Niespodziewany gość przy stole – rodzinna kolacja, która zmieniła wszystko
— Co on tu robi? — pytanie cisnęło mi się na usta, gdy tylko zobaczyłam, jak Marek wchodzi za Pawłem do kuchni. Deszcz bębnił o parapet, a ja, stojąc nad garnkiem z zupą, poczułam, jak serce zaczyna mi walić. To miał być spokojny wieczór u mojego brata, Pawła. Kolacja, śmiechy, wspomnienia z dzieciństwa. Ale Marek? Tego się nie spodziewałam.
Paweł spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby nie widział problemu. — Anka, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Marek był w okolicy i pomyślałem, że fajnie będzie, jak do nas dołączy.
Marek stał w progu, mokry od deszczu, z tym swoim pewnym siebie uśmieszkiem. Przez chwilę miałam ochotę rzucić łyżką i wyjść. Ale zostałam. Przecież nie będę robić sceny przy rodzinnym stole. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.
Usiedliśmy do stołu. Mama podawała pierogi, tata nalewał barszcz. Rozmowa toczyła się wokół codziennych spraw — praca Pawła w urzędzie miasta, moje kłopoty z szefową w szkole, plany rodziców na działkę. Marek wtrącał się co chwilę, komentując wszystko z ironią. Czułam, jak narasta we mnie napięcie.
— Anka, a ty dalej uczysz te dzieciaki? — rzucił nagle Marek, patrząc mi prosto w oczy.
— Tak — odpowiedziałam chłodno. — Ktoś musi próbować coś zmienić w tym kraju.
— No jasne — prychnął. — Tylko czy to ma sens?
Paweł próbował rozładować atmosferę: — Marek lubi prowokować, nie przejmuj się.
Ale ja już byłam na granicy wybuchu. Przypomniały mi się wszystkie te sytuacje sprzed lat — jak Marek wyśmiewał mnie na studiach, jak rozpowiadał plotki o mojej pierwszej miłości, jak zawsze musiał mieć ostatnie słowo. I teraz znowu siedzi przy moim stole i zachowuje się tak samo.
Mama spojrzała na mnie z troską. — Aniu, może podasz jeszcze trochę sałatki?
Wstałam gwałtownie. — Sama sobie weźcie — syknęłam i wyszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i oparłam się o zimne kafelki. Oddychałam ciężko. W głowie miałam mętlik: dlaczego Paweł go zaprosił? Czy naprawdę nie widzi, jak bardzo mnie to boli?
Po kilku minutach wróciłam do stołu. Wszyscy milczeli. Marek patrzył gdzieś w bok, Paweł unikał mojego wzroku.
— Przepraszam — powiedziałam cicho. — Po prostu… to dla mnie trudne.
Tata chrząknął znacząco: — Może powinniśmy porozmawiać szczerze?
Marek wzruszył ramionami. — Jeśli Anka ma coś do mnie, niech powie to teraz.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. — Mam do ciebie żal, Marek. Za wszystko, co zrobiłeś kiedyś. Za to, jak mnie traktowałeś. Myślałam, że już nie muszę tego przeżywać.
Zapadła cisza. Paweł spojrzał na mnie zaskoczony.
— Nie wiedziałem… Myślałem, że to już przeszłość — powiedział cicho.
Marek nagle spoważniał. — Wiem, że byłem dupkiem. Ale to było dawno temu.
— Dla ciebie może tak — odpowiedziałam drżącym głosem. — Ale dla mnie to ciągle żywe.
Mama ścisnęła moją dłoń pod stołem. Tata westchnął ciężko.
— Może powinniśmy nauczyć się rozmawiać o takich rzeczach wcześniej — powiedział Paweł. — Nie chciałem cię zranić.
Zapanowała niezręczna cisza. W końcu Marek wstał od stołu.
— Może lepiej pójdę — rzucił i bez słowa wyszedł z mieszkania.
Siedzieliśmy jeszcze długo w milczeniu. Mama próbowała pocieszać mnie ciepłym słowem, tata nalał wszystkim po kieliszku nalewki. Paweł wyglądał na przybitego.
— Przepraszam cię, Anka — powiedział cicho. — Nie chciałem ci tego zrobić.
— Wiem… Ale czasem mam wrażenie, że nikt mnie nie słucha — odpowiedziałam szczerze.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy powinnam była wybaczyć Markowi? Czy rodzina naprawdę rozumie moje granice? Dlaczego tak trudno jest mówić o swoich uczuciach nawet najbliższym?
Może każdy z nas nosi w sobie jakieś rany, o których inni nie mają pojęcia? Czy warto je rozdrapywać przy rodzinnym stole? A może właśnie wtedy trzeba o nich mówić – zanim będzie za późno?