Między młotem a kowadłem: Kiedy mama i teściowa rozrywają moje życie na strzępy
– Michał, nie możesz tak po prostu zostawić mnie samej! – głos mamy przeszył ciszę niedzielnego popołudnia, kiedy próbowałem wyjść z jej mieszkania. Stała w progu kuchni, z rękami splecionymi na piersi, a jej oczy błyszczały wyrzutem.
– Mamo, obiecałem Natalii, że wrócę na obiad. Już i tak jestem spóźniony – odpowiedziałem, czując jak narasta we mnie frustracja. W głowie miałem jeszcze echo porannej rozmowy z teściową.
– Michałku, czy mógłbyś dziś podjechać do mnie i pomóc mi z komputerem? – zapytała przez telefon pani Halina, mama Natalii. – Twój teść znowu coś popsuł, a ja nie mogę wejść na pocztę.
Wtedy jeszcze naiwnie sądziłem, że uda mi się pogodzić wszystko: być dobrym synem, zięciem i mężem. Ale od miesięcy żyłem w rozkroku między dwiema kobietami, które nie potrafiły zaakceptować, że nie jestem już tylko ich „chłopcem na posyłki”.
Wyszedłem od mamy szybkim krokiem, czując jej wzrok na plecach. Wsiadłem do samochodu i przez chwilę siedziałem w ciszy. Zanim przekręciłem kluczyk w stacyjce, zadzwoniła Natalia.
– Michał, gdzie jesteś? Obiad stygnie! – Jej głos był zmęczony i lekko rozdrażniony.
– Już jadę. Mama znowu nie chciała mnie wypuścić…
– A moja mama czeka na ciebie z tym komputerem. Obiecałeś jej pomóc!
Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Ostatnio coraz częściej miałem wrażenie, że wszyscy czegoś ode mnie chcą. Każdy dzień był walką o to, komu poświęcić więcej czasu – własnej matce czy teściowej. Każda z nich miała swoje sposoby na wzbudzanie poczucia winy.
Mama potrafiła zadzwonić o siódmej rano tylko po to, by powiedzieć, że źle się czuje i „chyba już nikt jej nie potrzebuje”. Teściowa natomiast była mistrzynią w subtelnych aluzjach: „Gdybyś miał chwilę dla starszych ludzi… Ale rozumiem, młodzi mają swoje sprawy”.
W domu czekała na mnie Natalia z talerzem zimnego rosołu.
– Michał, musimy porozmawiać – powiedziała cicho. – Nie możemy tak dalej żyć. Cały czas jesteś u którejś z mam. Ja też cię potrzebuję.
Usiadłem naprzeciwko niej i przez chwilę milczeliśmy. Wiedziałem, że ma rację. Nasze małżeństwo zaczynało się kruszyć pod naporem oczekiwań dwóch kobiet.
– Próbuję… – zacząłem niepewnie.
– Wiem. Ale one zawsze mają wymówki, kiedy my czegoś potrzebujemy. Pamiętasz zeszły tydzień? Poprosiłam mamę o pomoc przy Antku, bo miałam gorączkę. Powiedziała, że musi odpocząć po zakupach. Twoja mama też zawsze coś wymyśli.
Poczułem narastający gniew i bezsilność. Przecież kochałem obie – mamę i teściową – ale miałem wrażenie, że dla nich liczy się tylko ich własna wygoda.
Wieczorem zadzwoniła mama:
– Michałku, nie zapomnij jutro przyjechać z tymi lekami. I może byś mi jeszcze firanki powiesił?
Chciałem powiedzieć „nie”, ale w gardle utknął mi głos. Zawsze tak było: bałem się ją zawieść. Przypomniałem sobie dzieciństwo – mama sama mnie wychowywała, poświęciła dla mnie wszystko. Ale czy to znaczyło, że teraz muszę oddać jej całe swoje życie?
Następnego dnia pojechałem do teściowej. Pani Halina przyjęła mnie z uśmiechem:
– Michałku, dobrze, że jesteś! Komputer to jedno, ale jeszcze kran cieknie i żarówka się przepaliła…
Zacząłem naprawiać wszystko po kolei, a ona opowiadała o sąsiadkach i narzekała na zdrowie. W pewnym momencie zapytała:
– A Natalia? Dobrze się czuje? Bo ostatnio jakaś taka smutna…
Zacisnąłem zęby. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo jej „drobne prośby” wpływają na nasze życie.
Wieczorem Natalia wybuchła:
– Michał! Musisz postawić granice! Nie możemy być niewolnikami naszych matek!
– To nie takie proste…
– Wiem! Ale jeśli tego nie zrobisz, stracisz mnie.
Te słowa przeszyły mnie jak nóż. Po raz pierwszy poczułem realny strach przed utratą żony. Przez kilka dni chodziłem jak struty. Unikałem telefonów od mamy i teściowej, ale one nie dawały za wygraną – SMS-y, wiadomości na Messengerze, nawet listy zostawiane pod drzwiami.
W końcu zebrałem się na odwagę i zaprosiłem obie panie do nas na kawę.
– Mamo, pani Halino… Musimy porozmawiać – zacząłem drżącym głosem. – Kocham was obie i chcę wam pomagać, ale mam też swoją rodzinę. Musimy znaleźć kompromis.
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem:
– Czyli teraz już nie jestem najważniejsza?
Teściowa westchnęła teatralnie:
– No tak… Młodzi zawsze mają swoje sprawy…
Natalia ścisnęła moją dłoń pod stołem.
– Chcemy być dla was wsparciem – powiedziała spokojnie – ale musimy mieć też czas dla siebie i dla naszego syna.
Przez chwilę panowała cisza pełna napięcia. W końcu mama odezwała się cicho:
– Może rzeczywiście trochę przesadzamy…
Teściowa pokiwała głową:
– Ja też czasem zapominam, że macie swoje życie.
Nie było łatwo. Granice trzeba było stawiać każdego dnia od nowa. Czasem któraś z nich próbowała je przekroczyć – wtedy musiałem przypominać sobie tamtą rozmowę i mieć odwagę powiedzieć „nie”.
Dziś wiem jedno: jeśli sam nie zadbam o swoje potrzeby i rodzinę, nikt tego za mnie nie zrobi. Ale czy można być dobrym synem i zięciem bez poczucia winy? Czy da się kochać bliskich i jednocześnie nie pozwolić im sobą manipulować?