„Zamiast sam zająć się dzieckiem, poprosił o pomoc swoją matkę”: Historia, która rozdarła moje serce i rodzinę
– Grażyna, nie przesadzaj. Każda kobieta przez to przechodzi – usłyszałam od mojej przyjaciółki Magdy, kiedy po raz pierwszy odważyłam się powiedzieć na głos, że czuję się kompletnie sama. Stałam wtedy w kuchni, z synkiem na rękach, a łzy kapały mi do zimnej już herbaty. Mój mąż, Tomek, od kilku dni praktycznie nie wracał do domu na czas. Zawsze miał jakąś wymówkę: praca, zmęczenie, korki. A ja? Ja byłam w domu, z dzieckiem, z nieprzespanymi nocami i narastającym poczuciem winy.
Pamiętam ten dzień bardzo wyraźnie. Była środa, deszcz bębnił o parapet, a ja czułam się jak zamknięta w klatce. Synek płakał bez przerwy od rana. Próbowałam wszystkiego: kołysałam go, śpiewałam, tuliłam. Nic nie pomagało. W końcu zadzwoniłam do Tomka.
– Tomek, możesz wrócić wcześniej? Ja już nie daję rady… – mój głos drżał.
– Grażyna, przecież mówiłem ci, że mam dziś ważne spotkanie. Poproś moją mamę, ona zawsze chętnie pomoże – odpowiedział chłodno.
Zamurowało mnie. Zawsze starałam się być samodzielna, nie chciałam angażować teściowej w nasze sprawy. Ale tego dnia nie miałam wyjścia. Zadzwoniłam do pani Haliny.
– Oczywiście, Grażynko! Już jadę! – usłyszałam w słuchawce.
Przyjechała po pół godzinie i przejęła ode mnie synka z wprawą, której mi brakowało. Patrzyłam na nią z mieszaniną wdzięczności i żalu. Czy naprawdę jestem aż tak beznadziejna?
Wieczorem Tomek wrócił do domu. Zastał mnie siedzącą na kanapie, wpatrzoną w ścianę.
– Co się stało? – zapytał bez cienia troski.
– Nic – odpowiedziałam cicho.
Wiedziałam już wtedy, że coś się między nami zmieniło. Przestaliśmy być zespołem. On miał swoje życie, a ja swoje – zamknięte w czterech ścianach mieszkania na warszawskim Ursynowie.
Kolejne tygodnie były coraz trudniejsze. Synek miał kolki, ja coraz częściej płakałam po nocach. Magda powtarzała mi przez telefon:
– Grażyna, musisz być silna! Może za dużo wymagasz od Tomka?
Zaczęłam się zastanawiać: czy to naprawdę moja wina? Może za bardzo go obciążam? Może powinnam być bardziej wyrozumiała?
Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Tomka z jego matką przez przypadek:
– Mamo, Grażyna sobie nie radzi. Ja też mam swoje życie…
Serce mi pękło. Przecież to nasze wspólne dziecko! Dlaczego on nie chce być częścią tego wszystkiego?
Zaczęły się ciche dni. Tomek coraz częściej nocował u kolegów albo wracał późno. Teściowa przychodziła coraz częściej i coraz śmielej komentowała moje metody wychowawcze.
– Grażynko, może lepiej by było, gdybyś wróciła do pracy? Dzieckiem mogę się zająć ja – powiedziała pewnego dnia.
Poczułam się jak intruz we własnym domu. Zaczęłam myśleć o powrocie do pracy szybciej niż planowałam, choć serce mi się krajało na myśl o zostawieniu synka.
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Tomkowi wszystko:
– Czuję się samotna. Potrzebuję cię. Nie chcę być tylko matką twojego dziecka i gospodynią w tym domu.
Spojrzał na mnie obojętnie:
– Przesadzasz. Każda kobieta daje sobie radę. Moja mama ci pomoże.
To był moment przełomowy. Zrozumiałam, że nie mogę liczyć na wsparcie męża. Zaczęłam szukać pomocy u psychologa. Diagnoza: depresja poporodowa.
Magda przyszła do mnie pewnego popołudnia i powiedziała:
– Grażyna, może to jednak twoja wina? Może za bardzo chcesz wszystko kontrolować?
Poczułam się zdradzona przez wszystkich: męża, przyjaciółkę, rodzinę.
Dziś jestem już inną osobą. Wróciłam do pracy, synek poszedł do żłobka. Tomek… cóż, jest bardziej gościem niż domownikiem. Teściowa przestała przychodzić tak często.
Często myślę o tamtych dniach i pytam siebie: czy naprawdę mogłam zrobić coś inaczej? Czy kobieta zawsze musi być silna i nie oczekiwać wsparcia? A może czasem warto zawalczyć o siebie i swoje szczęście?
Czy wy też czuliście się kiedyś tak bardzo samotni wśród najbliższych?