją drogą.

Czasem zastanawiam się: czy zrobiłam wszystko dobrze? Czy mogłam ją lepiej przygotować na samotność w wielkim mieście? A może powinnam była bardziej walczyć o swoje marzenia?

Może każda z nas musi kiedyś stanąć przed wyborem: żyć według własnych zasad czy spełniać oczekiwania innych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?