Prawie wszystko w porządku: Historia Zofii i Jakuba

— Znowu się spóźnisz? — głos Jakuba w słuchawce wydawał się stłumiony, jakby dobiegał z oddali, znad brzegu zimnej wiślanej wody, gdzie już zapadał zmierzch.

— Tak. Do jedenastej, może dłużej. Mamy tu najazd z dostawami — odpowiedziałam, włączając głośnomówiący. Jedną ręką kończyłam maila do klientów, drugą mieszałam wystygłą herbatę. Kubek stał na skraju biurka, niebezpiecznie blisko sterty faktur i dziecięcego rysunku z napisem „Mama, wróć wcześnie”.

— Zosia, przecież obiecałaś…

— Kuba, nie zaczynaj. Wiesz, jak jest. — Przerwałam mu ostrzej, niż zamierzałam. W słuchawce zapadła cisza. Słyszałam tylko jego oddech i cichy szum telewizora w tle.

Wiedziałam, że znów będzie czekał z kolacją. Że dzieci — Lena i Michał — będą udawać, że nie zasypiają przy stole, czekając na mój powrót. A ja? Ja już dawno przestałam wierzyć, że to się kiedyś zmieni.

Praca w logistyce to nie bajka. Zwłaszcza w Warszawie, gdzie wszystko dzieje się za szybko, a ja zawsze jestem o krok za tym wszystkim. Dziś szefowa rzuciła mi na biurko kolejną partię zamówień z dopiskiem: „Zrób to dziś, Zosiu, bo klient czeka”. Zosiu… Jakby to zdrobnienie miało sprawić, że poczuję się mniej zmęczona.

Odkąd awansowałam, wszystko się pogorszyło. Zarabiam więcej, ale widzę rodzinę mniej. Jakub coraz częściej patrzy na mnie tym swoim rozczarowanym wzrokiem. Kiedyś rozmawialiśmy godzinami — o wszystkim i o niczym. Teraz nasze rozmowy to głównie logistyka: kto odbierze dzieci, kto zrobi zakupy, kto zapłaci rachunki.

— Mamo, wrócisz dziś przed snem? — zapytała Lena rano, zanim wybiegła do szkoły.

— Postaram się, kochanie — skłamałam bez mrugnięcia okiem.

Zegar na ścianie wskazywał 21:37. W biurze zostałyśmy tylko ja i Marta z działu zakupów. Siedziała naprzeciwko mnie i ziewała przeciągle.

— Zosia, ty naprawdę nie boisz się, że ci facet ucieknie? — rzuciła nagle Marta.

Uśmiechnęłam się krzywo.

— On nie jest z tych, co uciekają. Raczej z tych, co zostają i cierpią w milczeniu.

Marta pokiwała głową ze zrozumieniem.

— Ale dzieci…

— Wiem — przerwałam jej. — Nie musisz mi przypominać.

Wróciłam do domu po 23:00. W kuchni panował półmrok. Na stole stały dwa talerze z zimnym makaronem i karteczka: „Podgrzej sobie. Lena zasnęła z twoim swetrem”.

Jakub siedział w salonie przy zgaszonym świetle. Telewizor mrugał cicho obrazami jakiegoś starego filmu.

— Przepraszam — powiedziałam cicho.

Nie odpowiedział od razu. Wstał powoli i podszedł do mnie.

— Ile jeszcze tak wytrzymasz? — zapytał spokojnie.

— Nie wiem…

— Bo ja już nie mogę — powiedział i wyszedł do sypialni.

Stałam przez chwilę bez ruchu. W kuchni zegar tykał głośniej niż zwykle. Oparłam się o blat i poczułam łzy pod powiekami. Przecież robię to wszystko dla nich…

Rano Lena była już ubrana i gotowa do szkoły. Michał bawił się klockami pod stołem.

— Mamo, śniadanie! — krzyknął radośnie.

Usiadłam z nimi przy stole. Jakub nalał mi kawy bez słowa.

— Dziś wrócę wcześniej — powiedziałam cicho.

Lena spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

— Obiecujesz?

Skinęłam głową. Ale już wiedziałam, że nie dotrzymam tej obietnicy.

W pracy szefowa znów rzuciła mi kolejne zadania. Telefon dzwonił bez przerwy. Klienci byli coraz bardziej niecierpliwi. Czułam się jak chomik w kołowrotku — biegnę coraz szybciej, ale stoję w miejscu.

Po południu zadzwoniła mama.

— Zosiu, kiedy ostatnio byłaś u nas? Ojciec pyta o wnuki…

— Mamo, nie mam czasu…

— Na rodzinę zawsze trzeba mieć czas — powiedziała stanowczo.

Westchnęłam ciężko i rozłączyłam się szybko, zanim zacznie zadawać więcej pytań.

Wieczorem znów wróciłam późno. Tym razem Jakub już spał na kanapie. Lena zostawiła mi rysunek: „Mama, kocham cię najbardziej na świecie”.

Usiadłam przy stole i patrzyłam na ten obrazek długo. Poczułam coś w rodzaju żalu pomieszanego ze złością na siebie samą. Czy naprawdę muszę wybierać między pracą a rodziną? Czy można mieć wszystko?

Następnego dnia Jakub poprosił mnie o rozmowę.

— Zosiu… My tak dłużej nie możemy żyć. Ja… ja czuję się samotny nawet wtedy, gdy siedzisz obok mnie na kanapie. Dzieci tęsknią za tobą. Ja tęsknię za tobą. Ale ty chyba już dawno jesteś gdzie indziej…

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wszystkie słowa ugrzęzły mi w gardle.

— Może powinniśmy zrobić sobie przerwę? — zaproponował cicho.

Poczułam zimno przeszywające całe ciało.

— Nie chcę cię stracić…

— Ale już mnie straciłaś — odpowiedział smutno.

Wyszłam na balkon i patrzyłam na światła miasta odbijające się w szybach sąsiednich bloków. Warszawa tętniła życiem, a ja czułam się martwa w środku.

Wtedy po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie płakać naprawdę.

Czy można jeszcze wszystko naprawić? Czy wystarczy mi odwagi, by zawalczyć o siebie i moją rodzinę? A może już za późno?