Sześć lat czekania na mamę – a potem… znalazłam dom, którego się nie spodziewałam
– Zosia, ubieraj się, zaraz przyjedzie pani Ania – głos pani Kasi, wychowawczyni z domu dziecka, rozdarł ciszę poranka. Siedziałam skulona na łóżku, ściskając w ręku pluszowego misia. Miałam sześć lat i od trzech miesięcy mieszkałam w tym miejscu, gdzie ściany pachniały mydłem i smutkiem. Każdego dnia patrzyłam przez okno, wypatrując mamy. Wmawiałam sobie, że zaraz przyjdzie, zabierze mnie do domu i wszystko będzie jak dawniej.
Ale mama nie przychodziła. Zamiast niej pojawiali się dorośli z papierami i poważnymi minami. Rozmawiali o mnie, jakbym była meblem do przestawienia. „Zosia jest spokojna, ale zamknięta w sobie” – słyszałam przez drzwi. „Potrzebuje stabilizacji.”
Pani Ania była moją opiekunką społeczną. Miała ciepły głos i pachniała kawą. – Zosiu, pojedziemy dziś do pewnej rodziny. Chcą cię poznać – powiedziała, zapinając mi kurtkę. – To państwo Kowalscy. Mają synka w twoim wieku.
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „A co z mamą?”
W samochodzie milczałam. Pani Ania próbowała mnie zagadywać:
– Lubisz rysować? Może pokażesz im swoje obrazki?
Patrzyłam przez szybę na szare bloki i ludzi spieszących do pracy. Wszyscy gdzieś szli, tylko ja nie wiedziałam dokąd.
Dom Kowalskich był inny niż ten, który pamiętałam z dzieciństwa. Pachniało ciastem i czymś ciepłym. Pani Kowalska uśmiechnęła się szeroko:
– Cześć, Zosiu! Jestem Magda, a to mój mąż Tomek i nasz synek Michałek.
Michałek patrzył na mnie nieufnie spod grzywki.
Przez pierwsze dni byłam jak cień. Jadłam w milczeniu, spałam z misiem przytulonym do piersi. Każdego wieczoru modliłam się szeptem:
– Mamusiu, wróć po mnie…
Pewnego popołudnia usłyszałam kłótnię za ścianą:
– Tomek, ona w ogóle się nie odzywa! Może nie jesteśmy dla niej odpowiedni?
– Daj jej czas, Magda. Przecież ona tyle przeszła…
Zacisnęłam pięści pod kołdrą. Bałam się, że zaraz mnie oddadzą – tak jak już raz to zrobiono.
Minęły tygodnie. Michałek coraz częściej zapraszał mnie do zabawy:
– Chodź, pobawimy się klockami!
Początkowo odmawiałam, ale któregoś dnia usiadłam obok niego na dywanie. Zbudowaliśmy razem zamek.
– Fajnie by było mieć siostrę – powiedział cicho.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
Pani Magda zaczęła czytać mi bajki na dobranoc. Czułam jej dłoń na mojej głowie i przez chwilę wyobrażałam sobie, że to mama.
Pewnego dnia pani Ania przyszła z wiadomością:
– Zosiu, twoja mama nie może po ciebie wrócić…
Świat zawirował mi przed oczami.
– Ale… przecież obiecała…
Pani Ania przytuliła mnie mocno.
– Wiem, kochanie. Ale państwo Kowalscy chcieliby być twoją rodziną na zawsze.
Nie chciałam nowej rodziny. Chciałam mamy! Przez kilka dni nie odzywałam się do nikogo. Pani Magda płakała po cichu w kuchni.
Któregoś wieczoru Michałek wszedł do mojego pokoju.
– Zosiu… ja też kiedyś myślałem, że tata mnie zostawił. Ale on po prostu musiał wyjechać za granicę do pracy. Czekałem na niego długo…
Spojrzał na mnie poważnie.
– Może spróbujesz nas polubić? Ja bardzo bym chciał mieć siostrę.
Te słowa coś we mnie przełamały. Następnego dnia podeszłam do pani Magdy i zapytałam:
– Mogę pomóc w kuchni?
Uśmiechnęła się przez łzy.
– Oczywiście, kochanie.
Zaczęłam powoli otwierać się na nową rodzinę. Były wspólne spacery, pieczenie pierników i śmiech przy stole. Ale wciąż bolało mnie serce na myśl o mamie.
W dzień adopcji pani Magda ubrała mnie w nową sukienkę.
– Jesteś gotowa?
Pokiwałam głową niepewnie.
W sądzie sędzia zapytał:
– Zosiu, czy chcesz zostać z państwem Kowalskimi?
Spojrzałam na panią Magdę i pana Tomka. W ich oczach widziałam strach i nadzieję.
– Tak…
Głos mi zadrżał.
Po wszystkim pani Magda mocno mnie przytuliła.
– Jesteś naszą córką – wyszeptała.
Dziś mam dziewięć lat i wiem już, że dom to nie tylko mama. To ludzie, którzy cię kochają – nawet jeśli nie są twoją rodziną od początku. Czasem tęsknię za mamą i zastanawiam się, czy kiedyś jeszcze ją zobaczę…
Czy można pokochać kogoś nowego tak samo mocno jak tęskni się za tymi, których się straciło? Czy dom to miejsce, czy ludzie? Co wy o tym myślicie?