Przyjęłam kuzynkę pod swój dach, a ona… Zdrada, której nie zapomnę
— Magda, możesz mi pożyczyć jeszcze dwieście złotych? — usłyszałam zza drzwi łazienki głos mojej kuzynki, Agnieszki. Stałam w kuchni, mieszając zupę, i poczułam znajome ukłucie niepokoju. To już trzeci raz w tym miesiącu. Odetchnęłam głęboko, próbując nie okazać irytacji.
— Agnieszka, mówiłaś, że to ostatni raz… — odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. Wyszła z łazienki, otulona moim szlafrokiem, z mokrymi włosami i spojrzeniem pełnym skruchy.
— Wiem, przepraszam. Po prostu… jeszcze nie dostałam wypłaty. Obiecuję, oddam wszystko — zapewniła, patrząc mi prosto w oczy.
Zgodziłam się. Jak zwykle. Bo przecież rodzina to rodzina. Tak mnie wychowano — „krew nie woda”, powtarzała mama. Kiedy Agnieszka zadzwoniła do mnie pół roku temu, płacząc do słuchawki, że jej partner wyrzucił ją z mieszkania i nie ma dokąd pójść, nie wahałam się ani chwili. Przyjechała tego samego dnia z jedną walizką i oczami pełnymi strachu.
Na początku wszystko wydawało się w porządku. Pomagała mi w domu, gotowałyśmy razem obiady, wieczorami oglądałyśmy seriale. Czułam się potrzebna — a ona wdzięczna. Ale z czasem zaczęły pojawiać się drobne rysy. Znikały drobne kwoty z portfela, czasem nie mogłam znaleźć biżuterii czy kosmetyków. Tłumaczyłam sobie: „Pewnie sama gdzieś odłożyłam”.
Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej z pracy. W przedpokoju usłyszałam szelest w moim pokoju. Zamarłam. Przez uchylone drzwi zobaczyłam Agnieszkę pochyloną nad moją torebką. Grzebała w niej nerwowo.
— Co ty robisz?! — krzyknęłam ostrzej niż zamierzałam.
Podskoczyła jak oparzona, wypuściła portfel z rąk.
— Ja… szukałam twojego długopisu! Potrzebowałam zapisać numer do pracy — wydukała, rumieniąc się.
Nie uwierzyłam jej. Po raz pierwszy poczułam prawdziwy strach i gniew. Przez następne dni obserwowałam ją uważniej. Zaczęłam liczyć pieniądze w portfelu, chować kosztowności. I wtedy odkryłam, że brakuje mi złotego pierścionka po babci. Przeszukałam cały dom — nigdzie go nie było.
Wieczorem usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
— Agnieszka, muszę cię o coś zapytać. Czy widziałaś mój pierścionek? Ten po babci? — spytałam spokojnie, choć serce waliło mi jak młot.
Zbladła. Przez chwilę milczała, potem zaczęła płakać.
— Magda… ja… Pożyczyłam go! Oddam ci go, przysięgam! Potrzebowałam pieniędzy na czynsz za pokój… Nie miałam wyjścia!
W tamtej chwili świat mi się zawalił. To nie była już tylko drobna pożyczka czy zgubiony banknot. To była zdrada najgłębszego zaufania.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego nie poprosiłaś o pomoc? — spytałam przez łzy.
— Bałam się! Myślałam, że mnie wyrzucisz! — szlochała.
Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół ostatnich miesięcy. Przypomniały mi się wszystkie sytuacje: jej nagłe wyjścia wieczorami, tajemnicze rozmowy przez telefon, coraz większe długi.
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy.
— Mamo, co mam robić? Przecież to rodzina… — wyszeptałam bezradnie.
Mama milczała przez chwilę.
— Czasem trzeba postawić granice, nawet najbliższym. Nie możesz pozwolić się wykorzystywać — powiedziała stanowczo.
Zebrałam się na odwagę i poprosiłam Agnieszkę o wyprowadzkę. Było dużo łez, krzyków i oskarżeń.
— Jesteś taka sama jak wszyscy! Myślisz tylko o sobie! — wykrzyczała na odchodne.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Czułam ulgę i żal jednocześnie. Przez wiele tygodni miałam wyrzuty sumienia — czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy bycie dobrym człowiekiem naprawdę oznacza pozwalanie innym na przekraczanie naszych granic?
Dziś wiem jedno: dobroć nie polega na ślepej wierze w ludzi, nawet jeśli to rodzina. Czasem trzeba mieć odwagę powiedzieć „dość”.
Czy wy też kiedyś zostaliście zdradzeni przez kogoś bliskiego? Jak poradziliście sobie z bólem i rozczarowaniem? Czy warto ufać rodzinie bezgranicznie?