Między pokoleniami: Gorzka cena rodzinnych zobowiązań
— Danuś, chociaż odrobina sumienia ci została?! — spytałam drżącym głosem, stojąc w kuchni, gdzie jeszcze unosił się zapach niedawno podgrzewanej zupy. Moja młodsza siostra stała przy drzwiach, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie z mieszaniną złości i zmęczenia.
— Olu, ty akurat nie masz prawa mówić o sumieniu! My z mamą już się namęczyłyśmy, teraz wasza kolej. Popracujcie trochę z Romkiem, zobaczcie, jak to jest mieszkać z osobą starszą. Mamy już dość! — ostatnie słowa Danuty zabrzmiały jak wyrok. W przedpokoju słychać było ciche stukanie laski mamy. Wiedziała, że się kłócimy. Zawsze wiedziała.
Zacisnęłam dłonie na blacie stołu. Od miesięcy czułam się jak w pułapce — praca na pół etatu w bibliotece, opieka nad mamą po udarze, wieczne pretensje męża, że nie mam dla niego czasu. Romek coraz częściej wychodził wieczorami „na spacer”, wracał późno i nie pytał już nawet, jak minął mi dzień. A ja? Ja czułam się coraz bardziej przezroczysta.
— Danuś, ja naprawdę nie daję już rady… — zaczęłam cicho, ale ona mi przerwała.
— A my niby dajemy? Ty zawsze musisz być tą męczennicą! — rzuciła z goryczą. — Przecież mama zawsze cię faworyzowała. To ty byłaś tą „najlepszą”, „najgrzeczniejszą”. Teraz masz okazję się wykazać.
Zrobiło mi się zimno. Tak, byłam tą „najlepszą”. Ale nikt nie widział, ile mnie to kosztowało. Ile razy płakałam po nocach, bo mama nie pozwalała mi iść na studniówkę, bo „co ludzie powiedzą”. Ile razy rezygnowałam z własnych marzeń, żeby tylko nie sprawić jej przykrości.
— Danusia… — zaczęłam pojednawczo, ale ona już była w połowie drogi do drzwi.
— Nie licz na mnie przez najbliższy miesiąc! — rzuciła przez ramię i trzasnęła drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby w kredensie.
Usiadłam ciężko na krześle. Mama weszła do kuchni powoli, podpierając się laską. Jej twarz była blada i zmęczona.
— Znowu się kłóciłyście? — zapytała cicho.
Pokiwałam głową. Przez chwilę milczałyśmy obie. W końcu mama westchnęła:
— Nie chciałam być dla was ciężarem…
Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam powiedzieć coś pocieszającego, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego nalałam jej herbaty i usiadłam naprzeciwko.
Wieczorem Romek wrócił później niż zwykle. Pachniał piwem i papierosami. Spojrzał na mnie bez słowa i poszedł do łazienki. Siedziałam w salonie przy zgaszonym świetle, słuchając cichego szumu telewizora. Zastanawiałam się, jak długo jeszcze wytrzymam.
Następnego dnia zadzwoniła ciotka Jadzia z Gdańska.
— Oluś, słyszałam, że znowu u was burza… Może przyjedziesz na kilka dni? Odpoczniesz trochę?
Prawie się rozpłakałam ze wzruszenia. Ale wiedziałam, że nie mogę zostawić mamy samej. Romek nie zajmie się nią nawet przez godzinę.
— Dziękuję, ciociu… Może kiedyś — odpowiedziałam cicho.
W pracy byłam jak cień samej siebie. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem.
— Olga, musisz o siebie zadbać — powiedziała Basia podczas przerwy na kawę. — Moja mama była w domu opieki przez pół roku po operacji biodra i to jej bardzo pomogło…
Poczułam ukłucie w sercu. Dom opieki? Przecież mama całe życie powtarzała: „Nie oddawajcie mnie do żadnego domu starców!”. Ale czy naprawdę mam wybór?
Wieczorem usiadłam z mamą przy stole.
— Mamo… musimy porozmawiać — zaczęłam niepewnie.
Spojrzała na mnie uważnie.
— Olu… Ty chcesz mnie oddać?
Zacisnęłam powieki.
— Nie chcę… Ale nie daję już rady sama. Danusia nie chce pomagać, Romek też… Ja…
Mama milczała długo.
— Wiesz… Ja też się boję samotności — powiedziała w końcu cicho. — Ale jeszcze bardziej boję się być dla was ciężarem.
Przez następne dni chodziłam jak struta. Danusia nie odbierała telefonów. Romek coraz częściej znikał z domu. Mama była coraz słabsza.
W końcu zadzwonił telefon.
— Olga? To ja… Danusia — usłyszałam jej głos po drugiej stronie słuchawki. — Przepraszam… Może przesadziłam wtedy…
Zacisnęłam mocno telefon w dłoni.
— Danuś… ja też przepraszam. Po prostu… jestem już wykończona.
— Może… może spróbujemy jakoś to podzielić? Ja mogę przychodzić w weekendy…
Poczułam ulgę tak wielką, że aż zakręciło mi się w głowie.
— Dziękuję ci…
Nie było łatwo. Każdy dzień był walką o odrobinę spokoju i normalności. Ale przynajmniej nie byłam już sama.
Czasem patrzę na mamę i zastanawiam się: czy naprawdę jesteśmy sobie winni tyle poświęcenia? Czy rodzina to zawsze wsparcie – czy raczej ciężar? I czy można znaleźć równowagę między własnym życiem a obowiązkiem wobec najbliższych?