Między Siostrami i Synami: Historia, Która Rozdziera Serce Matki

– Znowu to zrobiłaś, mamo! – głos Agnieszki przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stała przede mną z zaciśniętymi pięściami, a jej oczy płonęły gniewem. – Zawsze chwalisz Janka, a o Kacprze nawet nie wspomnisz!

Zamarłam z łyżką w dłoni. W garnku bulgotał rosół, ale ja czułam, jakby gotowało się coś znacznie poważniejszego. Marta, młodsza o dwa lata, siedziała przy stole z kubkiem herbaty i patrzyła w okno, udając, że nie słyszy. Ale znałam ją zbyt dobrze – jej szczęka była napięta, a palce nerwowo bębniły o blat.

– Agnieszko, przecież wiesz, że kocham was obie tak samo – zaczęłam ostrożnie, ale ona już odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami.

Zostałam sama z Martą. Przez chwilę milczałyśmy. W końcu odezwała się cicho:

– Nie przejmuj się, mamo. Ona zawsze tak reaguje.

Ale ja się przejmowałam. Od kiedy pamiętam, Agnieszka była tą „trudniejszą” córką. W szkole miała kłopoty z matematyką, nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z rówieśnikami. Marta przeciwnie – zawsze otoczona przyjaciółmi, z czerwonym paskiem na świadectwie. Starałam się nie faworyzować żadnej z nich, ale czy to w ogóle możliwe?

Teraz obie były dorosłe. Agnieszka mieszkała w bloku na Pradze z mężem i synem Kacprem. Marta – w domku pod Warszawą, jej syn Janek chodził do prywatnej szkoły muzycznej. Spotykaliśmy się na rodzinnych obiadach raz w miesiącu i za każdym razem czułam napięcie unoszące się w powietrzu.

Najgorsze było to, że rywalizacja między nimi przeniosła się na chłopców. Kacper miał dziesięć lat i był zamknięty w sobie, nieśmiały. Janek – o rok młodszy – brylował w towarzystwie, grał na pianinie i zdobywał nagrody w konkursach.

Pewnego dnia podczas obiadu Agnieszka zaczęła opowiadać o sukcesach Kacpra:

– Kacper wygrał konkurs matematyczny w szkole! Pani powiedziała, że ma wyjątkowy talent.

Marta uśmiechnęła się uprzejmie:

– To świetnie! Janek ostatnio dostał wyróżnienie za koncert fortepianowy.

Widziałam, jak Agnieszka zaciska usta. Kacper spuścił głowę i zaczął bawić się widelcem. Janek patrzył na niego z ciekawością, ale nie powiedział ani słowa.

Po obiedzie Agnieszka podeszła do mnie w kuchni:

– Widzisz? Ona zawsze musi być lepsza. Nawet jej syn musi być lepszy od mojego.

– Agnieszko…

– Nie rozumiesz! Ty też zawsze ją chwalisz!

Czułam się bezradna. Próbowałam tłumaczyć, że nie porównuję ich dzieci, ale ona już mnie nie słuchała.

Wieczorem zadzwoniła do mnie Marta:

– Mamo… Może następnym razem spotkajmy się tylko we dwie? Bez Agnieszki? Ona jest coraz bardziej nie do zniesienia.

Zamarłam. Czy naprawdę doszło do tego, że moje córki nie chcą już nawet widywać się przy rodzinnym stole?

Przez kolejne tygodnie sytuacja tylko się pogarszała. Agnieszka zapisała Kacpra na dodatkowe zajęcia – angielski, szachy, karate. Chciała udowodnić sobie i całemu światu, że jej syn też może być „najlepszy”.

Kacper coraz częściej skarżył się na bóle brzucha przed szkołą. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni:

– Pani synowa bardzo naciska na Kacpra… On jest bardzo zestresowany.

Serce mi pękło. Wiedziałam, że Agnieszka chce dla niego jak najlepiej, ale czy naprawdę o to chodzi w byciu matką?

Podczas kolejnego obiadu rodzinnego atmosfera była gęsta jak śmietana w barszczu. Kacper siedział cicho, Janek próbował go zagadywać:

– Chcesz pograć w piłkę po obiedzie?

Kacper pokręcił głową.

Agnieszka spojrzała na Martę:

– Może twój syn powinien czasem pozwolić innym wygrać?

Marta zacisnęła usta:

– Może twój syn powinien nauczyć się przegrywać?

Obie spojrzały na mnie wyczekująco. Czułam się jak sędzia na ringu bokserskim.

Po obiedzie poszłam do łazienki i rozpłakałam się jak dziecko. Czy naprawdę tak miało wyglądać moje macierzyństwo? Czy mogłam zrobić coś inaczej?

Wieczorem zadzwoniłam do Agnieszki:

– Kochanie… Może spróbujesz trochę odpuścić? Kacper jest wspaniałym chłopcem taki, jaki jest.

Usłyszałam tylko ciche szlochanie po drugiej stronie słuchawki.

– Mamo… Ja po prostu nie chcę, żeby był taki jak ja… Żeby czuł się gorszy od innych…

Zrozumiałam wtedy wszystko. Ta rywalizacja to nie była walka z Martą czy Jankiem – to była walka Agnieszki z samą sobą.

Od tamtej pory próbuję rozmawiać z obiema córkami osobno. Staram się być dla nich wsparciem, a nie sędzią. Ale czasem czuję się bezsilna wobec ich żalu i niespełnienia.

Czy można naprawić relacje między siostrami po tylu latach rywalizacji? Czy dzieci muszą płacić cenę za nasze błędy?

Czasem patrzę na zdjęcia sprzed lat i pytam siebie: „Czy naprawdę zrobiłam wszystko, co mogłam? A może jeszcze nie jest za późno?”