Dzień, w którym wszystko się zmieniło: Zgubiony telefon, nieznajoma i tajemnice, które wyszły na jaw
– Przepraszam, czy to pana telefon? – Jej głos był cichy, ale stanowczy. Stała przede mną, trzymając w dłoni mój wysłużony smartfon, który jeszcze godzinę temu miałem w kieszeni. Była piękna – nie w sposób oczywisty, raczej tajemniczy. Miała rude włosy spięte w niedbały kok i spojrzenie, które przeszywało na wskroś.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, poczułem ukłucie niepokoju. Przecież przed chwilą rozmawiałem z mamą – jak mogłem go zgubić? Wziąłem telefon z jej dłoni, a nasze palce musnęły się na ułamek sekundy. – Dziękuję… naprawdę nie wiem, jak mogę się odwdzięczyć.
– Może po prostu niech pan bardziej uważa – uśmiechnęła się lekko i już miała odejść, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Na ekranie pojawiło się imię: „Tata”. Spojrzała na mnie uważnie. – Odbierze pan?
Wcisnąłem zieloną słuchawkę. – Cześć tato… Tak, wszystko w porządku… Nie, jeszcze nie dostałem wypłaty… Tak, prześlę wam pieniądze do końca tygodnia…
Czułem jej wzrok na sobie przez całą rozmowę. Kiedy skończyłem, stała nadal obok. – Przepraszam, nie podsłuchiwałam. Po prostu… sama wiem, jak to jest martwić się o rodzinę.
To jedno zdanie sprawiło, że poczułem się dziwnie blisko tej obcej osoby. Zanim się zorientowałem, zaprosiłem ją na kawę do pobliskiej kawiarni. Przedstawiła się: „Jestem Marta”.
Rozmawialiśmy długo. Okazało się, że Marta też jest studentką – studiowała psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. Jej rodzice mieszkali w małym miasteczku pod Radomiem. Miała młodszą siostrę i podobnie jak ja, dorabiała po zajęciach.
Zaczęliśmy spotykać się częściej. Czułem, że przy niej mogę być sobą – bez udawania silnego czy niezależnego. Opowiadałem jej o rodzicach: o mamie pracującej w sklepie spożywczym i tacie, który po wypadku stracił pracę w fabryce. O tym, jak trudno pogodzić studia z pracą na kasie w Biedronce i korepetycjami z matematyki.
Pewnego dnia Marta zapytała: – A co byś zrobił, gdybyś dowiedział się czegoś o swojej rodzinie, czego nigdy nie chciałeś wiedzieć?
Zdziwiłem się. – Nie wiem… chyba zależy co to by było.
– Czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego – powiedziała cicho.
Nie rozumiałem wtedy jej słów. Dopiero kilka tygodni później wszystko zaczęło się sypać.
Zadzwoniła do mnie mama. Była roztrzęsiona. – Michał… musisz wrócić do domu. Tata… on…
Nie dokończyła. Wsiadłem w pierwszy pociąg do rodzinnego miasta pod Lublinem. W domu zastałem chaos: tata siedział przy stole z pustym wzrokiem, mama płakała w kuchni.
– Co się stało? – zapytałem.
Mama spojrzała na mnie przez łzy. – Twój tata… on ma długi. Duże długi. Ukrywał to przed nami miesiącami.
Poczułem, jak grunt usuwa mi się spod nóg. – Ile?
– Ponad trzydzieści tysięcy złotych…
Nie mogłem uwierzyć. Tata zawsze był odpowiedzialny, oszczędny do przesady. Jak mógł nas tak oszukać?
Wróciłem do Warszawy z ciężarem na sercu. Próbowałem rozmawiać z Martą, ale ona wydawała się coraz bardziej zamknięta w sobie.
Pewnej nocy dostałem od niej wiadomość: „Musimy porozmawiać”.
Spotkaliśmy się w tym samym parku, gdzie oddała mi telefon.
– Michał… muszę ci coś powiedzieć. Twój tata… zna mojego ojca.
Zamarłem.
– Jak to?
– Mój ojciec był kiedyś jego szefem w fabryce. To przez niego twój tata stracił pracę…
Patrzyłem na nią w osłupieniu.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
– Bałam się… Bałam się, że mnie znienawidzisz.
Wybuchłem gniewem i żalem. Wszystko zaczęło układać się w całość: długi taty, jego depresja po utracie pracy, milczenie mamy.
Przez kolejne dni unikałem Marty. Czułem się zdradzony przez wszystkich: przez ojca, przez Martę, przez los.
Ale życie nie pozwalało mi długo tkwić w żalu. Musiałem znaleźć sposób na spłatę długów rodziny i pogodzić się z przeszłością ojca.
Po kilku tygodniach napisałem do Marty: „Chcę porozmawiać”.
Spotkaliśmy się ponownie w parku.
– Przepraszam cię za wszystko – powiedziała cicho. – Gdybym mogła cofnąć czas…
– Ja też przepraszam – odpowiedziałem. – Może powinniśmy razem spróbować to wszystko naprawić?
Od tamtej pory zaczęliśmy wspólnie szukać rozwiązań: Marta pomogła mi znaleźć lepiej płatną pracę, a ja zacząłem rozmawiać z tatą o jego problemach zamiast je przemilczać.
Dziś wiem jedno: czasem przypadek – zgubiony telefon i spotkanie z nieznajomą – może wywrócić życie do góry nogami i zmusić nas do zmierzenia się z prawdą o sobie i bliskich.
Czy warto ufać ludziom mimo wszystko? Czy każda tajemnica musi wyjść na jaw? Co wy byście zrobili na moim miejscu?