Rozwód czy walka o rodzinę? Moja walka o miłość w cieniu codziennych problemów
— Znowu wracasz po dwudziestej? — zapytałam, starając się nie podnosić głosu, choć w środku aż kipiałam ze złości i bezsilności. Stałam w kuchni, z małym Jasiem na rękach, który miał gorączkę i płakał nieprzerwanie od dwóch godzin. Zosia, nasza czterolatka, siedziała przy stole i rysowała coś z zaciętą miną. Tomek zdjął buty, rzucił torbę na podłogę i westchnął ciężko.
— Magda, miałem dziś ważne spotkanie. Nie mogłem wyjść wcześniej — odpowiedział zmęczonym głosem, nawet na mnie nie patrząc.
— A ja miałam dziś dwie godziny snu i dziecko z 39 stopniami gorączki! — wybuchłam. — Myślisz, że to jest łatwe?
Cisza. Tylko tykanie zegara i cichy szloch Jasia. Tomek przeszedł obok mnie do łazienki. Usłyszałam trzask drzwi.
Tak wyglądała większość naszych wieczorów od kilku miesięcy. Tomek pracował coraz więcej w swojej firmie transportowej, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Kiedyś byliśmy drużyną — śmialiśmy się, planowaliśmy podróże, marzyliśmy o wspólnym domu z ogrodem. Teraz każdy dzień był walką: on z klientami i kierowcami, ja z pieluchami, katarem i wiecznym zmęczeniem.
Najgorsze były noce. Leżałam obok niego w łóżku, słyszałam jego ciężki oddech i czułam mur nie do przebicia. Próbowałam rozmawiać, ale każde słowo kończyło się kłótnią lub milczeniem. Czułam się niewidzialna.
Pewnego dnia mama zadzwoniła:
— Madziu, ty tak strasznie brzmisz… Może przyjedźcie na weekend do nas? Odpoczniesz trochę.
— Nie mogę, mamo. Tomek pracuje w sobotę. Poza tym… nie wiem nawet, czy chcę gdziekolwiek jechać.
Mama milczała przez chwilę.
— Madziu, pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Ale musisz też zadbać o siebie.
Zadbać o siebie? Nawet nie pamiętałam już, jak to jest. Moje życie kręciło się wokół dzieci i domowych obowiązków. Czasem miałam wrażenie, że znikam.
Któregoś wieczoru, gdy dzieci już spały, usiadłam naprzeciw Tomka przy stole.
— Tomek… My tak nie możemy dalej żyć. Ja już nie daję rady.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Myślisz, że ja daję? — zapytał cicho. — Firma ledwo zipie. Kredyt na mieszkanie mnie dobija. Boję się, że wszystko stracimy.
— Ale my już siebie straciliśmy — wyszeptałam.
Tomek spuścił głowę. Przez chwilę myślałam, że zaraz powie coś ważnego, ale tylko wzruszył ramionami.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Anka, moja przyjaciółka jeszcze z liceum.
— Magda, musisz wyjść z domu! Chodź na kawę, pogadamy.
Nie chciałam zostawiać dzieci z Tomkiem — bałam się jego nieporadności przy Jasiu — ale Anka była uparta. W końcu zgodziłam się.
Siedziałyśmy w małej kawiarni na Mokotowie. Opowiedziałam jej wszystko: o kłótniach, o zmęczeniu, o tym, że czasem wyobrażam sobie życie bez Tomka.
— Magda… A próbowałaś terapii? Może razem pójdziecie?
Prychnęłam.
— Tomek? On nawet nie chce rozmawiać o naszych problemach!
Anka złapała mnie za rękę.
— Ale ty musisz coś zrobić dla siebie. Bo jak się rozpadniesz, to dzieci też to poczują.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Wieczorem podjęłam próbę rozmowy z Tomkiem:
— Tomek… Może spróbujemy terapii? Dla nas? Dla dzieci?
Patrzył na mnie długo. W końcu powiedział:
— Nie wiem… Może to już nie ma sensu?
To zdanie bolało bardziej niż wszystkie wcześniejsze kłótnie. Przez kolejne dni chodziliśmy obok siebie jak duchy. Zosia zaczęła moczyć się w nocy. Ja płakałam po cichu w łazience.
W końcu przyszedł dzień decyzji. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole w kuchni — tym samym stole, przy którym kiedyś planowaliśmy przyszłość.
— Tomek… Ja nie chcę tak żyć. Ale nie chcę też odchodzić bez walki. Jeśli nie spróbujemy terapii, jeśli nie zaczniemy rozmawiać… to chyba naprawdę nie mamy już nic — powiedziałam drżącym głosem.
Tomek długo milczał. W końcu skinął głową.
— Dobrze. Spróbujmy jeszcze raz.
To był początek długiej drogi. Terapia była trudna — wyciągała na wierzch wszystkie nasze lęki i żale. Były łzy, były krzyki, były chwile zwątpienia. Ale były też momenty bliskości: wspólne śniadania w ciszy, pierwszy od dawna spacer we dwoje po parku Skaryszewskim.
Nie wiem jeszcze, jak skończy się nasza historia. Każdy dzień to walka o siebie nawzajem i o rodzinę. Ale wiem jedno: nie chcę już być niewidzialna ani dla Tomka, ani dla samej siebie.
Czasem patrzę na nasze dzieci i pytam siebie: czy warto walczyć o miłość nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się stracone? Czy można odbudować coś, co tak bardzo się rozsypało? Co wy byście zrobili na moim miejscu?