Nasza rocznicowa podróż została odwołana, by pomóc teściowej – a ona nas zdradziła
– Naprawdę nie możemy pojechać? – zapytałam cicho, patrząc na bilety lotnicze, które leżały na stole jak wyrzut sumienia.
Michał spuścił wzrok. – Mama jest w poważnych tarapatach. Jeśli jej nie pomożemy, może stracić mieszkanie. Nie mogę jej tak zostawić.
Wiedziałam, że to prawda. Jego mama, pani Halina, zawsze była dla niego najważniejsza. Ale przecież to miała być nasza piąta rocznica ślubu – pierwszy raz od lat mieliśmy wyjechać tylko we dwoje, bez dzieci, bez pracy, bez codziennych trosk. Marzyliśmy o tym od dawna. Oszczędzaliśmy każdy grosz, rezygnowaliśmy z drobnych przyjemności, by móc spędzić tydzień nad ciepłym morzem.
Pamiętam, jak Halina przyszła do nas tamtego wieczoru. Miała zapuchnięte oczy i drżący głos. – Dzieci, ja już nie wiem, co robić… Komornik grozi mi eksmisją, a ja nie mam skąd wziąć pieniędzy. Proszę was… – Jej słowa brzmiały jak wyrok.
Michał nie wahał się ani chwili. – Pomogę ci, mamo. Zrobimy wszystko, co trzeba.
A ja? Czułam się rozdarta. Z jednej strony współczułam Halinie – była sama od śmierci teścia, a jej emerytura ledwo wystarczała na życie. Z drugiej strony… czy naprawdę musieliśmy poświęcić nasze marzenia? Czy zawsze musiałam być tą „rozsądną”, która rezygnuje ze swoich pragnień dla innych?
Oddaliśmy jej wszystkie oszczędności – ponad dziesięć tysięcy złotych. Michał sprzedał nawet swój ukochany rower szosowy. Ja zrezygnowałam z kursu językowego, na który czekałam od miesięcy. Bilety na samolot oddaliśmy znajomym za pół ceny.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy w cieniu tej decyzji. Michał był spięty i zamyślony, ja coraz częściej łapałam się na tym, że jestem rozdrażniona i smutna. W pracy ledwo mogłam się skupić. Znajomi pytali: „I jak było na wakacjach?”, a ja tylko uśmiechałam się blado i mówiłam coś o „nieprzewidzianych okolicznościach”.
Wszystko zmieniło się pewnego popołudnia, gdy przypadkiem spotkałam sąsiadkę Haliny na bazarze.
– Pani Aniu! Jak tam mama Michała? Słyszałam, że wygrała na loterii! – zawołała pani Teresa z szerokim uśmiechem.
Zamarłam. – Na… loterii?
– No tak! Chwaliła się wszystkim w bloku! Podobno dostała kilka tysięcy złotych! – dodała beztrosko.
Serce zaczęło mi walić jak młotem. Przez resztę dnia nie mogłam myśleć o niczym innym. Wieczorem powiedziałam o wszystkim Michałowi. Był w szoku.
– To niemożliwe… Może coś pomyliła?
Ale nie dawało nam to spokoju. Następnego dnia pojechaliśmy do Haliny bez zapowiedzi. Siedziała w kuchni, popijając kawę i przeglądając katalog biura podróży.
– Mamo… Musimy porozmawiać – zaczął Michał poważnym tonem.
Halina najpierw próbowała się wykręcać. Twierdziła, że to „tylko drobna wygrana”, potem że „wszystko poszło na długi”. Ale gdy pokazaliśmy jej wydruk z konta bankowego – przelew do firmy turystycznej na kilka tysięcy złotych – nie miała już wyjścia.
– Dobrze… Może trochę przesadziłam z tymi długami… Ale naprawdę potrzebowałam odpoczynku! Wy macie siebie, a ja jestem sama! – wybuchła nagle płaczem.
Patrzyłam na nią oniemiała. Michał był blady jak ściana.
– Mamo… Okłamałaś nas? Oddaliśmy ci wszystko, co mieliśmy! Myślałem, że jesteś w potrzebie!
Halina zaczęła się tłumaczyć: że czuła się samotna, że życie ją przytłacza, że chciała choć raz poczuć się szczęśliwa. Ale dla mnie to nie było żadne usprawiedliwienie. Zdradziła nasze zaufanie. Poświęciliśmy dla niej coś ważnego, a ona potraktowała nas jak bankomat.
Przez kolejne dni w naszym domu panowała cisza. Michał nie mógł patrzeć matce w oczy. Ja czułam się zdradzona i upokorzona. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi – o rachunki, o dzieci, o to, kto ma zrobić zakupy. Nasza relacja wisiała na włosku.
Dopiero po kilku tygodniach zaczęliśmy rozmawiać szczerze o tym, co się stało. Michał przyznał, że czuje się rozdarty między mną a matką. Ja powiedziałam mu wprost: – Jeśli jeszcze raz postawisz jej potrzeby ponad nasze wspólne życie, nie wiem, czy będę umiała ci zaufać.
Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę Halinie to kłamstwo. Może kiedyś uda nam się odbudować relacje – ale już nigdy nie będzie tak samo jak wcześniej.
Czasem patrzę na zdjęcia z folderu podróżniczego i zastanawiam się: czy warto było poświęcić własne szczęście dla kogoś, kto nie potrafił tego docenić? Czy rodzina zawsze powinna być najważniejsza – nawet wtedy, gdy rani najbardziej?