Mój mąż przyprowadził do domu swojego 7-letniego syna. Czy jestem gotowa na taką rodzinę?
— Mamo, dlaczego ona na mnie tak patrzy? — zapytał cicho Szymon, stojąc w progu naszego mieszkania z małym plecakiem i ogromnymi oczami pełnymi niepewności.
Zamarłam. W jednej chwili świat, który znałam, rozpadł się na kawałki. Michał, mój mąż, stał obok niego, ściskając go za ramię. W jego oczach widziałam zmęczenie i coś jeszcze — determinację. Przez chwilę miałam ochotę uciec do łazienki i zamknąć się tam na zawsze.
— To jest Ania — powiedział Michał, próbując nadać głosowi lekkość. — Moja żona. Od dziś będziemy razem mieszkać.
Szymon spuścił wzrok. Ja też nie wiedziałam, gdzie patrzeć. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego Michał nie powiedział mi wcześniej, że jego była żona wyjeżdża za granicę i zostawia mu dziecko pod opieką? Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?
Wieczorem siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Szymon bawił się widelcem, Michał udawał, że czyta wiadomości na telefonie. Ja próbowałam nie płakać. W końcu nie wytrzymałam.
— Michał, możemy porozmawiać? — zapytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu.
Wyszliśmy do kuchni. — Co się dzieje? — spytał cicho.
— Co się dzieje? Naprawdę pytasz? Przynosisz do domu swoje dziecko i oczekujesz, że po prostu się dostosuję? Że będę udawać, że wszystko jest w porządku?
Michał spuścił głowę. — Nie miałem wyboru. Marta wyjechała do Niemiec. Szymon nie miał gdzie pójść.
— Ale ja też powinnam mieć wybór! — krzyknęłam. — To nie jest piesek, którego można przynieść do domu bez pytania!
Wróciłam do salonu. Szymon patrzył na mnie z lękiem. Poczułam wyrzuty sumienia. Przecież to nie jego wina.
Pierwsze tygodnie były koszmarem. Szymon płakał w nocy, tęsknił za mamą. Ja czułam się jak intruz we własnym domu. Michał próbował być wszędzie naraz: w pracy, w domu, przy synu i przy mnie. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: kto ma odebrać Szymona ze szkoły, kto zrobi zakupy, kto pomoże mu z zadaniem domowym.
Pewnego dnia Szymon wrócił ze szkoły zapłakany.
— Pani powiedziała, że masz napisać wypracowanie o rodzinie — powiedziałam łagodnie.
— Ale ja nie mam rodziny! — wykrzyknął i uciekł do swojego pokoju.
Usiadłam na podłodze pod jego drzwiami i zaczęłam płakać razem z nim. Po raz pierwszy poczułam, jak bardzo jest zagubiony i samotny. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo — rozwód rodziców, wieczne poczucie bycia niechcianą.
Wieczorem poszłam do Michała.
— Musimy coś zmienić — powiedziałam cicho. — Szymon cierpi. Ja też.
Michał spojrzał na mnie bezradnie. — Nie wiem jak…
Zaczęliśmy chodzić na terapię rodzinną. Było ciężko. Na pierwszych spotkaniach Szymon milczał jak zaklęty. Ja mówiłam tylko o tym, jak bardzo czuję się niewidzialna i niepotrzebna. Michał próbował nas pogodzić, ale sam był coraz bardziej sfrustrowany.
Pewnego dnia terapeutka zapytała mnie:
— Czego pani najbardziej się boi?
Zawahałam się. — Że nigdy nie będę dla niego ważna. Że zawsze będę tylko tą obcą kobietą w jego życiu.
Szymon spojrzał na mnie wtedy po raz pierwszy naprawdę uważnie.
— Ja też się boję — wyszeptał. — Że już nigdy nie zobaczę mamy.
To był przełomowy moment. Zaczęliśmy rozmawiać szczerze o naszych lękach i pragnieniach. Zaczęliśmy budować coś nowego — nie rodzinę idealną z reklam, ale prawdziwą, pełną pęknięć i blizn.
Minęły miesiące. Szymon coraz częściej mówi do mnie „ciociu Aniu”, czasem nawet „mamo”, kiedy zapomni się w zabawie. Michał i ja nauczyliśmy się dzielić obowiązki i rozmawiać o swoich uczuciach.
Ale wciąż mam w sobie strach: czy kiedyś poczuję się naprawdę jego mamą? Czy on poczuje się moim synem?
Czasem patrzę na naszą trójkę przy stole i myślę: czy to już rodzina? Czy tylko tymczasowy układ?
A Wy? Czy można pokochać cudze dziecko jak własne? Czy to kwestia czasu… czy serca?