Mój świat wywrócił się do góry nogami, gdy syn mojego męża postanowił zamieszkać z nami. Czy można pokochać cudze dziecko jak swoje?
– Nie rozumiesz, on mnie nienawidzi! – krzyknęłam do Pawła, trzaskając drzwiami od kuchni. Stałam tam, oparta o blat, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. W głowie huczało mi od myśli, a serce waliło jak oszalałe. Kuba, syn Pawła z pierwszego małżeństwa, właśnie oznajmił, że chce zamieszkać z nami na stałe. Miał czternaście lat i spojrzenie, które potrafiło zamrozić krew w żyłach.
Paweł podszedł do mnie ostrożnie, jakby bał się, że zaraz wybuchnę. – Aniu, on po prostu potrzebuje czasu. To dla niego trudne…
– A dla mnie nie? – przerwałam mu ostro. – Od dwóch lat próbuję go zaakceptować, a on traktuje mnie jak powietrze albo gorzej. Teraz mam być jego matką?
W odpowiedzi usłyszałam tylko ciężkie westchnienie. Paweł wyszedł do salonu, gdzie Kuba siedział na kanapie z telefonem w ręku. Przez uchylone drzwi słyszałam ich rozmowę:
– Synu, musimy wszyscy się postarać…
– Nie musisz mi tłumaczyć. I tak wiem, że Ania mnie nie chce.
Zacisnęłam powieki. Bolało. Przecież starałam się – piekłam jego ulubione ciasta, pytałam o szkołę, proponowałam wspólne wyjścia. Zawsze spotykałam się z murem obojętności lub chłodnym „nie”.
Wieczorem siedziałam sama w sypialni. Wpatrywałam się w zdjęcie naszej trójki z wakacji nad morzem. Paweł obejmował mnie ramieniem, Kuba stał obok, z miną jakby ktoś kazał mu zjeść cytrynę. Czy naprawdę nie potrafię być dla niego dobrą macochą?
Następnego dnia rano Kuba pojawił się w kuchni pierwszy. Zaskoczył mnie tym – zwykle wychodził ostatni, żeby nie musieć ze mną rozmawiać.
– Możesz mi zrobić kanapkę? – zapytał cicho.
Zamarłam na chwilę, po czym skinęłam głową i zaczęłam smarować chleb masłem. Czułam na sobie jego wzrok.
– Mama mówiła, że nie będziesz chciała mnie tu mieć – rzucił nagle.
Odwróciłam się do niego powoli.
– To nieprawda, Kuba. Chcę tylko… żebyśmy spróbowali się dogadać.
Wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni bez słowa. Poczułam łzy napływające do oczu.
Kolejne dni były jak pole minowe. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Paweł coraz częściej wracał późno z pracy, jakby uciekał przed napiętą atmosferą w domu. Ja czułam się coraz bardziej samotna i bezradna.
Pewnego wieczoru usłyszałam płacz dochodzący z pokoju Kuby. Z wahaniem zapukałam do drzwi.
– Kuba? Wszystko w porządku?
Nie odpowiedział. Weszłam ostrożnie do środka. Siedział na łóżku ze spuszczoną głową.
– Chcesz pogadać?
– Nie rozumiesz… – wyszeptał. – Mama ma nowego faceta i tam nie mam swojego miejsca. Tutaj też nie.
Usiadłam obok niego i przez chwilę milczeliśmy.
– Wiem, że to trudne – powiedziałam cicho. – Ale możesz tu być sobą. Nie musisz mnie lubić od razu…
Spojrzał na mnie nieufnie.
– A jeśli nigdy cię nie polubię?
Zacisnęłam usta.
– To też będzie okej. Ważne, żebyśmy się szanowali.
Po tej rozmowie coś się zmieniło. Kuba zaczął czasem odpowiadać na moje pytania, czasem nawet żartował przy stole. Ale bywały też dni, kiedy zamykał się w sobie i unikał kontaktu.
Najtrudniejsze były rozmowy z Pawłem. Czułam, że oddalamy się od siebie.
– Może powinniśmy pójść na terapię? – zaproponowałam pewnego wieczoru.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Myślisz, że to coś da?
– Nie wiem… Ale nie chcę stracić ani ciebie, ani siebie w tym wszystkim.
Zgodził się niechętnie. Na pierwszej sesji terapeuta zapytał mnie:
– Czego pani najbardziej się boi?
Odpowiedź przyszła mi łatwo:
– Że nigdy nie będę dla Kuby kimś ważnym. Że zawsze będę tylko tą drugą.
Terapia pomogła nam otworzyć się na siebie nawzajem. Zrozumiałam, że nie muszę być idealną macochą – wystarczy, że będę obecna i autentyczna. Kuba zaczął powoli akceptować moją obecność, choć relacja między nami wciąż była krucha jak lód na wiosennym słońcu.
Minął rok odkąd Kuba zamieszkał z nami. Nadal mamy wzloty i upadki. Czasem śmiejemy się razem przy kolacji, innym razem mijamy się w korytarzu bez słowa. Ale już nie czuję się intruzem we własnym domu.
Często zastanawiam się: czy można pokochać cudze dziecko jak swoje? Czy wystarczy cierpliwości i serca, by zbudować prawdziwą rodzinę? Może Wy macie podobne doświadczenia? Jak sobie radzicie?