Zwyczajna rodzina, niezwykłe życie: Opowieść o miłości, zdradzie i przebaczeniu

– Natalia, nie wracaj dziś do domu! – głos mojej mamy drżał, gdy dzwoniła do mnie o szóstej rano. – Twój ojciec znowu pił całą noc i nie ręczę za siebie, jeśli znów zacznie się awantura.

Stałam na przystanku tramwajowym w centrum Poznania, zmarznięta, z plecakiem wypchanym książkami i zeszytami. Miałam wtedy siedemnaście lat i czułam się jak dorosła, choć tak naprawdę byłam tylko przestraszoną dziewczyną. W domu od miesięcy panował chaos – ojciec stracił pracę w fabryce, matka pracowała na dwie zmiany w Biedronce, a ja i mój młodszy brat Michał coraz częściej uciekaliśmy z domu pod byle pretekstem.

– Mamo, nie mogę spać u Oli kolejny raz. Jej rodzice już patrzą na mnie krzywo – szepnęłam do słuchawki.

– To przyjdź do mnie do pracy. Posiedź na zapleczu. Byle nie wracaj teraz do domu.

Tak wyglądała moja codzienność. W szkole udawałam, że wszystko jest w porządku. Nauczyciele pytali, czemu zasypiam na lekcjach, a koleżanki dziwiły się, że nigdy nie zapraszam ich do siebie. Tylko Ola wiedziała prawdę. Czasem płakałyśmy razem w jej pokoju, gdy opowiadałam jej o kolejnej kłótni rodziców albo o tym, jak Michał schował się pod łóżkiem, gdy ojciec rzucał talerzami.

Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Był listopad, ciemno już po czwartej po południu. Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i zastałam mamę siedzącą przy kuchennym stole z głową w dłoniach. Ojciec spał pijany na kanapie.

– Natalia, musimy porozmawiać – powiedziała cicho. – Nie dam już rady tak żyć. Chcę odejść od twojego ojca.

Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że to żart. Ale mama była poważna jak nigdy.

– Co z nami? – zapytałam drżącym głosem.

– Ty jesteś już prawie dorosła. Michała zabiorę ze sobą. Ty możesz zostać z ojcem albo pójść ze mną. Ale musisz wybrać.

Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o tym, jak bardzo nienawidzę ojca za to, co zrobił z naszym domem. Ale też o tym, jak bardzo go kocham – bo przecież kiedyś był dobrym tatą. Rano podjęłam decyzję.

– Idę z tobą – powiedziałam mamie następnego dnia.

Przeprowadziliśmy się do małego mieszkania na Jeżycach. Było ciasno i biednie, ale spokojnie. Mama płakała po nocach, Michał tęsknił za kolegami z podwórka, a ja… ja próbowałam być silna dla nich obojga.

Wtedy w moim życiu pojawił się Paweł. Poznałam go na kursie języka angielskiego. Był starszy ode mnie o dwa lata, miał ciemne włosy i uśmiech, który rozjaśniał nawet najbardziej pochmurny dzień. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia.

– Masz piękne oczy – powiedział mi kiedyś podczas przerwy.

Zarumieniłam się jak dziecko i uciekłam do łazienki. Ale Paweł był cierpliwy. Pisał do mnie codziennie wiadomości, przynosił czekoladki i pomagał mi w nauce matematyki.

Mama była zachwycona.

– Wreszcie ktoś normalny w twoim życiu! – śmiała się, patrząc na nas ukradkiem przez firankę.

Ale szczęście nie trwało długo. Po kilku miesiącach Paweł zaczął się zmieniać. Coraz częściej znikał bez słowa, nie odbierał telefonów. Zaczęły dochodzić do mnie plotki – widziano go z inną dziewczyną na imprezie w klubie.

Nie chciałam wierzyć. Ale pewnego dnia zobaczyłam ich razem na Starym Rynku. Trzymali się za ręce i śmiali się tak beztrosko…

– Paweł! – zawołałam przez łzy.

Odwrócił się i zobaczył mnie. Przez chwilę patrzył mi prosto w oczy, potem spuścił wzrok.

– Przepraszam, Natalia… – wyszeptał.

