Były mąż przez dziesięć lat nie pamiętał o córce, a teraz nagle postanowił zająć się jej wychowaniem: Czy nie jest na to trochę za późno?

– Andżelika, wróciłaś już? – krzyknęłam z kuchni, słysząc trzask drzwi wejściowych. Odpowiedziała mi cisza, przerywana tylko szelestem kurtki rzucanej na wieszak. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam moją czternastoletnią córkę, która nawet nie spojrzała mi w oczy. – Co się stało? – zapytałam cicho, czując narastający niepokój.

– Nic – burknęła i ruszyła do swojego pokoju. Zatrzymałam ją w połowie drogi. – Andżelika, proszę, porozmawiaj ze mną. – Odwróciła się powoli, a w jej oczach zobaczyłam coś, czego nie widziałam od dawna: gniew i żal.

– Tata do mnie dzwonił – powiedziała nagle. – Chce się spotkać. Chce być moim ojcem. Po tylu latach! – Jej głos zadrżał.

Zamarłam. Przez dziesięć lat Mateusz był tylko cieniem w naszym życiu. Przysyłał alimenty, czasem zapomniał nawet o tym. Nie dzwonił na urodziny, nie pytał o oceny, nie wiedział nawet, że Andżelika od dwóch lat gra na gitarze i marzy o własnym zespole. A teraz nagle postanowił być ojcem?

Wróciły do mnie wspomnienia sprzed lat. Miałam wtedy dwadzieścia dwa lata i byłam szaleńczo zakochana w Mateuszu. On był starszy o pięć lat, wydawał się dojrzały, odpowiedzialny. Szybko zaszłam w ciążę – nieplanowaną, ale wtedy wydawało mi się, że razem damy radę. Przez pierwsze miesiące po narodzinach Andżeliki próbował być obecny, ale coraz częściej znikał wieczorami, tłumacząc się pracą albo spotkaniami z kolegami. Po trzech latach zostałam sama z dzieckiem i kredytem na mieszkanie.

Przez kolejne lata nauczyłam się radzić sobie bez niego. Były dni, kiedy płakałam po nocach ze zmęczenia i bezsilności, ale nigdy nie pozwoliłam sobie na to przy Andżelice. Była moim całym światem. To dla niej pracowałam na dwa etaty, rezygnowałam z własnych marzeń i życia towarzyskiego. To dla niej nauczyłam się naprawiać cieknący kran i rozmawiać z nauczycielami o jej problemach w szkole.

A teraz Mateusz postanowił wrócić do naszego życia. Zadzwonił do mnie dwa dni temu.

– Monika, musimy porozmawiać – powiedział przez telefon głosem, który kiedyś tak bardzo kochałam.

– O czym? – zapytałam chłodno.

– O Andżelice. Chcę ją widywać częściej. Chcę być jej ojcem.

Zatkało mnie. Przez chwilę milczałam, próbując zebrać myśli.

– Przez dziesięć lat miałeś ją gdzieś – syknęłam w końcu. – Teraz nagle chcesz być autorytetem?

– Wiem, że zawaliłem – odpowiedział cicho. – Ale chcę to naprawić.

Nie wierzyłam mu. Zbyt wiele razy słyszałam obietnice bez pokrycia.

Teraz patrzyłam na Andżelikę, która stała przede mną z zaciśniętymi pięściami.

– Mamo, dlaczego mi nie powiedziałaś, że tata chce się ze mną spotkać? – zapytała nagle.

– Bałam się, że cię zrani – odpowiedziałam szczerze.

– Może chcę sama się przekonać? – Jej głos był cichy, ale stanowczy.

Zgodziłam się na ich spotkanie. Całą noc nie spałam, wyobrażając sobie najgorsze scenariusze: że Mateusz znów ją zawiedzie, że obie będziemy musiały poskładać jej serce na nowo.

Spotkali się w niedzielę w kawiarni na rynku. Siedziałam przy stoliku obok i obserwowałam ich ukradkiem. Mateusz próbował żartować, opowiadał o swojej pracy za granicą i nowych planach na życie w Polsce. Andżelika słuchała go z kamienną twarzą.

Po powrocie do domu zamknęła się w pokoju i przez godzinę grała na gitarze tak głośno, że sąsiedzi zaczęli walić w ścianę.

Wieczorem przyszła do mnie do kuchni.

– On myśli, że wystarczy przyjechać raz na dziesięć lat i wszystko będzie dobrze – powiedziała gorzko.

Objęłam ją mocno.

– Kochanie, to ty decydujesz, czy chcesz go w swoim życiu – wyszeptałam.

Następne tygodnie były pełne napięcia. Mateusz dzwonił coraz częściej, proponował wspólne wyjścia do kina czy na lody. Andżelika raz zgadzała się, raz odmawiała. Widziałam, jak bardzo jest rozdarta: tęskniła za ojcem przez całe dzieciństwo, a teraz nie potrafiła mu zaufać.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi.

– Tato, dlaczego mnie zostawiłeś? – zapytała cicho Andżelika.

Mateusz milczał długo.

– Byłem głupi i niedojrzały – odpowiedział w końcu. – Ale bardzo cię kocham.

– Nie wiem, czy potrafię ci uwierzyć – wyszeptała moja córka.

Zrozumiałam wtedy, że tej rany nie da się tak łatwo zagoić. Że nawet jeśli Mateusz naprawdę chce być ojcem, musi najpierw odzyskać jej zaufanie – a może nigdy mu się to nie uda.

Dziś siedzę przy kuchennym stole i patrzę na zdjęcie małej Andżeliki z pierwszego dnia szkoły. Myślę o wszystkich latach samotności i o tym jednym telefonie, który wywrócił nasze życie do góry nogami.

Czy można nadrobić stracony czas? Czy da się odbudować rodzinę z kawałków rozbitego lustra? A może są rzeczy, których po prostu nie da się naprawić?

Czasem zastanawiam się: czy powinnam była pozwolić Mateuszowi wrócić do życia naszej córki? Czy to ja jestem egoistką… czy on po prostu za późno zrozumiał swoje błędy?