„Jak możesz zabrać pieniądze własnej siostrze?” – Rodzinny spór o spadek po mamie rozdziera naszą rodzinę
– Jak możesz to zrobić własnej siostrze?! – głos ciotki Haliny rozbrzmiał w salonie, odbijając się echem od pustych ścian domu, który jeszcze niedawno tętnił życiem mojej teściowej. Stałam w kącie, ściskając dłonie, czując jak napięcie narasta z każdą sekundą. Andrzej, mój mąż, patrzył na swoją siostrę Wiktorię z mieszaniną żalu i bezsilności. Wiktoria miała łzy w oczach, ale jej twarz była zacięta.
– To nie ja napisałem testament, Halina – powiedział Andrzej cicho, ale stanowczo. – Mama chciała, żeby dom był nasz wspólny.
– Ale ty masz firmę, dom pod Warszawą i dwa samochody! – ciotka nie dawała za wygraną. – Wiktoria ledwo wiąże koniec z końcem, a ty chcesz połowę domu? To jest sprawiedliwe?
Wiktoria spuściła wzrok. Wiedziałam, że jej sytuacja jest trudna – samotna matka dwójki dzieci, praca w szkole, kredyt na mieszkanie w bloku z wielkiej płyty. Andrzej i ja mieliśmy więcej szczęścia: dobrze prosperująca firma transportowa, własny dom, stabilizacja. Ale czy to znaczyło, że powinien zrezygnować z części spadku po matce?
Odczytanie testamentu było jak otwarcie puszki Pandory. Zamiast wspólnej żałoby pojawiły się pytania o sprawiedliwość i rodzinne żale. Pamiętam, jak jeszcze tydzień temu siedzieliśmy przy stole u mamy Andrzeja, jedliśmy sernik i rozmawialiśmy o wakacjach. Teraz każdy gest był podejrzany, każde słowo mogło wywołać burzę.
– Może powinniście sprzedać dom i podzielić się pieniędzmi – zaproponowała ciotka Halina, patrząc na Andrzeja z wyrzutem.
– To był dom naszej mamy – szepnęła Wiktoria. – Chciałam tu zostać z dziećmi. Nie stać mnie na wykupienie twojej części, Andrzej…
Mój mąż milczał długo. Widziałam, jak walczy ze sobą. Wiedziałam też, że jego relacja z matką była skomplikowana – przez lata czuł się przez nią niedoceniany, zawsze ważniejsza była Wiktoria. Teraz miał szansę „wyrównać rachunki”, ale czy naprawdę tego chciał?
Wieczorem usiedliśmy w naszym domu pod Warszawą. Andrzej był przybity.
– Co mam zrobić? – spytał mnie cicho. – Jeśli oddam jej dom, poczuje się lepsza, a ja… znów będę tym gorszym synem. Jeśli wezmę połowę, wszyscy będą mówić, że jestem chciwy.
– A czego ty chcesz? – zapytałam.
– Chciałbym mieć rodzinę… a nie wojnę o pieniądze.
Następnego dnia Wiktoria zadzwoniła do mnie. Jej głos drżał.
– Przepraszam za wczoraj… Ja po prostu nie wiem już, co robić. Mama zawsze mówiła, że Andrzej sobie poradzi. Ale ja nie chcę być tą biedną siostrą, której trzeba pomagać…
Słuchałam jej długo. Opowiadała o dzieciach, o strachu przed przeprowadzką, o tym, jak bardzo chciałaby zatrzymać dom rodzinny. Czułam jej ból i wstyd. Wiedziałam też, że Andrzej nie chce być postrzegany jako ten „zły”, który zabiera siostrze dach nad głową.
W weekend spotkaliśmy się wszyscy w pustym już domu teściowej. Atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Andrzej wyjął kartkę.
– Mam propozycję – powiedział spokojnie. – Możesz zostać w domu tak długo, jak chcesz. Nie będę cię zmuszał do wykupu mojej części ani do sprzedaży. Ale jeśli kiedyś zdecydujesz się sprzedać dom lub będziesz mogła mnie spłacić – wtedy porozmawiamy o pieniądzach.
Wiktoria rozpłakała się. Ciotka Halina pokiwała głową z aprobatą.
– Dziękuję… – wyszeptała Wiktoria. – Może mama by tak właśnie chciała?
Myślałam wtedy o tym, ile rodzin rozpadło się przez pieniądze i spadki. Jak łatwo zapomnieć o wspólnych świętach, dzieciństwie i miłości, gdy w grę wchodzą nieruchomości i pieniądze.
Minęły tygodnie. Relacje powoli zaczęły się odbudowywać, choć blizny pozostały. Andrzej czasem patrzył na mnie z pytaniem w oczach: czy dobrze zrobił? Czy nie powinien był walczyć o swoje?
Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy pieniądze naprawdę są warte tego bólu? Czy można być sprawiedliwym wobec wszystkich? A może czasem trzeba po prostu wybrać miłość zamiast racji?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między rodziną a pieniędzmi? Co byście zrobili na naszym miejscu?