Uciekłam stamtąd jak najdalej. Przez kilka tygodni nie wychodziłam z domu poza szkołą i pracą dorywczą w piekarni. Mama próbowała mnie pocieszać:

– Córciu, on nie był ciebie wart! Jesteś silna, dasz sobie radę!

Ale ja czułam się jak wrak człowieka.

Wtedy wydarzyło się coś jeszcze gorszego. Ojciec zachorował – lekarze wykryli u niego raka płuc. Zadzwoniła do mnie ciotka:

– Natalia, twój tata jest w szpitalu na Łazarzu. Pytał o ciebie…

Nie chciałam iść. Pamiętałam wszystkie krzywdy, które nam wyrządził. Ale coś mnie tknęło – może to była resztka dziecięcej miłości?

Poszłam do szpitala wieczorem. Ojciec leżał blady i wychudzony, podłączony do kroplówki.

– Cześć… – wyszeptałam niepewnie.

Otworzył oczy i spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

– Przepraszam cię… za wszystko…

Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się i przytuliłam go mocno.

Przez kolejne tygodnie odwiedzałam go codziennie po szkole. Rozmawialiśmy o wszystkim – o dzieciństwie, o tym co straciliśmy przez jego alkoholizm, o marzeniach których nigdy nie spełnił.

Ojciec zmarł w marcu, tuż przed moją maturą. Na pogrzebie stałam obok mamy i Michała, trzymając ich za ręce. Po raz pierwszy od lat poczułam się częścią rodziny.

Po maturze dostałam się na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza na filologię polską. Mama była dumna jak paw:

– Wiedziałam, że ci się uda!

Ale życie nie przestawało mnie testować. Na studiach poznałam Bartka – chłopaka z małego miasteczka pod Poznaniem. Był inny niż wszyscy: spokojny, opanowany, zawsze gotowy wysłuchać moich żali.

Zakochałam się powoli, ostrożnie – jakby bała się znów sparzyć.

Po roku zamieszkaliśmy razem w kawalerce na Wildzie. Było biednie: stare meble po babci Bartka, lodówka która psuła się co tydzień i wiecznie cieknący kran w łazience.

Ale byliśmy szczęśliwi.

Pewnego dnia zadzwoniła mama:

– Natalia… jestem chora. Lekarz mówi, że to poważne…

Zostawiłam wszystko i wróciłam do niej na Jeżyce. Bartek został sam w naszej kawalerce.

Przez pół roku opiekowałam się mamą dzień i noc: gotowałam jej rosół według przepisu babci Zosi, podawałam leki i czytałam książki na głos gdy nie miała siły trzymać ich w rękach.

Bartek coraz rzadziej dzwonił.

– Nie mogę tak żyć w zawieszeniu – powiedział mi kiedyś przez telefon. – Albo wrócisz do mnie, albo to koniec.

Nie mogłam zostawić mamy samej.

Bartek odszedł bez słowa pożegnania.

Mama wyzdrowiała po kilku miesiącach intensywnej terapii. Ja zostałam sama: bez chłopaka, bez mieszkania, z przerwanym rokiem studiów.

Ale wtedy wydarzył się cud: dostałam propozycję pracy w bibliotece miejskiej na Starym Mieście. Praca była ciężka i słabo płatna, ale dawała mi poczucie sensu i stabilizacji.

Z czasem zaczęłam odbudowywać swoje życie kawałek po kawałku: wróciłam na studia zaoczne, wynajęłam pokój u starszej pani na Łazarzu i zaczęłam spotykać się ze znajomymi ze studiów.

Po kilku latach spotkałam Bartka przypadkiem na ulicy Gwarnej. Był już żonaty i miał dwójkę dzieci.

– Dobrze cię widzieć – powiedział z uśmiechem pełnym ciepła i smutku jednocześnie.

– Ciebie też…

Uświadomiłam sobie wtedy, że życie to ciągłe wybory: między sobą a innymi, między lojalnością a własnym szczęściem.

Dziś mam trzydzieści dwa lata i własną rodzinę: męża Tomka i córeczkę Zosię. Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: czy uda mi się ochronić ją przed błędami moich rodziców? Czy potrafię być lepszą matką?

Moje życie było zwyczajne – a jednak pełne dramatów i emocji większych niż niejeden serial telewizyjny. Czy każda polska rodzina skrywa takie historie? A może tylko my jesteśmy aż tak niezwykli w swojej normalności?